Trzeci mecz
z Łysicą w Bodzentynie za kadencji Irka i trzeci remis 0:0.
Niebywała passa, bo rzadko zdarza się naszej drużynie nie strzelić
gdzieś gola przez 270 minut, a właściwie to nie zdarza się to
nigdzie oprócz Bodzentyna. Mecz o drugie miejsce w rundzie jesiennej
nie przyniósł rozstrzygnięcia i po prawdzie to z defensywnego
ustawienia obu drużyn i wyniku końcowego ucieszyć się mogła
tylko... Limanovia.
Oj posypała
nam się obrona na koniec rundy. Tradycyjnie nie można było liczyć
na występ Basąga, ale przeciwko Łysicy nie mogli też zagrać:
Chrzanowski, Prus – Niewiadomski i Sala. A wiecie co znamionuje
solidność i wielkość drużyny? Nie podstawowi gracze, bo, że od
nich się wymaga więcej, to wiadomo. Cechy te można poznać po
całej kadrze. I właśnie u nas to mamy. Kto by nie wskoczył do
składu, to nie musimy się obawiać i nie musimy się wstydzić.
Grunt i Łatkowski to podstawa, ale Michał Kołodziejczyk kolejny
solidny występ, wchodzi z ławki Michał Bała i też nie widać, że
ostatnio częściej był rezerwowym niż wychodził w podstawowym
składzie.
Czytam
sobie, że mecz był słaby. Powiedziałbym raczej, że mało
widowiskowy. Mieliśmy dobrze ustawione dwie drużyny, mieliśmy
ostrą walkę, gdzie nikt nie odstawiał nogi, było kilka sytuacji i
tylko goli brakło. Stan murawy w Bodzentynie też nie ułatwia
ładnej gry. Do gospodarzy można mieć pretensje, że grali za
ostro, że sędzia pozwalał czasami na zbyt dużo, ale spójrzmy na
to z drugiej strony. Co mają do zaoferowania drużynie taki Gołąbek
czy Kozubek? Szybkość? Nie żartujmy, każdy nasz zawodnik jest dwa
razy szybszy. Dobry drybling? Dajmy spokój. Oni mogą tylko jeszcze
bazować na grze typu: piłka przejdzie, ale nie przeciwnik. Mogą
się dobrze ustawić, tu kogoś palną pod żebro, tam kogoś zdzielą
łokciem, jeden się przestraszy bardziej, drugi mniej i jakoś to
jeszcze w tej trzeciej lidze idzie. No i te dobre warunki fizyczne
przy stałych fragmentach. Ale na Granat to ciągle za mało. Trzeba
też dodać, że zawodnicy Łysicy nie przebierali w środkach, ale i
nasi nie byli im dłużni. I nie oglądaliśmy jakichś symulek czy
wymuszania karnych czy wolnych. No, może Piotrek Gardynik za często
leżał na trawie bez celu, ale to chyba dlatego, że ziemia nagrzana
jeszcze, a może jeszcze chciał złapać trochę ostatnich
jesiennych promieni słonecznych.
Czy jestem
zadowolony z wyniku? Raczej nie, bo remis nam niewiele dawał.
Chociaż jakbyśmy przegrali to była by jazda po drużynie, że z
Bodzentynem przegrali, więc może ten remis lepszy. Tyle, że za
remis dopisaliśmy sobie punkcik, za przegraną nie było by nic,
więc różnica nie za wielka. Można było powalczyć o więcej. Bo
jak nam na wiosnę jakichś punktów braknie, to raczej szalę
przeważą te cztery stracone z Połańcem i Sandomierzem niż jeden
zdobyty w Bodzentynie.
Fajnie się
jeździ na zakazie. Inna sprawa, że ten zakaz miał każdy w dupie i
nikt nam nie robił problemów. Przyjechaliśmy, obejrzeliśmy i
wróciliśmy. Ładnie zachowała się Łysica, bo w sumie mogli nam
robić pod górkę, a okazali się ludźmi w porządku. I dlatego
wszystko odbyło się w dobrej atmosferze, bez żadnych wymian
„uprzejmości”, oberwało się za to trochę OZPN-owi. Na wiosnę
też zaczynamy od zakazu. No to będziemy...
Podsumowanie
rundy czas zacząć. Długo się zastanawiałem, kto był graczem
jesieni. Miałem dwie murowane kandydatury, raz miałem postawić na
jednego, raz na drugiego. I gdy już wszystko było praktycznie dla
mnie jasne, po meczu w Bodzentynie znowu zacząłem mieć
wątpliwości. Ale może od początku. Nie mam się do kogo
przyczepić. No, może do tego, że tak po prawdzie, to z nikim
poważnym nie wygraliśmy. Czyli z nikim z pierwszej szóstki. No i
ten nieszczęsny puchar. Ale ogólnie, to była dobra runda. Raz ktoś
zagrał lepiej, raz słabiej, ale generalnie wszyscy dali radę. Od
niektórych wymagałbym więcej, ale akurat grali na tyle wysokim
poziomie, że bez sensu było by czepianie się. Oczywiście moje
typy to raczej subiektywna ocena i żadne nagrody poza jakąś tam
satysfakcją przewidziane nie są.
Zacznę od
pozytywnego zaskoczenia. Michał Kołodziejczyk. Właściwie to już
nie pamiętam ile lat jest w Granacie. Ostatnio etatowy rezerwowy i
gra wtedy gdy ktoś pauzuje za kartki czy z powodu kontuzji. Jakby
zagrał słabo, to mogło by się znaleźć jakieś wytłumaczenie,
że nie czuje gry, że to czy tamto, ale akurat w jego przypadku nie
jest to zupełnie potrzebne. Zawsze gdy musiał załatać gdzieś
lukę to robił to dobrze. W Małogoszczu nawet perfekcyjnie. Jak dla
mnie już nie tyle puka do pierwszej jedenastki, co wali z kopa w
drzwi. Tak trzymać.
Kto był
najlepszy? Nie mogłem zdecydować. Grała cała drużyna, ale dwóch
zawodników ciągnęło ją nieraz za uszy. Alfabetycznie. Marcin
Grunt. Jak przyszedł było solidnie, ale bez rewelacji. Na jesień
zrobił niesamowity wręcz postęp. Podstawowy ostatni obrońca i
jeden z pierwszych strzelców. Jeśli tak często trafia do siatki
obrońca to jest to znaczna wartość dodana do dokonań drużyny.
Otwierał wynik, gonił wynik, bronił, atakował. Po prostu klasa.
Nie będę ukrywał, miał być drugi, ale w ostatnim meczu w
Bodzentynie był po prostu najlepszy i ten „gracz jesieni” po
prostu mu się należał. Wygrał chyba wszystkie pojedynki główkowe,
a znając warunki fizyczne graczy Łysicy, nie było to wcale łatwe.
To, że na zero z tyłu, to też jego znaczna zasługa. Jeśli trener
miałby takiego nosa do transferów ofensywnych, jak do tych
defensywnych to z taką Limanovią byśmy wygrywali tyle co ze
Szreniawą. Oczywiście to taki żart, bo na świętokrzyskim rynku
ofensywnym panuje dość spory deficyt, chyba łatwiej wypatrzyć
jednak solidnego obrońcę. Oby takich solidnych jak Marcin. Albo
niech trener już defensywnych graczy nie wypatruje, bo na tę chwilę
mamy aż za dobrych już w klubie.
Drugi z
najlepszych nie będzie żadnym zaskoczeniem. Kapitalny kapitan i
najlepszy strzelec. Ta bramka z Krakowa powinna być w kompilacji
tygodnia Eurosportu bramek z całej Europy. A przecież to nie był
jednorazowy wybryk. Początek rundy fatalny, ale potem było już
tylko zwyżkowo. Chłopak, którego chciałaby w swoich szeregach
cała nasza liga i pewnie z pół drugiej. Ale jest u nas. Zawsze
pamięta o kibicach, a kibice o nim. Taki po prostu piłkarski
charakter.
Przed nami
sen zimowy. Pewnie będą jakieś zmiany w drużynie, ale to dopiero
przed nami. Na tę chwilę dla całego zespołu: jeszcze raz dzięki.
Co złe za nami, to była naprawdę dobra runda, a na horyzoncie
wiosna i oby było jeszcze lepiej.
Ale za ten
puchar jest mi, jako kibicowi Granatu po prostu wstyd i już. Sokół
Rykoszyn. Przez całą jesień jeden punkt w lidze i dziesięć
strzelonych bramek. Nam w 90 minut potrafił wcisnąć pięć. Takie
coś nie ma kurwa prawa powtórzyć się w przyszłości. Szanujmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz