Chciało
by się powiedzieć: nareszcie. Prawie miesiąc później, ale w
końcu doczekaliśmy się startu rundy wiosennej. Jako, że ma to być
marsz ku II lidze, to nie ma co pytać trenera i piłkarzy, o co
walczymy, tylko ładować dupę w samochód i pomóc drużynie. I
tak, w niedzielne popołudnie załadowaliśmy się w dziewięć osób
w dwa samochody i wyruszyliśmy po polskich dziurawych drogach za
naszym Granacikiem.
Trasa
spokojna, z krótkim postojem w Łagowie. Ktoś tam nawet pytał się
pani sklepowej o Alberta Brudka, ale kurde, o dziwo, nie znała. Nie
czują klimatu piłki w Łagowie, ale ryneczek mają całkiem fajny.
Po
dojechaniu na miejsce wbijamy się za darmo na stadion. Niepocieszony
był jeden człowiek od nas, kolekcjoner biletów, ale w końcu od
kogoś tam wycyganił już przedarty. Typowanie wyników nie było
raczej mocną stroną naszej ekipy. Najniżej było obstawiane 0:3,
ktoś tam mówił, ze będzie 1:4, 0:5, ja postawiłem na 2:9 czym
udowodniłem, że na piłce znam się najmniej.
Przed
meczem kontuzji doznał nasz etatowy bramkarz, ale nikt się tym
jakoś specjalnie nie przejął. To my mieliśmy atakować i strzelać
bramki, a nie przejmować się obroną.
Jak
już wiadomo, zamiast efektownego zwycięstwa, z trudem wymęczyliśmy
2:1. I bardzo dobrze. Jakby była trójka do zera, to było by bez
historii. A tak, było nerwowo, z emocjami i gestem tryumfu na
koniec. Walka była od 1. do 90. minuty i taki Granat chciałbym
oglądać zawsze. Nieważne przy jakim wyniku, zawodnicy pokazali, że
mają siły na bieganie z pełnym zaangażowaniem przez cały mecz i
tego trzeba zawsze od nich wymagać. Skoro można biegać 90 minut
przy nerwowym wyniku, to tym bardziej można przy efektownym
zwycięstwie. Po co wygrać 2:0, skoro można podkręcić tempo i
wygrać 3, 4 czy nawet 5. A z tym różnie na jesień bywało, kto
czyta na bieżąco, to zna ten syndrom „niesłonych ziemniaków”.
Bramki
dla nas zdobyli, co jest sprawa prawie oczywistą, nie napastnicy:
najskuteczniejszy w drużynie „Mały”, który udowadnia tezę, że
jeśli szczęście już komuś sprzyja, to tym lepszym i Marek Basąg,
który w tym meczu chyba sobie nawet lepiej radził w przodzie niż
tyle. Oczywiście nie ma co mówić, że gol Marcina, to był piękny
strzał z rzutu wolnego z ponad 40 metrów. Było to ewidentne
dośrodkowanie, które poszło z mocnym wiatrem, bramkarz za daleko
wyszedł i puścił sobie za kołnierz. Zresztą w pomeczowej
rozmowie ze mną, Marcin przyznał, że chciał dośrodkowywać, za
co dodatkowy szacun. Bramka jest bramka.
Marek
swojego gola strzelił po ładnej główce. Naprawdę, dośrodkowanie
i złożenie się do strzału było najwyższych lotów.
Nie
będę pisał o wszystkich zawodnikach. Nie był to jakiś super
mecz. Była za to super drużyna. Po prostu to zwycięstwo sobie
wybiegaliśmy i wyszarpaliśmy.
Kilka
słów o bramkarzu i nowych graczach.
Borgi
zagrał bardzo przyzwoicie. Zwłaszcza na przedpolu. Przy straconej
bramce, uważam, że mógł zachować się ciut lepiej, strzał nie
był taki mocny, a jakoś ta piłka jednak po rękach poszła i
wpadła. Może był trochę zasłonięty, bo straszny ścisk był
wtedy przed polem karnym. Inna sprawa, że nasza obrona na niewiele
Czarnym pozwalała. Ten strzał, po którym padł gol, był bodajże
jedynym ich celnym strzałem w meczu. A na pewno już w II połowie
gospodarze nie oddali żadnego celnego strzału. Więc siłą rzeczy
więcej bramek Tomek wpuścić nie mógł. Nie jego wina, że nie
mógł się wykazać. Pozytywny występ.
Z
nowych zawodników, w pierwszym składzie wyszedł Bartek Gębura i
muszę powiedzieć, że to był dobry transfer. Bardzo dobry. Takich
zawodników chce się oglądać. Pewnie oglądający ten mecz Marcin
Grunt nieraz sobie pomyślał, że gdyby został, to może o pierwszy
plac wcale nie miał by tak łatwo. Jakby kiedyś powstało
stanowisko: trener od wyszukiwania bardzo dobrych obrońców, to Irek
z miejsca miałby etat co najmniej w polskiej ekstraklasie.
Inni
nowi zawodnicy pojawili się po przerwie. A nie, muszę kilka słów
o Michale Bale. Wszyscy siedzący na ławce powinni sobie
przeanalizować występ Michała, jak powinna wyglądać gra
zmiennika. Zmiennik nie może zaniżać poziomu, a, że wchodzi na
podmęczonego przeciwnika, to powinien ten poziom nawet podwyższyć.
I tak zagrał Michał, przerwał chyba wszystkie akcje idące jego
stroną, nie przegrał żadnej główki, miał nawet kilka udanych
zagrań do przodu. I tak ma być.
O
Mateuszu Dziubku, to mógłbym nawet napisać, że dał dobrą
zmianę. Bo i wniósł sporo ożywienia w przodzie i starał się być
wszędzie tam gdzie piłka. Bardzo szybki zawodnik i starał się ten
atut wykorzystać. Ale cóż z tego? Bo jak to pozbierać wszystko do
kupy, to napastnik, ani nie musi być szybki, ani być wszędzie.
Napastnik ma być skuteczny. A Mateusz miał chwilę po wejściu taką
patelnię z 8. metra, że nie można było chyba nie trafić w
światło bramki. Zresztą nie wiem czemu akurat chciał to uderzać
z powietrza, jak nie był atakowany. I wyszło tak gdzieś z pięć
metrów obok słupka. Jeszcze przy stanie 1:1, co oczywiście nie
mogło się podobać.
Mateusz
Mianowany wyszedł bodajże tylko na sześć minut, ale dał się
zapamiętać. Szkoda tylko, że raczej negatywnie. Taką piłkę, jak
miał w 91. minucie, to nie tyle, że trzeba wykorzystać w czasie
meczu. Takie piłki trzeba wykorzystywać zawsze, nawet w nocy o
północy. Skoro się biegnie sam na sam, to się strzela, a nie
przekładka przed polem karnym na lewą nogę, chwila zastanowienia,
a nie, lewa to mi służy do podpierania, jebnę z prawej, przekładka
na prawą, no teraz będzie chyba lepiej. Chyba by było, ale piłka
to taka gra, ze przeważnie gdzieś tam jakiś obrońca goni, nie? No
i dogonił i zabrał. Najlepiej tę akcję podsumował Chrzanu. Na
tyle dobitnie, że sędzia pokazał mu żółtko za niecenzuralne
słownictwo. Ja tam różne rzeczy widziałem i nieciekawie by było,
jakby chwilę później Czarni wyrównali, jakby sędzia miał tak
słaby dzień, jak w Krakowie i gwizdnął karnego z kapelusza. Po to
takie akcje się stwarza, żeby to strzelić i dobić przeciwnika. A
tu, jak nie strzał chwilę po wejściu, tak gdzieś z 20 metrów nad
bramką, to niewykorzystane sam na sam, nawet bez strzału. Musi być
większa koncentracja, bo nieraz taka akcja jest jedna w meczu i
trzeba ją wykorzystać, żeby zainkasować trzy punkty. Takie zmiany
są kibicom i drużynie w ogóle niepotrzebne, bo wprowadzają
niepotrzebną nerwowość. No, ale wygraliśmy, jest czas do jeszcze
solidniejszych treningów i powinno być lepiej.
I
chyba tyle.
Albo
jeszcze kilka słów o nowych dresach.
Jak
zobaczyłem, to myślałem, że Czarni chyba na rozgrzewkę wybiegli.
Ale nie, przecież znajome twarze. Ale w fioletowych dresach?
Nie
wiem czy w przecenie były, czy jakiś komplet fioletowy został
znaleziony przez pracownika Wtórpolu w kontenerze z Florencji?
Wiem
tyle, że niewiele ma fiolet wspólnego z Granatem. Jak ktoś chciał,
żeby było coś nowego, to jest. Jak ktoś chciał, żeby było
śmiesznie, to też jest. Ale jest mało profesjonalnie i przy
zerowym poszanowaniu naszych trzech kolorów. Czyli jak ktoś chce za
dobrze, to przeważnie wychodzi niedobrze. Nikomu się to nie
podobało. Dobre może na treningi, ale paradować na wyjeździe w
fioletowym dresie, mając swoje piękne, niebiesko-biało-czerwone
barwy, po prostu nie wypada. Fioletowy to może mieć ksiądz ornat w
Wielki Post, a nie Granat dres.
A
już w najbliższą sobotę gramy z Popradem. Wszyscy na mecz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz