Kolejne trzy ligowe mecze
za nami, do tego formalność w meczu pucharowym i chyba nadszedł
czas, żeby wyciągnąć z nich wnioski. Był kryzys czy go nie było?
Gramy lepiej czy nie gramy? Chcecie wiedzieć? No to zapraszam do
poczytania...
1:2 z Połańcem i 1:1 z
Muszyną i momentalnie pojawiło się twierdzenie, że Granat trapi
kryzys. Zespół, który w zeszłym sezonie poległ dopiero w
barażach o drugą ligę, pogrążony w kryzysie przez tak wybitnych
piłkarzy Czarnych i Popradu jak m.in. Krępa, Obierak czy Bomba i
Mężyk. Śmiechu warte. Nie?
Bo czy w ogóle możemy mówić o
kryzysie czołowej drużyny, jeśli nie potrafi wygrać z ewidentnie
słabszymi drużynami? Kryzys to może mieć Legia, jak cztery
kolejki z rzędu nie wygra z rywalami typu Lech, Wisła, Śląsk i
Jagiellonia. Kryzys, bo można było zdobyć 12 punktów, a zdobyła
by 0, no w najlepszym wypadku 4. A jak przeciwnikami w tych czterech
kolejkach byłyby zespoły Ruchu, Cracovii, Zawiszy czy Korony to
wtedy byłby nie kryzys tylko brak podejścia na 100% do meczu i
zlekceważenie hujowych, ale cały czas jako takich umiejętności
drużyny przeciwnej.
Dlatego jasnym jest, że
w Granacie nie było żadnego kryzysu, co tylko potwierdzają trzy
kolejno następujące po sobie mecze po Hutniku, który miał być z
serii tych na przełamanie.
Pisałem wtedy, że
słabością Granatu nie jest to, że nie wygrywa bo gra słabo tylko
to, że mizerną skuteczność mają ci zawodnicy, którzy za
strzelanie bramek powinni brać odpowiedzialność. Minęły trzy
mecze i...
Granat – Trzebinia 3:1,
strzelają: Janek, Fryc i Malina
Granat – Wolania 5:0,
strzelają: Janek, Mały dwie i Fryc, jedną dokłada też obrońca –
Gębura
Granat – Partyzant 6:0,
strzelają: Mały trzy, Janek, a dwie dokładają obrońcy – Styku
i Gębura
Trzy mecze, trzy
zwycięstwa, bramki 14:1. Nic, tylko oglądać i klaskać. Na
czternaście bramek, jedenaście strzelają zawodnicy ofensywni. Bo
Granat nie grał od początku sezonu słabo, za to grał przeraźliwie
nieskutecznie. Tak, jak pisałem, jeśli z większą częstotliwością
zaczną strzelać zawodnicy ofensywni, to nie tylko zaczniemy
wygrywać, ale będą to też zwycięstwa przekonujące. Bo bramki
obrońców to w każdej drużynie powinna być wartość dodana, a
nie norma, jak to często u nas było. Za dobry mamy zespół na tę
ligę, żeby mówić o kryzysie. Raczej mówmy o niedocenieniu czy
też lekceważeniu przeciwnika, albo jak to ostatnio powiedział
trener skłonności do jakiejś dziwnej, swojej gry.
Dawniej krzyczało się
na boisku: „gramy swoje” i oznaczało to granie wg własnej,
wytrenowanej taktyki. Granie swojej dziwnej gry to chyba granie wg
taktyki rozpisanej przez Jacka Gmocha w tv. Mi bynajmniej nic innego
nie przychodzi do głowy. Ważne, że działa.
Janek zaczął strzelać,
Mateusz zaczął strzelać, Mały wrócił, no i oczywiście zaczął
strzelać. W ogóle, to jest chłop z jakiejś innej opowieści.
Wraca i potrzebuje czterech spotkań, żeby nazwa Granat pojawiła
się w kontekście najlepszych strzelców ligi. Jakby to przełożyć
na język z wyższej piłkarskiej półki, Marcin to dla nas
James, Ronaldo i Benzema w jednym.
Obrona cały czas ma
szansę zmieścić się w nie więcej niż 10 bramkach straconych w
rundzie. Są najlepsi w lidze i to nie podlega żadnej dyskusji.
Warunkiem oczywiście jest stracenie nie więcej niż jednej bramki w
ostatnich trzech meczach, co biorąc pod uwagę przeciwników, będzie
trudne, ale jak najbardziej wykonalne.
To samo tyczy się bycia
liderem na koniec rundy. Wszystko w naszych nogach i głowach.
Wygramy trzy mecze i to nasze plecy będą wszyscy oglądać.
A przynajmniej dwa z nich
to będą więcej niż mecze. Najpierw rezerwy Korony czyli wszystko
jasne, a później wyjazd do lidera z Sandomierza. Lubimy grać z
zespołami, które wychodzą na boisko grać w piłkę, sami po to
wychodzimy więc jest szansa na dobre widowiska.
A na koniec, muszę się
przyznać, że nie byłem na żadnym z tych trzech spotkań, o
których napisałem. Opuściłem się trochę, ale cóż, takie
życie... W niedzielę będę na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz