Są
wyjazdy autokarowe, bywa, że jeździ się pociągami, kiedyś był
nawet pomysł, żeby do Suchedniowa iść na piechotę, ale ja
wczoraj zdecydowałem się na wyjazd rowerowy. Nie był to żaden
wyczyn, bo sparing graliśmy w Szydłowcu, a z Chlewisk to mam tam
może z osiem kilometrów. Tak czy inaczej mecz obejrzałem, a i
jazda rowerem na zdrowie poszła.
Z
samego meczu niewiele można wyciągnąć daleko idących wniosków.
Były błędy, nawet sporo błędów, ale nie czas i miejsce, żeby
je konkretnym osobom wypominać. Lepiej popełniać je teraz i
wyciągać wnioski już na ligę, niż wygrywać wszystko jak leci i
spocząć na laurach z myślą, jacy to jesteśmy mocni.
Zagraliśmy
składem, który niewiele będzie miał wspólnego z tym, którym
wybiegniemy w Libiążu za trzy tygodnie. Nie zagrał Machy, Marek
Basąg, Miano i Ryniu, cały czas nie możemy korzystać z Gajosa i
Rabendy, nie zagrał też testowany ostatnio Kopeć, z którego
pozyskania trener zrezygnował.
Za
to po raz kolejny zaprezentowali się nasi nowi zawodnicy czyli
Styczyński i Malinowski oraz cały czas testowani: Paweł i Piotr
Markiewiczowie, Artur Kidoń oraz Dawid Stawczyk z Radomiaka i
jeszcze jeden młodzieżowiec z Orląt Kielce, a właściwie to z
Korony chyba.
Co
do gry Bartka Styczyńskiego to mam mieszane uczucia. Mam wrażenie,
że młodzieżowców powinniśmy poszukać na inne pozycje, natomiast
obronę powierzyć doświadczonym i naprawdę solidnym piłkarzom.
Nie to, ze Bartek to jakiś obibok czy mało solidny kopacz, po
prostu mało doświadczony i taki niepewny w interwencjach. To może
być melodia przyszłości, ale dzisiaj nasza obrona to: Chrzanu,
Basąg, Gębura i Łata. Nie widzę tego inaczej.
Na
lewej obronie zagrał Piotr Markowicz i w sumie mogę napisać to
samo co o Styczyńskim – jeszcze nie teraz. Za to jego brat, który
zagrał na prawej pomocy, to już inna bajka. Agresywny, szybki,
zadziorny, wszędzie włoży nogę, moja rada na dzień dzisiejszy:
bierzemy i dajemy pierwszy plac. Da radę. Należy dodać, że
strzelił też bramkę, ale to akurat zasługa Mateusza Fryca, który
wyszedł sam na sam i tak zakręcił bramkarzem gospodarzy, że ten
do dzisiaj ma zawroty głowy, po czym podał do Pawła, któremu
pozostało z dwóch metrów kopnąć do pustaka.
A
propo Mateusza, to jest chłopak, który robi niesamowitą jakościową
różnicę w przodzie, ma jednak na dzień dzisiejszy jedną wadę.
Żeby strzelić bramkę potrzebuje trzech – czterech takich
naprawdę dobrych okazji. A skuteczny napastnik powinien
wykorzystywać przynajmniej co drugą. Tak jak wczoraj Kidoń, który
miał dwie i obydwie wykorzystał. Tyle, że przy pierwszej sędzia
pokazał spalonego czym się wygłupił strasznie, bo to nie była
nawet stykowa sytuacja, tylko w momencie podania Artur miał
ostatniego obrońcę chyba ze dwa metry przed sobą. Nawet trener się
zdenerwował i mimo że to tylko sparing, to trzy słowa sędziemu
zaaplikował. Przy drugiej też wyszedł sam na sam i kopnął do
bramki z takim spokojem jakby grał już w piłkę ze dwadzieścia
lat. Tyle tylko, że zastanawiam się czy akurat teraz jest nam taki
zawodnik potrzebny. Młodzieżowcem nie jest, gra wybitnie
ofensywnie, a u nas akurat w przodzie ludzi aż nadto. Dobrze
wprowadził się Malinowski, jest Ryniu, za chwilę dojdzie Gajos,
trzeba gdzieś znaleźć miejsce dla dwóch młodzieżowców. Decyzję
podejmie trener, ale wątpię, żeby zostawił Artura w drużynie.
Pozostali
dwaj testowani jakoś nie wbili mi się swoją grą w pamięć. Dawid
grał na pozycji defensywnego pomocnika, ale to miejsce zarezerwowane
dla Mateusza Mianowanego, chyba, że potrafi zagrać na innej
pozycji. Na pewno dobre warunki fizyczne, ale czy to wystarczy?
Drugi, bodajże Damian czy Patryk, to zawodnik chyba Korony, ostatnio
Orląt Kielce, tyle wiem.
Bo
oprócz oglądania meczu trochę trzeba było porozmawiać na temat
wyjazdowych planów. Terminarz jest cały czas ruchomy. Tzn. był, do
wczoraj. Ostatecznie zaczynamy jednak w Libiążu, za to Poprad mamy
u siebie.
Następny
sparing już w czwartek z Hapoelem Katamon Jerozolima. Nie jest to
ten znany Hapoel z tego miasta, tylko klub stworzony od podstaw przez
kibiców po jakichś nieporozumieniach związanych z działalnością
klubu i spadkiem z najwyższej ligi przed paru laty. Zaczynali od
tamtejszej piątej ligi, teraz są świeżo po awansie z trzeciej do
drugiej. Czyli szału być nie powinno, co nie zmienia faktu, że
musimy zaprezentować się z jak najlepszej strony. I wygrać.
A
na koniec mała anegdotka. Akurat robię malowanie w dwóch pokojach
i tak sobie w zeszłym tygodniu powolutku pracowałem, a to jedna
ściana, a to druga, w piątek prawie skończyłem, zostawiłem jedną
małą ścianę na sobotę. W sobotę tak mi się tego nie chciało
robić, szukam tylko jakiejś wymówki, w końcu mówię wprost:
Nie
chce mi się dzisiaj malować, odpocznę sobie w sobotę, a skończę
w poniedziałek. (Zupełnie mi wypadło z pamięci, że mecz jest.)
Ta,
już to widzę jak w poniedziałek skończysz, bierz się do roboty,
niewiele zostało.
No
mówię Ci, na pewno skończę w poniedziałek.
A
ja ci mówię, że nie skończysz w poniedziałek, przecież Granat
gra mecz w Szydłowcu.
Zupełnie
mnie zatkało, a i o meczu sobie przypomniałem. Rad, nierad musiałem
złapać za wałek i wiadro z farbą.
Ach,
ta moja Żona, o wszystkim wie i wszystko wie lepiej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz