Z
różnym skutkiem toczą się nasze boje z drużynami z
małopolskiego. Jednakże do Starachowic jechaliśmy jako najlepszy
świętokrzyski trzecioligowiec i żeby status ten podtrzymać, po
prostu musieliśmy tam wygrać. Żeby podtrzymać passę zwycięstw
na wyjeździe też trzeba było wygrać. I wreszcie, żeby
zrehabilitować się wobec kibiców, licznie przybyłym za swoim
klubem, za ostatnie wpadki na Rejowie, też potrzebna była naszym
zawodnikom wygrana.
Skończyło
się na „3 razy TAK”, lecz chyba nawet najstarsi górale nie
przewidzieliby końcowego wyniku.
Cieszy
się serducho kibica, gdy okazuje się, że jednak ten Granat potrafi
zagrać na naprawdę wysokim poziomie. Nie to, że poprzednie stały
na jakimś bardzo słabym, ale ogólnie konstruowanie akcji szło nam
bardzo opornie, a już wykańczanie niekiedy ocierało się o poziom
wręcz żenujący. W sumie nawet powiedziałbym, że wczorajszy mecz
był bardzo podobny do tego sprzed tygodnia z Przebojem, wtedy jednak
z czterech dogodnych sytuacji nie potrafiliśmy wykorzystać żadnej,
zaś wczoraj praktycznie piłka wpadała do siatki w co drugiej
składnej akcji. A, że piłka nożna polega nie na stwarzaniu jak
najlepszych wrażeń artystycznych tylko na strzelaniu bramek, więc
te cztery strzelone Juvencie z pewnością zrekompensowały kibicom
nieudolność z Rejowa.
Można
było mieć jakieś obawy jadąc do Starachowic. W sumie Juventa to
doświadczony trzecioligowiec, jeszcze w lidze z nią nie wygraliśmy
i takie tam. Pisałem poprzednio o przywiązaniu naszego trenera do
systemu 1-4-2-3-1, ale przyznam, że po cichu liczyłem na jego
zmianę, jak i na powrót do składu Michała Gajosa, który miał
świetną końcówkę zeszłego sezonu. I... wcale się nie
przeliczyłem, wreszcie zagraliśmy na 1-4-4-2 i okazało się, że i
Mateusz wsparty drugim kolegą w przodzie więcej daje temu
zespołowi, i Marcin Kołodziejczyk zagrał najlepszy mecz jak na
razie, i wcale nie potrzebujemy dwóch defensywnych pomocników, żeby
zagrać na zero z tyłu. Przyznam szczerze, że w rozmowie
przedmeczowej z Irkiem wyczułem raczej taki musik jeśli chodzi o
zmianę systemu niż jakieś większe przekonanie do nowego, ale to
tym większe brawa za taką decyzję, bo przecież w sumie opłaciło
się z nawiązką. Irek na wstępie oznajmił mi „dzisiaj gramy
twoim ulubionym systemem”. A nieprawda, bo moim ulubionym systemem
jest właśnie diament, twierdzę tylko, że akurat my nie mamy do
niego odpowiednich piłkarzy. I nie jest to jakiś powód do wstydu,
bo do takiego ustawienia nie widzę piłkarzy w żadnym polskim
klubie, nawet ekstraklasowym. Taki np. Rumak z Lecha może ustawić
Ślusarskiego jako jedynego napastnika i efekt będzie co najwyżej
taki, że strzeli ze dwie bramki w sezonie, w tym jedną z Ruchem, a
drugą jak mu zejdzie i piłka litując się wpadnie do siatki. I
pewnie dlatego woli grać 4-4-2. Już nie mówiąc, żeby Lenczyk
wystawił na ostrzu diamentu Ćwielonga, bo wtedy to mecze mogłyby
trwać 2 razy po 2 dni, a i tak bramki byśmy nie uświadczyli,
chyba, żeby Mila z wolnego strzelił, albo Cetnarski z karnego.
Dobra,
wróćmy do Granatu. Dlaczego lepiej nam się gra wczorajszym
ustawieniem? Ano dlatego, że mamy świetnego bramkarza i świetną
obronę. Tak jak Marcin Grunt wszedł w sezon to normalnie poezja gry
defensywnej. Jest po prostu wszędzie, wszystko na pewności i
ogromnej nieustępliwości. Wślizg, główka, znowu wślizg,
uruchomienie akcji ofensywnej pierwszym celnym podaniem, naprawdę
oglądać taką grę to sama przyjemność. Pozostali obrońcy też
klasa. Michał Bała zrobił wczoraj więcej rajdów lewą stroną i
więcej razy dośrodkowywał niż w poprzednich trzech meczach, a jedno z tych dośrodkowań okazało się asystą przy strzale na 1:0. Dawid
Sala gra tak pewnie na swojej pozycji, że gra jednym defensywnym
pomocnikiem w zupełności nam wystarczy. Po to właśnie mamy
solidnych defensorów, żeby wzmacniać siłę ataku. Taki Dawid po
prostu sobie poradzi i za chwilę może uruchomić Talera czy Gajosa,
niech młodzi non stop atakują i stwarzają presję na obrońcach
drużyny przeciwnej. U Małego, aż widać chęć do gry, po dostaniu
piłki nie wali już lagi na osamotnionego w ataku Mateusza, tylko
musi wykazać się kreatywnością, raz do tego, raz do tamtego, ale
wszystko do przodu. Bo w przodzie jest nas po prostu więcej. Może
ta strata z początku drugiej połowy tak nie do końca przystoi jego
umiejętnościom, bo kontratak poszedł zabójczy, całe szczęście
bez konsekwencji, ale ogólna ocena gry naszego kapitana w całym
meczu mocno pozytywna, a przecież i ta bramka na 3:0 też była
całkiem niezłej urody. Marcin Taler tyle chyba biega w czasie
meczu, co ja robię samochodem w tydzień, i dobrze, że okrasił
swój występ golem, bo wreszcie uwierzy, że w meczu ligowym też
potrafi wcelować w bramkę. Szkoda tylko, że zarówno jego jak i
Michała Gajosa nie stać na jakiś miły gest w stronę kibiców,
jakieś podniesienie ręki przy schodzeniu, bo kibice dziękują
głośnymi oklaskami za grę, a tu w zamian tylko plecy. Uczyć się
od Mateusza i od Małego, bo oni jakoś te oklaski kibiców słyszeli
i podziękowali. Zresztą zawsze dziękują. Gwoli ścisłości
dodam, że pierwsze dwie bramki strzelił dla nas Mateusz, który
zdecydowanie odżył w takim ustawieniu. Co prawda jakby strzelił
jeszcze ze dwie bramki to by się na siebie nie obraził, a okazje
były wyśmienite ku temu. Nie ma co jednak narzekać. Takie mecze
nie stwarzają po prostu pretekstu do narzekania. Po prostu wczoraj
elegancko w mecz weszła cała drużyna. 4:0 na wyjeździe?
Niemożliwe stało się możliwe dzięki Wam. I po przyjeździe do
domu nie obejrzałem nawet Ligi Plus Extra. Bo Extra było w
Starachowicach.
O zespole gospodarzy nie będzie nic, albo prawie nic. Po prostu byli dla nas tłem i to takim lichym, czarno - białym. Nawet Krystian Płusa, chociaż się starał, to wypadł bezbarwnie. A trzeba było przyjść do nas. Grałbyś i u siebie i w lepszym zespole. Czasami warto mieć mniejsze wymagania, ale więcej serducha dla swojego klubu. Chociaż może to za bardzo kibicowskie myślenie.
O zespole gospodarzy nie będzie nic, albo prawie nic. Po prostu byli dla nas tłem i to takim lichym, czarno - białym. Nawet Krystian Płusa, chociaż się starał, to wypadł bezbarwnie. A trzeba było przyjść do nas. Grałbyś i u siebie i w lepszym zespole. Czasami warto mieć mniejsze wymagania, ale więcej serducha dla swojego klubu. Chociaż może to za bardzo kibicowskie myślenie.
Narzekać
można tylko, że na Rejowie tak rzadko oglądamy taką grę. Pora to
zmienić, a okazja już za kilka dni. No bo przy całym szacunku dla
przeciwników, ale nie wygrać z Połańcem to byłby niezły wstyd.
Kilka
słów o naszych rezerwach, które po dwóch kolejkach są liderem w
swojej grupie. A właściwie to kilka słów o Sławku Jedynaku.
Ogromny szacun, że po tak ciężkiej kontuzji, nie próbujesz gdzieś
dojść do formy w okręgówce czy może w 4 lidze, bo chętni pewnie
by się znaleźli. Grasz i strzelasz bramki dla naszego Granatu w
A-klasie, cały czas dając sygnał pierwszemu trenerowi, że jeśli
masz wrócić do poważniejszej gry, to właśnie w naszych barwach.
Trzymam mocno kciuki, żeby ta ambitna postawa jak najszybciej dała
efekty w postaci bramek już na trzecioligowym froncie.
A
na koniec trochę uśmiechu. Wchodzę sobie rano na kielecką piłkę,
a tu taka strona główna:
Nie
wiem czym zawinił administratorom niejaki Emil Skuza z Iwanisk,
natomiast kara dosyć oryginalna. Dobrze, że Marbus (akurat
zamieniliśmy wczoraj kilka słów, więc jakiś pozytywny postęp
jest) nie stosuje takich kar, bo podejrzewam, ze do dzisiaj na
stronie wisiałoby, ze Gruszka ma nie po kolei w głowie. Co nawet
byłoby zgodne z prawdą, bo kto o zdrowych zmysłach mówi żonie ,
że 15 sierpnia jedziemy razem do Krakowa, a później patrzy w
terminarz, po czym bierze w samochód i... z Jasiem, Damiano i Piplem
pomyka... do Libiąża. Dobrze, że taka fajna i wyrozumiała jest,
nawet żółtej kartki nie dostałem. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz