Człowiek
się naharuje cały tydzień, później jedzie kilkadziesiąt
kilometrów w niedzielę, żeby zrelaksować się na meczu, na
własnym stadionie, i co dostaje w zamian? Nadenerwuje się
bezradnością piłkarzy, poobgryza paznokcie i wraca w błogiej
nadziei, że następnym razem będzie lepiej. Cóż, takie życie
kibica.
Ostatnimi
czasy we wszelakich lokalnych mediach, a i ja też dałem się na to
złapać, przewijało się słowo „faworyci”. Nie wiem, kto to
powiedział czy napisał pierwszy, ale na dzień dzisiejszy zasługuje
chyba na bilet do wariatkowa i to w jedną stronę. Sam sobie dawałem
trzy mecze na ocenę możliwości tej drużyny. Dwa z nich były na
Rejowie, jeden z teoretycznie słabszym przeciwnikiem na wyjeździe.
Po Limanovii czułem spory niedosyt, ale tłumaczyłem to sobie, że
przeciwnik dobry. Taki dobry, że tydzień później ledwo zremisował
u siebie z Wisłą Sandomierz, a przedwczoraj na Hutniku wygrał, bo
akurat ten mecz sędziował gwizdacz z klapkami na oczach. A przecież
sam pisałem przed sezonem, że tam nie grają ludzie co poodrzucali
oferty Legii czy Wisły tylko goście, na których już dawno
postawiono krzyżyk, a, że z Szubrytu da się się jeszcze coś
wydoić to i tam są. No, ale na Granat i tak byli za mocni. Trzy dni
później w Libiążu zwycięstwo, a, że to się dla kibica liczy,
to na styl nie ma co patrzeć. To, że obydwie bramki padły po
stałych fragmentach zeszło na dalszy plan, nie wiem czy słusznie,
ale jednak. Wczoraj przyjechał Przebój, popałętał się trochę
po boisku i dzisiaj sobie czytam na ich stronie, że z ciężkiego
terenu w Skarżysku wywieźli punkt. Nasz trener w wywiadzie mówi,
że to był nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Czyli cieszą się
wszyscy, klepią się po plecach i wszystko jest dobrze. Jaki dobry
mecz, jak nie umiemy nawet w najprostszych sytuacjach piłki do
bramki skierować? Dobrze, że koleś z Przeboju przebił wszystkich
i nie strzelił z 10 cm do pustej bramki, bo było by pewnie jeszcze
gorzej. No chyba ktoś tu ma te 200 osób, co przyszło na wczorajszy
mecz za debili i głupoli. No bo wszyscy są zadowoleni, tylko kurwa
ci wredni kibice jak zawsze coś ujadają z trybun. Ja rozumiem nawet
to, że trener w pewnym momencie nie wytrzymał i wdał się w mało
kulturalny dialog z jednym z kibiców. Rozumiem, że trener jest za
drużyną, bo być musi, ale mówienie, że ktoś ujada z trybun,
bo mu żona w domu nie daje (nie wiem czy dojść do głosu czy
mówiąc kolokwialnie dupy), jest wielkim obniżeniem standardów,
jakie Irek sam sobie do tej pory wyznaczył dotychczasową pracą w
naszym klubie. Ja nie rozgrzeszam tutaj naszego trenera, sam od
siebie powiem tylko, że akurat wczoraj nie On powinien być
adresatem kilku przycinek. Nie powiem, jest czasami chimeryczny, na
siłę stosuje ustawienie, w którym ten zespół po prostu grać nie
potrafi, ale jednak w ostatnim dziesięcioleciu naszego klubu to
najbardziej pozytywna jego postać. Ustawił zespół jak uważał za
słuszne, ale nie jest winny, że Marcin Kołodziejczyk zamiast do
siatki, trafił w bramkarza, że Mateusz strzelił w wyśmienitej
sytuacji koło słupka, że Taler jak miał dobitkę do pustej
bramki, to strzelił pięć metrów nad poprzeczką i nie jest winny,
że Imiela jak wyszedł sam na sam to zamiast się rozejrzeć gdzie
jest bramkarz, to schował głowę między kolana i strzelił obok bramki.
Trener może nauczyć schematów gry, wyjścia na pozycję, dojścia
do sytuacji strzeleckiej, ale jak już zawodnik nie potrafi strzelić
w sytuacji sam na sam, to żaden trener go tego nie nauczy. Zresztą
niedaleko mnie siedział jeden z lepszych w przeszłości piłkarzy
Granatu i po którejś tam żenującej akcji naszego zespołu
powiedział: „Jejku, za co ten X gra w pierwszym składzie,
przecież za moich czasów on by nawet nie został dopuszczony do
podawania nam piłek na treningach, bo ani nie umie dokładnie
przyjąć, ani prosto piłki kopnąć”. Pominę może o kim mówił,
ale taka ocena człowieka, który na piłce się zna, mówi sama za
siebie o poziomie wczorajszego meczu. Druga strona medalu jest taka,
nasz trener tak naprawdę, nie potrafi tak zmobilizować drużyny,
żeby lepiej grała w meczach na Rejowie. Jaki mamy bilans meczów u
siebie to łatwo sobie sprawdzić, dla mnie większym problemem jest,
że jak trener mówi, ze przyjeżdża do nas dobry zespół z
Małopolski, to tak z góry się usprawiedliwia. Co to za gadka, że
mamy silny zespół i gramy w każdym meczu o zwycięstwo? Równie
dobrze tak może mówić każdy trener, ale za taką gadką muszą
iść wyniki, a tych jak na razie trochę brakuje. Korona też
mówiła, że jedzie na Legię po zwycięstwo, a skończyło się na
czterech w dupę, co w sumie było jedynym pozytywem wczorajszego
dnia. Bo tak naprawdę, to zaczął się nasz drugi sezon w III
lidze, a jeszcze z nikim poważnym na Rejowie nie wygraliśmy. Bo
chyba nikt mi nie powie, że w końcówce zeszłego sezonu poważnymi
rywalami były takie zespoły jak Dalin czy Górnik Wieliczka. Z taką
Limanovią i Przebojem nie wygraliśmy drugi raz z rzędu. Gdzie tu
jest miejsce na mówienie o jakichkolwiek faworytach? Jedyne sensowne
wzmocnienia zostały poczynione w bloku defensywnym, a w przodzie
mamy osamotnionego Mateusza, który nie daje rady. Jedyna pozytywna
wiadomość dla trenera i drużyny jest taka, że jesienią już
żadna poważna drużyna na Rejów nie przyjeżdża. Będzie można
lać Połańce, Szreniawy i Sandomierze, a o mecze na wyjeździe
martwię się jakby mniej. Obyśmy tylko w międzyczasie sami nie
przestali być brani za poważnych przeciwników. Może to jeszcze
wszystko odpali, może skończy się nawet lepiej niż w zeszłym
sezonie, czego przecież sobie najbardziej życzę. Ale łatka
faworyta spadła z Was szybciej niż została przyklejona. Po tych
trzech występach po prostu na nią nie zasługujecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz