Miała być
wiosna, a wymarzłem się w niedzielę na Rejowie jakby była co
najmniej połowa listopada. Tyle dobrego, że w tych anormalnych
warunkach i anormalnej atmosferze, spokojnie wygraliśmy 4:1 i przy
wynikach innych drużyn z czołówki tabel, już po pierwszej kolejce
jedyne co możemy, to spoglądać się za siebie. Przed nami
jesteśmy... tylko my, i to co w głowach i nogach naszych piłkarzy.
Nie chce mi
się już pisać o zamkniętym stadionie, bo w ostatnich dniach
zostało powiedziane i napisane chyba wszystko. Szacun dla tych co
zdecydowali się moknąć za płotem i dopingować naszą drużynę.
Znacie ten dowcip dotyczący dyrektora emcesiru i stadionu Granatu? Nie?
Jak się nazywają nasłynniejsze ruiny w świętokrzyskim?
KrzyszTopór.
Skład
przewidziałem w 100%, ale nie było to zbyt trudne. Po prostu grają
w tym momencie najlepsi.
Wynik szybko
otworzył ładną główką Klaudiusz, a później było już tylko z
górki. Łata w ogóle był bardzo aktywny w tym spotkaniu, atakował,
bronił, dośrodkowywał, strzelił bramkę i chyba tym należy
tłumaczyć to, że nie miał siły podziękować kibicom za doping.
Szybko i jako pierwszy zszedł do szatni gawędząc z zawodnikiem
gości.
Jak zwykle
szkoda Mateusza Fryca, bo harował za dwóch, ale bramki jak zwykle
nie zdobył. Na samym początku mógł zdobyć jedną z bardziej
kuriozalnych, jakie widziałem. Po próbie wybicia piłki przez
bramkarza gości w okolicach rogu szesnastki piłka trafiła Mateusza
i takim rogalem, mocno podkręcona zmierzała w bramkę. Otarła się
o poprzeczkę, trafiła w linie bramkową, a, że się odkręcała od
bramki, to wyszła w pole. W drugiej połowie już był sam sobie
winien, że nie strzelił, bo miał taką patelnię, że powinien,
ale czemu akurat próbował lewą nogą, wie tylko on sam. Ja cały
czas twierdzę, że jest bardzo przydatny drużynie, a jak jeszcze
zacznie strzelać...
A co można
napisać o Marcinie Kołodziejczyku? Powtarzać się non stop, chyba
bez sensu. No to: Marcin, słabo, bardzo słabo. Dwie bramki tylko?
Ja myślałem, że cztery będą minimum. W Działoszycach muszą być
minimum cztery, bo z Porońcem będzie ławka :-)
Malina dał
dobrą zmianę. Wszedł, zobaczył, strzelił, czy można wymagać
więcej?
Najważniejsze
dla nas powinno być to, że dobre zawody rozegrał Bartek Michalski.
Chłopak ma pojęcie o grze i raczej nie powinniśmy odczuć
wytransferowania do KSZO Radka Mikołajka. Raczej, bo po jednym meczu
za wcześnie oceniać.
Ciekawe, że
sędziował nam ten sam sędzia, który gwizdał jesienią z Bochnią.
I znowu wyrzucił Irka na trybuny. Ogólnie słabo sędziował, dużo
razy się mylił w obydwie strony, ale niczego nie zepsuł, bo
różnica klas obydwóch drużyn nawet mu na to nie pozwalała.
Przyznam, że było kilka innych sytuacji, w których bym się
zdenerwował na miejscu trenera, ale akurat nie w tej, po której
wyleciał pod domek klubowy, bo przecież nie na trybuny, które były
zamknięte. Paweł Markowicz ładnie minął przeciwnika i gdyby
odczekał chwilkę to byłby z pewnością faulowany. A Paweł gdy
tylko poczuł rękę rywala na plecach, to runął jak długi i
właśnie dlatego boczny nie zareagował. Stałem od miejsca
zdarzenia dosłownie kilka metrów więc mogę się na ten temat
wypowiedzieć. Takich fauli a właściwie niefauli nie gwiżdżemy. A
sędzia słaby i mocno na Granat obrażony. Tylko niby co nas to
obchodzi?
Mimo iż po
meczu kurtuazyjnie było podkreślane, że Górnik postawił twarde
warunki, to ja tego jakoś nie widziałem. Tak naprawdę, to w piłkę
jako tako grało tam może dwóch ludzi, a reszta statystowała albo
się między sobą kłóciła. Przyjechali chyba bez bramkarza i
skaperowali na szybkiego po drodze jakiegoś chłopa spod Łącznej,
co piłki na oczy nie widział. Na dobrą sprawę, to co leciało w
światło bramki to wpadało. Drużyna w sam raz na miejsce w tabeli
jakie zajmuje.
Następny
mecz z Nidą, ale nie w Pińczowie tylko w Działoszycach. Oficjalnie
jechać tam nie możemy więc nawet nie będziemy próbować.
Przepisy i nakazy są po to, żeby... a tam przecież wiadomo.
Czy za dwa
tygodnie wejdziemy na mecz z Porońcem? Oby, ale któż to wie.
Kłania się tutaj zdrowa logika, ze prywatne zawsze będzie górą
nad państwowym. Jakby stadion był w prywatnych rękach, to
właściciel dniem i nocą stawał by na głowie i rzęsach, żeby
mogli wejść kibice, bo kibic to dochód.
A, że
stadion jest miejski czyli państwowy, to na konferencji
usłyszeliśmy, że obligatoryjny dla miasta jest termin 30 czerwca.
Później będzie 31 grudnia, później ktoś się odwoła, ktoś
zachoruje, inspektor będzie na urlopie, w urzędzie miasta zepsuje
się fax, a w powiecie drukarka. Gdzieś tam zgubią pieczątkę,
gdzieś zawini poczta, a kibice jak stali tak będą stać za płotem.
Patrząc na
to wszystko, tak po ludzku, żal mi Krzysztofa Randli. Były zawodnik
klubu, z pewnością nie raz na słowo Granat, gdzieś mu tam mocniej
zabije serducho. Ale z drugiej strony ma stanowisko z nadania, gdzieś
tam siłą rzeczy uwikłany jest w
partyjno-miejsko-powiatowo-rycerskie rozgrywki i tak naprawdę
niewiele może. Pewnie jakby mu wczoraj kazali, to na konferencję
ubrał by się w strój baletnicy i odtańczył kawałek z „Jeziora
łabędziego”. Można się go czepiać, można go nie lubić, ale
ja nie wierzę, że tak w głębi serca chce dla nas źle. Powtarzam
– po prostu niewiele albo nic nie może.
Do
następnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz