Takiego oczekiwania na
mecz wyjazdowy już dawno nie było. Okazja do spotkania ze starymi
znajomymi, wyjazd pociągiem, na dworze zimno, śnieżnie, gorąco na trybunach
i 4:0 do przodu. Było warto, ale może od początku.
Dla wielu z nas zaczęło
się już od wczesnych godzin porannych. Zanim z różnych stron
miasta zaczęliśmy się schodzić my, z różnych zakątków
województwa, i nie tylko, zjeżdżali się powoli nasi
znajomi,koledzy i przyjaciele. Miło się na sercu zrobiło
szczególnie na dworcu, bo okazało się, że przyjaźnie i
znajomości i dawnych lat przetrwały, a i nowych przybyło. Nie będę
wymieniał nikogo, bo nie chcę kogoś pominąć, ale za przybycie
szacun i dzięki. Ze Skarżyska można powiedzieć, że ilościowo
lekko – pół – średnio, ale kto miał być ten był. Za to
jakościowo, te 145 osób wspólnej wiary wyglądało bardzo
solidnie. Wyjazd ze Skarżyska spokojny, zresztą na biletach więc
nie było się do czego przyczepić. Pierwszy tego dnia folklor
mieliśmy w Suchedniowie gdzie kilkaset metrów za peronem stało
kilku kolesi, którzy na widok ruszającego pociągu, szybciutko
zaczęli wyciągać z majtek szaliki Orlicza, żeby dumnie nam je
zaprezentować. Co kraj to obyczaj, żeby nawet tym bohaterom zrobiło
się miło, napiszę, ze akcja na plus dla nich. Ciekawie zrobiło
się na dworcu w Kielcach, głośny śpiew i kilka odpalonych rac
dało naprawdę solidny efekt. Przesiadka i jedziemy już do celu
podróży. Na miejscu spokój, dużo tych co zawsze i kilku
miejscowych robiących z daleka fotki. Pod stadionem ilość
niebieskich mogłaby zdezorientowanemu obywatelowi sugerować, ze
szykuje się jakaś lokalna wojna. Wejście na stadion to totalna
porażka, zdejmowanie czapek, kamerowanie dowodów, a wszystko w
takim tempie, że ostatni z nas weszli już sporo po rozpoczęciu
meczu. Doping w przekroju całego meczu średni, z mocnymi zrywami
zwłaszcza po zdobytych bramkach. Pisałem coś przed meczem, że 3:0
byłoby w sam raz, Marcin Grunt nie posłuchał i dołożył na 4,
ale w tą stronę to mogę się mylić w nieskończoność.
Uprzejmości z obu stron też nie brakowało, bo przecież brakować
nie mogło. Miejscowi pokazali, że umiejętności wspinaczkowe są
im nadal nieobce i pewnym momencie odpalili nawet race na dachu
pobliskiego bloku. Ogólnie coś tam się starali mimo małej liczby,
ale akurat nas najmniej to obchodziło. Po meczu krótkie świętowanie
z piłkarzami efektownego zwycięstwa i spokojny powrót do
Skarżyska. Tutaj zabawa z przyjaciółmi trwała jeszcze w najlepsze
do późnych godzin nocnych, a w niektórych przypadkach nawet do
wczesnych rannych. Jeszcze raz dla wszystkich dzięki. Kto był ten
widział, kto nie był niech żałuje.
Nie będzie dzisiaj dużo
o grze piłkarzy. Przy takim wyniku należy pochwalić całą
drużynę. Oczekiwaliśmy wysokiego zwycięstwa i takie zwycięstwo
piłkarze nam zapewnili przy obopólnej radości. Trener trochę
pomieszał składem, trochę się pomęczyliśmy, co tylko
utwierdziło mnie w przekonaniu, że gra jednym napastnikiem i
pięcioma pomocnikami niekoniecznie dobrze nam wychodzi, ale narzekać
nie ma na co. Skupiając się na sytuacjach bramkowych, to przy
pierwszej kapitalna asysta Łatkowskiego. Nie dał opuścić piłce
boiska, z łatwością zwiódł zwodem obrońcę i dośrodkował
bardzo dokładnie wydawałoby się słabszą, prawą nogą.
Mateuszowi zostało już tylko dobrze złożyć się do strzału i
wpadło. Druga bramka, to asysta Małego i drugie trafienie Mateusza.
Akurat ten obrońca gospodarzy co najbardziej się wydzierał, że
był spalony, to sam nie wyszedł do przodu i sprokurował bramkową
sytuację. Coś tam mruczał i wyleciał z czerwoną, płakać z tego
powodu nie będziemy, co więcej chcemy więcej takich ogórków w
szeregach przeciwników. Najważniejsze, że Mateusz zaczął strzelać i teraz to już będzie na tyle z górki, że licznik zatrzyma się może gdzieś w połowie drugiej dziesiątki. Trzecia bramka to czapki z głów. Marcin,
tydzień po tygodniu strzela z wolnego tak, że bramkarz nawet nie ma
czasu się ruszyć. A jak się cieszył z tej bramki, to wiedzą ci,
co byli. Nie wiem na ile to jest prawda, ale podobno bramkarz Janiny
po obejrzeniu tej bramki, odmówił wyjazdu na najbliższe sobotnie
spotkanie. W sumie coś może być na rzeczy, ja też bym się bał.
Ostatnia bramka też ładna, asysta Rynia , Marcin Grunt znalazł się
tam gdzie powinien i z przytupem podkreślił swoją dobrą grę w
całym spotkaniu, chociaż może raczej trzeba napisać, że
„uGRUNTował” swoją pozycję w pierwszej jedenastce. Oczywiście
były jakieś błędy, niedociągnięcia, ale to takie malutkie, że
szkoda pisać. Raczej trzeba się cieszyć, bo jest z czego. Fajnie
natomiast słucha się pomeczowych wypowiedzi trenera. A to powie, że
sprawiedliwszy byłby remis, tutaj wyskoczył, że nie byliśmy lepsi
o 4 bramki. Jak nie byliśmy, jak byliśmy? Przecież chyba na tym
polega piłka, że jak się złapie przeciwnika to się go jedzie
raz, dwa, trzy, cztery i mało, mało :-) Ja rozumiem, że w tej
lokalnej piłce człowiek obraca się non stop wśród znajomych, ale
takie poprawnie politycznie wypowiedzi może należałoby zostawić
politykom. (to żart oczywiście, żeby ktoś życzliwy nie sugerował jakiegoś ataku w stronę Irka) Ja tam znajomych w Jędrzejowie nie mam i mogę napisać,
że jak ogórki miały ochotę na przyjęcie czwóreczki, to my im z
miłą chęcią tę czwóreczkę wbiliśmy.
Za tydzień mecz w
świątecznej atmosferze, ale na boisku pewnie będzie nie mniej
walecznie niż w Jędrzejowie. Szkoda tylko, że po raz kolejny ktoś
nie pomyślał i mecz zrobił w samo południe. Ile to osób mniej
więcej o tej porze zjeżdża dopiero na święta do rodzinnego
miasta, ile jeszcze robi ostatnie zakupy? Powiem krótko – sporo. I
sporo z nich, powiedzmy dwie godziny później pojawiłaby się na
stadionie. Ale po co kibicowi iść na rękę. Ktoś pewnie powie, że
dzięki temu będą dłuższe święta. To może zagrajmy o 7 rano,
będą jeszcze dłuższe. Ech, może już lepiej zakończę, nie
chcąc psuć atmosfery tej wczorajszej naprawdę świetnej niedzieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz