Długo
trwała przerwa pomiędzy kolejnymi sezonami, po drodze było euro i
olimpiada, ale wczoraj znowu zaczęło się to, na co z
niecierpliwością czekałem. Na początek los przydzielił nam
innego kandydata do czołowych lokat – Limanovię. Oba zespoły
stworzyły całkiem niezłe widowisko, ale nasz zespół potwierdził
wiosenną prawdę, że na Rejowie zwycięstwa przychodzą mu bardzo
ciężko. Ale czy remis w tym spotkaniu to aż tak zły wynik?
Nasz
trener przed meczem miał poważne zadanie, jak ustawić zespół
konkretnie na ten mecz. Czy z dwoma napastnikami, kosztem linii
pomocy czy też z jednym wysuniętym Mateuszem, za to z zagęszczonym
środkiem pola? Wybrał to drugie rozwiązanie i już na początek
zdumiał trochę kibiców, szczególnie tym, że na boisku zabrakło
miejsca dla Michała Gajosa, pojawił się za to Marcin Taler. Dla
mnie to decyzja zrozumiała, przede wszystkim dlatego, że pierwszy
to typowy ofensywny zawodnik, zaś drugi jednak bez porównania
potrafi lepiej pracować i dla defensywy.
Co
do meczu, to na początek trzeba zaznaczyć jedno – przyjechała do
nas naprawdę dobra drużyna. Biegająca, grająca na jeden kontakt i
znakomicie poukładana. My przeciwstawiliśmy im waleczność,
znakomitą obronę i nastawienie się na kontrataki. Jeśli chodzi o
sytuacje z akcji, to goście bili nas na głowę. Właściwie to nie
przypominam sobie jakiejś super akcji z naszej strony. Wyglądało
to raczej tak, że jak już odzyskaliśmy piłkę to była laga do
przodu na Mateusza, który osamotniony mógł co najwyżej
poprzepychać się z trzema obrońcami. Za to całkiem przyzwoicie
wychodziły nam stałe fragmenty gry, po których kilka razy
zagroziliśmy bramce gości. I kiedy tak sunął ich atak za atakiem,
bramkę zdobyliśmy my. Duża w tym zasługa ładnego dogrania
Małego, ale jeszcze większa Prusika, bo mógł i strzelać i
przyjmować, a on ze spokojem odegrał do Grunta z pierwszej piłki,
który tylko dostawił nogę i po chwili mógł przyjmować
gratulacje i od kolegów i od wiwatujących trybun.
Druga
połowa mogła być dla nas jeszcze bardziej szczęśliwa. Goście
rzucili się do ataku, ale nasza obrona spokojnie je rozbijała. Za
to kontrataków mieliśmy co najmniej trzy, z których bramki paść
powinny. A to Taler zamiast ostro dołem to podawał niemrawym lobem,
a to Ryniu źle przyjął, a to Sala za długo holował piłkę i nic
z tego nie wychodziło. Goście wyrównali w końcu po jakimś takim
niezdecydowaniu naszej obrony. Zawodnik gości przyjął piłkę na 5
metrze, wziął rozpaczliwie próbującego blokować Gruncika na
zamach, pozwolił mu wstać, jeszcze raz położył na zamach,
później jeszcze raz i w końcu umieścił piłkę w krótkim rogu
brami strzeżonej przez Machego. Niezbyt to dobrze świadczy o
obronie, która się przygląda, jak ich kolega jeździ z
poświęceniem dupą po trawie przez dobre kilka sekund i nikt nie
kwapi się by mu pomóc.
Później
to chyba jednak goście bardziej chcieli wygrać. Dochodziło nawet
do tego, że biegali naszym zawodnikom za piłką, żeby ci szybciej
rozpoczęli grę. Ale to była taka wymiana ciosów, w której każda
ze stron mogła zadać nokautujący cios. Okazje mieliśmy, ale
powoli zaczynało brakować sił. W końcu sędzia zagwizdał po raz
ostatni i ten w sumie całkiem dobry mecz zakończył się remisem.
Nie wiem dlaczego niektórzy na trybunach złorzeczyli na grę czy na
poszczególnych zawodników. Pewnie, że kibica najbardziej cieszą
zwycięstwa i nie jest zadowolony gdy jego zespół rozpaczliwie się
broni wybijaniem piłki, jak to miało miejsce zwłaszcza w końcówce
spotkania. Ale taki jest efekt grania z coraz lepszymi drużynami.
Można się kisić w niższej lidze i lać wszystkich po 5:0, można
też grać w wyższej i zbierać cenne doświadczenia, które powinny
zaowocować coraz lepszymi wynikami, a także i lepszą grą. Ale
przy lepszych drużynach nie zawsze będzie nam dane cieszyć się ze
zwycięstwa, a i porażki też pewnie przyjdą. To nie był dla nas
ani wybitny, ani zły mecz. Znakomicie wywiązał się ze swego
zadania zwłaszcza trener, który świetnie ustawił zespół pod
lepszego przeciwnika i w znaczny sposób osłabił jego pozytywne
strony. Naszym sprzymierzeńcem był niebiesko – biało –
czerwony charakter. Ale w następnych meczach wszystko musi wyglądać
zdecydowanie lepiej.
Czas
na oceny indywidualne:
Konrad
Majcherczyk – kolejny sezon zaczął na swoim starym, dobrym
poziomie. Kilka razy ratował nas w naprawdę groźnych sytuacjach.
Bramkę dostał w krótki róg, ale cóż mógł poradzić na strzał
z 5 metrów.
Damian
Chrzanowski – to samo co
wyżej. Mimo gorączki zacisnął zęby i zagrał tak jak nas do tego
przyzwyczaił. Ależ ten chłopak ma serducho do gry. Jakby tak mógł
dokupić z 10 cm, to... albo może nie, bo by od nas pewnie szybko
odszedł. Zszedł w końcówce jak już naprawdę brakło sił, ale
dostał sporą owację za grę. Należało się.
Michał
Prus – Niewiadomski –
ostatnia ostoja w obronie, znakomity przy stałych fragmentach i
kapitalna asysta przy bramce. Nie raz już gdzieś tam goście byli w
dobrej sytuacji, już mieli strzelać, a tu gdzieś jeszcze
zawieruszała się noga Michała i następował blok. Czyścił
praktycznie wszystko. Bezapelacyjnie gracz meczu.
Marcin
Grunt – zagrał prosto po
kontuzji, ale tego nic a nic nie było widać. Zagrał ofiarnie, z
poświęceniem i na wysokim poziomie. No i ta bramka – normalnie
rasowy napastnik.
Michał
Bała – nowy zawodnik. Nie
wiem czy prawą stronę Limanovia ma silniejszą czy wyczuli, że tam
jest nasz słabszy punkt, ale tamtą akurat stroną szło większość
groźnych ataków gości. Ogólnie występ na plus, ale kilka razy
zbyt łatwo przegrana walka o pozycję. W końcówce fatalna próba
dośrodkowania mogła zakończyć się zwycięskim golem. No bo
przecież nie wmówi mi, że tak właśnie chciał strzelać.
Adam
Imiela – całkiem przyzwoity
występ, ale wybacz Adaś, bo może być znacznie lepiej. Nie ma się
co oszukiwać, że to może być ostatni twój sezon w Granacie,
dlatego będziesz oceniany pod kątem ewentualnych występów w
wyższej lidze. A te dwie straty przy wyprowadzaniu piłki w samej
końcówce, w wyższej lidze, przy lepszych zawodnikach z pewnością
skończyłyby się golami. Ale niech nikt nie myśli, że zagrał
słabo. Bardzo solidnie, fajnie, że mamy takiego wychowanka.
Dawid
Sala – nieźle w rozbijaniu
ataków, ale słabo jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki. Za dużo
holowania, mało widzi na boisku, ja rozumiem, że defensywny
zawodnik, ale dzisiaj zawodnik musi być uniwersalny. Kilka razy
mocno zdenerwował trybuny. Rok temu Bartek Strzębski miał o wiele
lepsze wejście do zespołu. Ale i przeciwnik był słabszy. Jeszcze
muszę w kilku meczach go obejrzeć, żeby bardziej się przekonać.
Radosław
Mikołajek – mówiąc krótko,
nie przekonał mnie. Podobno świetnie prezentował się w
sparingach, ale liga to zupełnie co innego. Widać było, że jest
po ciężkiej kontuzji. Nie ma jeszcze startu do piłki, słabo mu
też szło uspokojenie gry, jakoś tak za szybko pozbywał się
futbolówki. To jest jeszcze nie to. Po przerwie szybko poprosił o
zmianę.
Marcin
Kołodziejczyk – po meczu
wspólnie stwierdziliśmy, że dobrze, że na takim poziomie zagrał
w pierwszym meczu, bo teraz już może grać tylko lepiej. To nie był
zdecydowanie jego mecz. Zmieniony jak najbardziej słusznie po
przerwie.
Marcin
Taler – oj napracował się w
tym meczu. Zapiepszał w przodzie i za chwilę się musiał wracać.
Niestety, w grze ofensywnej mocno raził niedokładnością. I ta
irytująca gra górą. Przecież po ziemi i łatwiej i szybciej i
dokładniej. Ale mimo wszystko pozytywnie. Pod koniec meczu oddychał
rękawami, ale walczył jakby to była dopiero I połowa.
Mateusz
Fryc – przy takim ustawieniu
niewiele mógł zrobić. Wczoraj przypominał mi Lewandowskiego z
meczu z Rosją. Bo ani nie dostawał prostopadłych podań, ani nie
miał w przodzie wsparcia. Zostawił dużo zdrowia na boisku, ale na
wiele to nie wystarczyło. Po co nam taki dobry zawodnik, jak nie
dajemy mu wsparcia? To jest człowiek do strzelania bramek, ale nie
łudźmy się, że dostanie piłkę, przepchnie 3 obrońców i
wjedzie z nią do bramki.
Jeśli
chodzi o zmienników ani Ryniu, ani Riva, jakoś nie zachwycili, a
Łata grał za krótko, żeby oceniać. Fajnie za to zaprezentował
się Rabenda. Daniel gra na linii spalonego, jest szybki i coś
czuję, że to może być dobry zmiennik. Ja bardzo lubię taki styl
grania, był kiedyś taki zawodnik, nawet ostatnio zakończył
karierę, który w ten sposób zdobywał mnóstwo bramek, ale może
nie będę mówił nazwiska, bo to było by zdecydowanie na wyrost.
Pierwsze
koty za płoty, a najbliższą środę już następna kolejka.
Kierunek Libiąż. Łatwo nie będzie, ale nikt nie mówił, że
będzie łatwo. Łatka faworyta została przypięta i teraz musimy
udowodnić, że słusznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz