Wielu z nas pamięta
historyczny awans do nowo wówczas tworzonej III ligi małopolsko –
świętokrzyskiej. Wyjazd do Alwerni obrósł już niejedną legendą,
a my przez jeden sezon mogliśmy się cieszyć z gry w wyższej
klasie rozgrywkowej. Liczyła ona wówczas 18 zespołów, po 9 z
każdego z województw. Dziś trudno trudno dopatrywać się równej
liczby zespołów, można powiedzieć, że nie wytrzymaliśmy
konkurencji krakusów. A to przecież mecze z lokalnymi rywalami
przynoszą najwięcej emocji i największą chęć zwycięstwa u
kibiców.
I taki mecz czeka nas w
niedzielę. Wystartowaliśmy na wiosnę słabo, jeszcze nie
wygraliśmy, ale jak można było usłyszeć tydzień temu na
Rejowie, najważniejsze czeka nas 1 kwietnia. Tak się potoczyła
historia naszych klubów, że zawsze gdzieś tam nie było nam po
drodze, choć jednocześnie patrzyliśmy na tamtejszą scenę
kibicowską z politowaniem. Nie pamiętam już dokładnie, jak to
było w 1993 r. gdy graliśmy tam finał PP ze Starem, ale
miejscowych raczej się wtedy nie uświadczyło, o zorganizowanej
grupie nie wspominając. Koniec lat 90-tych to pamiętne dwa wyjazdy
do Jędrzejowa, jeden bodajże w 19, drugi w 17 osób. Może liczby
nie imponujące, ale kto pamięta możliwości tamtej ekipy, nie
będzie zdziwiony, że miejscowi musieli palić dość ostro wrotki
na nasz widok. Anegdotami tamtych czasów są opowiadania o jednym z
miejscowych, który goniony ratował się skokiem w jakieś
zarośnięte oczko wodne, drugi wspiął się na kilkumetrowy mur ze
zręcznością, której pozazdrościł by mu sam Spiderman, zresztą
tak został wtedy przez nas ochrzczony. Zresztą na tym ostatnim
wyjeździe miejscowi w swojej bezsilności, wystawili nas w wiadomym
mieście wiadomej ekipie. Dziś ekipa extraklasowa, wtedy z niższej
ligi, ale też mocna. Ale i mi słabi nie byliśmy przez co doszło
do ciekawej i nierozstrzygniętej walki w pociągu. Kilka miesięcy
temu powtórzyli swój wyczyn czym tylko poświadczyli, że w
sprzedawaniu i lizaniu dupy wiadomej ekipie są mistrzami. Niechęć
narastała i narasta dalej, ale to i lepiej.
Dlatego nie będzie
dzisiaj o przewidywanych składach, taktyce czy bólu głowy trenera.
Każdy z zawodników musi mieć świadomość, że na wiosnę,
przynajmniej jeśli chodzi o wyniki – zawiedli. Kibice widzą i
doceniają wysiłek, doceniają walkę, ale 1 kwietnia to może być
za mało. Tutaj do serducha włożonego w grę trzeba będzie dołożyć
maksimum precyzji. Mecz nie będzie łatwy. Każdy z zespołów gra o
inne cele, ale my mamy w tym dniu tylko jeden – zwycięstwo.
Pewnie, że zawsze lepiej gdy w lidze gra jak najwięcej lokalnych
drużyn. Ale my nie jesteśmy w tym dniu, i w ogóle nigdy, Caritasem
rozdającym punkty – jedziemy tam jako Granat i jedziemy tam jak po
swoje.
Piłkarze powinni
wiedzieć, że będą mogli liczyć na doping licznej grupy
skarżyskich kibiców. Powinni zrozumieć, że taki wyjazd to nie
wycieczka do parku w niedzielę. Gęsto słyszy się o kłodach jakie
rzucane są kibicom przy organizacji wyjazdów. O setkach mandatów
za byle co, zakazach stadionowych i innego typu represjach. Ale
najwierniejszych to nie zniechęca. Dlatego nie zawiedźcie.
Walczcie, gryźcie trawę, a nawet przeciwników i sprawcie nam tę
chwilę radości, że gdy spiker powie, że jest 0:3 dla nas to niech
to dla miejscowych nie będzie Prima – Aprilis tylko szczera prawda
ku chwale naszych trójkolorowych barw.
A my? Niech nas będzie
jak najwięcej i niech każdy da z siebie więcej niż wszystko. Może
nie jesteśmy najlepsi, może i nie najliczniejsi, ale pokażmy, że
gdy trzeba się zebrać, to stać nas na wiele.
Do boju ZKS !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz