Uff,
wreszcie skończyła się przerwa między sezonami. Mimo że krótka,
dłużyła się chyba jak każda inna. Pierwszy mecz przyszło nam
grać na wyjeździe więc musiało odbyć się tradycyjne szukanie
ludzi, dzwonienie, namawianie, zastraszanie i koniec końcem w
sobotnie popołudnie zapakowaliśmy się w samochód w cztery osoby i
jazda na Libiąż.
Lubię tam
jeździć. Raptem byłem drugi raz, ale jest to jedno z tych miejsc
gdzie chce się jechać. Ładny obiekt, fajna knajpka przy stadionie,
darmowy wjazd dla przyjezdnych i co najważniejsze, jak zawsze
gościnna miejscowa drużyna. Z tym wjazdem to akurat było tak, że
w tym dniu wszyscy wchodzili za darmo, ale fakt jest faktem, że i
poprzednio wpuścili nas za darmo czyli narzekać na ceny biletów
nie mamy prawa.
Nie będę
się rozpisywał o meczu akcja po akcji bo i raz, że mi się nie
chce, a dwa, że jak ktoś oczekuje czegoś takiego, to niech
zapakuje dupę w samochód i się pofatyguje na mecz wyjazdowy, wtedy
będzie wiedział co się na meczu działo. W ogóle z tymi wyjazdami
to jest jakaś paranoja, bo na dwa tygodnie przed meczem jest ludzi
na dwa samochody, tydzień przed meczem ledwie na jeden, a na dwa dni
przed meczem wyłamują się kolejne i zaczyna się nerwowe szukanie.
Naprawdę, kilka tygodni wcześniej wiadomo, gdzie i kiedy zaczynamy,
a takie wymówki jakie słyszę kilka dni przed meczem, to nie
przystoją nawet dzieciakom z podstawówki, a co dopiero wydawało by
się poważnym osobom. Piszę o tym dlatego, bo jak widzę, to w
necie jesteśmy pierwszą siłą chyba nawet w świętokrzysko –
małopolskim, ale jakby za internetowymi chęciami szło chociaż 25%
czynów, to autokar na każdy wyjazd byłby pewny. A jak na razie to
jesteśmy kibicami miliona internetowych wpisów i dwóch milionów
wymówek. Ktoś się może obrażać, nie zgadzać się, ale takie są
fakty.
Sam mecz był
meczem walki. Byliśmy zespołem ewidentnie lepszym i wygranie tam
było po prostu obowiązkiem. Niby w pewnym momencie gospodarze
doprowadzili do remisu, ale tak naprawdę to w tym momencie
powinniśmy wysoko prowadzić tylko jak zawsze zabrakło
skuteczności. Paweł Markowicz zaraz po karnym na 1:0 miał sam na
sam, Mateusz Fryc na początku II połowy sam na sam, ale dogonił go
obrońca i zdecydował się na strzał z 14 metrów, prosto w
bramkarza, dwa razy Marcin Kołodziejczyk strzelał niecelnie z
rzutów wolnych z 18 metrów, jakbyśmy coś z tego wykorzystali, to
wynik byłby dawno spokojny, a tak to nerwówka była solidna. Ktoś
może powiedzieć, że Marcin i tak dwie strzelił z karnych więc
nie ma się co czepiać. Oczywiście, że nie ma, ale Marcin raczej
przyzwyczaił do tego, że jak ma taki rzut wolny to jest tak jakby
pół bramki, więc z dwóch jedna wpaść powinna.
W całym
meczu były trzy rzuty karne i wszystkie jak najbardziej słuszne,
było sporo kartek i też wszystkie słuszne. Pomyłek sędziowskich
nie zanotowałem, przynajmniej jakichś dużych, jak dla mnie ten
mecz może być puszczany jako wzór sędziowania na boiskach
trzecioligowych. A nawet wyżej.
Przy karnym
na 2:1 była niezła zadyma na boisku, bo gospodarze próbowali
udowodnić, że nie zagraliśmy fair, tworząc akcję od razu po
rzucie sędziowskim, a wg nich powinniśmy im oddać piłkę. Rzucał
się trener Janiny, rzucali się piłkarze, ale tak naprawdę to nie
mieli racji. Zresztą jakby mieli, to nie omieszkali by tego pokazać
na filmie, bo kręcili cały mecz. A prawda była taka, że leżał
nasz zawodnik i w tym momencie o piłkę walczył z przeciwnikiem
Mateusz dzióbek. W momencie gdy ją przejął, sędzia odwrócił
się i widząc cały czas leżącego naszego gracza, przerwał akcję,
by po kilku chwilach wznowić ją rzutem sędziowskim. Cała drużyna
gospodarzy stanęła i czekała nie wiadomo na co, piłkę dostał
Paweł Markowicz, podał do środka, po czym nasz zawodnik, nie wiem
który, wstrzelił ją w pole karne, gdzie dopadł jej Bartek
Malinowski. Właściwie to nawet źle ją przyjął, bo wyrzucił się
do boku i w tym momencie wpadł w niego bramkarz. Sędzia nie miał
wyjścia jak tylko wskazać na wapno. I zaczęła się heca, najpierw
został zaatakowany przez piłkarzy Janiny sędzia, że karny
niesłuszny, że piłka należała się gospodarzom. Totalne
idioctwo, bo co sędzia niby ma do tego czy ktoś piłkę odda czy
nie. Sędzia jest od sędziowania, a karny był ewidentny. Druga
sprawa jest taka, że o żadnym oddawaniu piłki nie mogło być
mowy, bo w momencie przerwania akcji to my byliśmy przy piłce i my
konstruowaliśmy akcję. Koniec końcem kapitan gospodarzy wyleciał
z boiska, w sumie za chamstwo i buractwo, a Mały jak nas już
przyzwyczaił podszedł do karnego i zamienił na bramkę. Tuż przed
końcem meczu na 3:1 podwyższył Mateusz Dzióbek po kapitalnej
kontrze i asyście Przemka Ryńskiego i zwycięstwo stało się
faktem.
Co do
zmienników, to nie licząc czwartej zmiany, takiej na odetchnięcie
i ukradzenie kilku sekund w końcówce, każda wcześniejsza była
przemyślana i dała efekt. Dzióbek wszedł za Fryca i kapitalnie
się prezentował na tle podmęczonego już przeciwnika, do tego
ustalił wynik meczu. Bartek Malinowski po wejściu też sporo wiatru
w przodzie robił, do tego wywalczył rzut karny, a Ryniu jak już
pisałem zaliczył kluczową asystę przy trzeciej bramce.
Jak łatwo
zauważyć, w tym sezonie mamy całkiem inną drużynę. Nie ma już
takiej rywalizacji w szeregach obronnych, za to jest straszna
rywalizacja w ofensywie. Może Mateusz Fryc tego nie zauważył, ale
jak będzie takie rzeczy robił, jak zrobił przy zmianie, to
szybciutko sobie usiądzie na ławce i wcale nie jest powiedziane, ze
nie będzie to z korzyścią dla drużyny. Właściwie to zagrał
dobry mecz. Szarpał z przodu, miał swoje sytuacje, absorbował
bardzo dobrze kilku obrońców, i tak non stop gdzieś do 55-60
minuty. Wtedy trener zdecydował o zmianie. Obrażony nie wiadomo
czym Mateusz zdjął na boisku koszulkę, za co zarobił kartkę i
poszedł prosto do szatni nawet nie podając ręki trenerowi.
Zachowanie bez sensu i logiki. Albo jest się częścią drużyny i
przyjmuje się do wiadomości, że jest rywalizacja i równorzędni
koledzy na ławce albo nie. Ale to już niech Mateusz sam sobie
przemyśli.
Jeszcze o
naszych dwóch młodzieżowcach. Obaj na plus. Może Paweł Markowicz
na trochę mniejszy, bo i świetnej okazji nie wykorzystał i kilka
razy tak jakoś się przeciwnika przestraszył i nie poszedł do
końca, ale naprawdę całkiem dobry mecz rozegrał. Dawid Stawczyk,
to taki zawodnik, że w sumie mało widać jego grę. Tu musi
przerwać, tam łokieć pod żebro wsadzić, przepchnąć się, taki
typowy defensywny pomocnik. Jeszcze widać niekiedy takie zachowania
juniorskie, niepotrzebne straty też się zdarzają, ale podobało mi
się to, że wszędzie wsadzał nogę, a jak się nawet nie dało, to
jeździł na dupie, a nie odpuścił. Inna sprawa, że jak ma się
obok siebie Miana, to gra się o wiele łatwiej, no ale, to też
pozytyw, że chłopak ma kogo podpatrywać. Da radę.
Dla mnie
takim cichym graczem meczu jest Radek Mikołajek. Gdzieś tam przed
sezonem nie bardzo nawet widziałem go w składzie, zwłaszcza po
powrocie Dziubiego. A Radek wychodzi i robi zajebistą robotę.
Potrzeba zagrać do przodu – jest. Potrzeba popracować w obronie –
jest. A jak dostał piłkę, to i kilku przeciwników potrafił minąć
i długą piłę zagrać – bardzo fajnie się to oglądało.
W ogóle
wszyscy ciężko zapracowali na tą wygraną. Cała obrona grała
nieustępliwie, non stop w ruch szły łokcie, wszystko było na
pograniczu faulu i nikt nie odstawiał ani nogi ani głowy. Ten klub
wielu już widziało na dole, wielu już nie wierzyło w tych
zawodników, że mogą o coś powalczyć. A mi się zdaje, że
właśnie nic tak nie jednoczy jak przejściowe kłopoty. Może nie
wszystkie mecze wygramy, ale coś mi mówi, że na pewno nie będziemy
się wstydzić.
I to by było
chyba na tyle jeśli chodzi o mecz.
Aha, jeszcze
muszę wspomnieć o Piotrku Sobańskim, bo chłopak co by nie mówić
zachował się na plus. Aktualnie przebywa w Katowicach więc może
daleko nie miał, ale wsiadł w samochód i na mecz swojego klubu
przyjechał. To się nazywa przywiązanie do barw.
I jeszcze
kilka słów o panu Zenku. Absolutnie pozytywna postać w Granacie.
Człowiek, który dba o każdy szczegół. Rozbawiła mnie sytuacja,
gdy po przerwie okazało się, że brakuje jednej piłki. Pewnie
któryś z rezerwowych wystrzelił i nie mógł znaleźć. Ale pan
Zenek się nie poddał. Poszedł i szukał w wysokim trawsku rosnącym
daleko za bramką, zaangażował chłopaka od podawania piłek, a
mało brakło, że i rezerwowi Janiny zaczęli by szukać. Wesoło
było w naszym gronie jak tak przypatrywaliśmy się tym, w sumie
bezowocnym poszukiwaniom, a jeszcze weselej jak pan Zenek wrócił na
ławkę i rozdawał bury na prawo i lewo. Nie ma się co martwić
stratą. Zresztą nie tylko gała zginęła. Jeden z zawodników
podobno tak udzielał wywiadów telefonicznie, że w końcu telefon
zgubił. Musiało być wesoło. Ale po takim meczu – należało
się.
Nasz powrót
też był wesoły, wpakowaliśmy się w objazd, na którym zgłupiała
nawigacja, gdzieś po ciemku źle skręciłem, w końcu wracaliśmy
przez takie wiochy, gdzie, jak stwierdziliśmy, nawet ustawa
śmieciowa nie dotarła. I zamiast wyjechać na siódemkę już w
Miechowie, to wyjechaliśmy gdzieś pod Jędrzejowem. Przynajmniej
dobre humory nas nie opuszczały.
W minionym
tygodniu mogliśmy oglądać zmagania polskich drużyn w pucharach.
Nie było tak źle, na trzy drużyny, które nam zostały, dwie
przeszły dalej, chociaż, to, że odpadł Lech jest pewnego rodzaju
małą niespodzianką. Ale ja nie o meczu, a o kibicowaniu. A raczej
o transparencie, o którym zrobiło się głośno. Jeśli patrzyć z
perspektywy przedmeczowej, to pewnie był robiony pod szybkie kilka
bramek Lecha i upokorzenie przeciwników, zwłaszcza, że Litwini
ostro cisnęli na pierwszym meczu i Lechowi i całej Polsce. Wyszło
jak wyszło, ale spójrzmy na to od strony kibicowskiej. Przecież w
oprawach nie chodzi o dobry wynik meczu, o to, że im ładniejsza tym
lepszy mecz będzie i piękniejsze bramki. Liczy się zabawa i
niekiedy też ośmieszenie przeciwnika. No bo jakim kibicowsko
przeciwnikiem i dla kogo może być Żalgiris? Chłopy się spięły
i kibicowsko zostali ośmieszeni. Mogą sobie jeździć na Łotwę
czy na Białoruś i błyszczeć. Bo w Polsce ani się o nich mówi
ani pisze. A, że piłkarsko dostaliśmy w czapę? Nie pierwszy raz i
nie ostatni – kibic szybko zapomni i wybaczy – takie już nasze
życie.
Oczywiście
wygłupić musiała się „wybiórcza”, która zorganizowała
akcję przepraszania Litwinów. Nie słyszałem, żeby litewskie
gazety organizowały podobną, gdy cały stadion w Wilnie obrażał
Polskę i cały jej naród. Jakiś taki dziwny trend panuje, że
każdy robi co chce, a przepraszać mają Polacy. Ale, jaka gazeta
takie przeprosiny. Zresztą kto to jeszcze czyta, od lat sprzedaż
idzie w dół więc nie ma co się nawet przejmować.
I jeszcze
mała zagadka:
Co łączy
Klaudiusza Łatkowskiego z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem
Fabiańskim?
Jak ktoś
wie, może napisać na czacie, a jak mi się uda, to może i sam Łata
coś o tym powie.
Na początku
zostało nam narzucone szybkie tempo. Już w środę gramy u siebie z
Nidą i liczymy na pierwszy komplet punktów u siebie. Ale to beze
mnie.
A za tydzień
w niedzielę wyjazd na mecz z Porońcem, ale wcale nie do Poronina
tylko do Zakopanego, bo tam rozgrywane są mecze. Tam nas jeszcze nie
było. Do zobaczenia.
Z ostatniej chwili: Okazuje się, że gała się jednak znalazła. Nie była w żadnych trawach czy za ogrodzeniem, a spokojnie sobie leżała za ławką rezerwowych gdzie wypatrzyło ją czujne oko kierownika drużyny.
OdpowiedzUsuń