Właściwie to miałem
pisać o 11:0, o derbach Mediolanu, Wiśle, Bełchatowie i ogólnie o
zeszłym tygodniu, ale w niedzielę na pierwsze miejsce wskoczyła
wiadomość z jednej stron o piłce, oczywiście dotycząca naszego
klubu.
Chcę wierzyć, że te
kilka zdań pisane w kontekście trenera i naszego klubu, jest
dziełem jakiegoś gościa, nie ze Skarżyska, któremu nie po drodze
z kolejnymi sukcesami naszego klubu. Jest też możliwość, że to
wyczyn jednego z nas, zwłaszcza, że wielu kibicom Granatu w
ostatnich tygodniach z trenerem też jest mocno nie po drodze.
Nie wiem kto, nie wiem po
co, ale ważniejsze jest to, że wpis taki nie był wcale potrzebny.
Nie chcę tu pisać żadnych poematów pochwalnych, raczej trochę
suchych faktów, przemyśleń i wniosków na przyszłość. Nie
będzie tu nic o prywatnych sprawach trenera. Nigdy o tym nie
rozmawialiśmy, zresztą średnio mnie to obchodzi, oceniać mogę
tylko po tym, jak zaangażowany jest w sprawy klubu i jakie osiąga
wyniki.
Trener zwykł przypominać
nam o czasach gdy został trenerem Granatu. No to cofnijmy się na
moment do grudnia 2009. Irek zostaje naszym trenerem. Oczywiście nie
dlatego, że kocha Granat, że chce mu pomóc z dobrego serca w
ciężkiej sytuacji, ale dlatego, że Wtórpol zapewnia dodatkowy
zastrzyk gotówki, dla ratowania IV ligi w Skarżysku i można tu
stworzyć ciekawą drużynę mogącą walczyć o wysokie cele. Z dnia
na dzień pojawia się u nas pół Nidy Pińczów plus kilku innych
graczy i z dnia na dzień z chłopca do bicia, stajemy się
rozdającym karty w lidze. Ile w tym zasługi trenera? Chodziły
informacje, że tamten zespół utrzymałby się ze sprzątaczką z
Wtórpolu na ławce trenerskiej, ale nie bądźmy złośliwi. Ktoś
to musiał poukładać i poukładał. Utrzymaliśmy się i to było
dla nas – kibiców najważniejsze. Nowy sezon, to nowe wyzwania i
nowe nadzieje. Cel był jeden – awans do III ligi. Jesienią
laliśmy praktycznie każdego, wiosną pojawiły się pierwsze
zgrzyty. Zespół naszpikowany najlepszymi graczami z województwa, w
fatalnym stylu przegrywa w Sandomierzu, dwa tygodnie później,
grając defensywny antyfutbol raptem remisuje bezbramkowo w
Bodzentynie. Po moim krytycznym artykule, trener wdaje się ze mną w
polemikę, podobno kilku piłkarzy też się obraziło, koniec końcem
rozeszło się po kościach, a awans do wyższej ligi stał się
faktem. III liga w naszym wykonaniu, to dalszy ciąg sukcesów
trenerskich Irka. Mimo różnych wahań formy drużyny i słabych
występów na Rejowie, mamy wyjazdowe zwycięstwa w Tarnowie,
Limanowej i na koniec zajmujemy wysokie czwarte miejsce. Kolejne
zgrzyty pojawiają się jesienią zeszłego roku. Po kolejnym braku
zwycięstwa na Rejowie i otwartej krytyce ze strony trybun, trener i
drużyna wdają się w niezbyt miłe słowne przepychanki z kibicami
i wydaje się, że będzie tylko gorzej. Ale końcówka jesieni znowu
należała do trenera i jego drużyny. Znowu to wszystko przetrzymał,
poukładał i pokazał, że jest dobrym trenerem i niezłym
psychologiem. 3 miejsce i dobra pozycja do ataku wiosną na II ligę.
Na początku roku wybucha
sprawa ze Sławkiem Jedynakiem. Jak to było, już pisałem. Trener z
pewnością nie spodziewał się takiej reakcji kibiców. Byłem w
centrum wydarzeń i znam zarzuty kibiców. Pozbywanie się dobrego
napastnika, niechęć trenera do piłkarzy spoza Kielc, forowanie
swoich zawodników.
I dochodzimy do sedna
sprawy. 3 lata dobrej pracy szybko poszły w zapomnienie. Jeszcze na
swoim portalu wszystko starał się bagatelizować „Messi
skarżyskich dziennikarzy”, wyśmiewał nawet inicjatywy kibiców,
ale jakoś nie wyszło. Zaczęły się złośliwe pytania o zarobki
trenera, o klasę co niektórych piłkarzy. Trener dorobił się
nawet przydomku „Budżet nie jest z gumy”.
Wiem, że niektórzy chcą
mi dorobić łatkę tego, który stał za wszystkimi tymi
wydarzeniami. I jakkolwiek nie zawsze zgadzałem się z trenerem, a i
teraz nie zgadzam się z Jego wszystkimi decyzjami, to nie byłem
jakimś prowokatorem czy przywódcą kibicowskich wystąpień. Powiem
nawet więcej, to ja tonowałem takie pomysły, jak list otwarty do
prezesa czy jakaś pikieta pod Wtórpolem, bo i takie pomysły były.
Byłem zwolennikiem pikiety na treningu, później doszliśmy do
wniosku, że nie ma co uderzać w drużynę, a raczej ją wspierać.
Zarzut koroniarstwa w
Granacie jest z punktu kibicowskiego nie do podważenia. Ale dzisiaj
patrzę na to z innej strony. Znam się z naszymi zawodnikami, są to
naprawdę dobre i solidne chłopaki. Wielu z nich jest z Kielc i to
normalne, że pierwsze kroki piłkarskie zaczynali w Koronie. Nigdy
tego nie ukrywali, ale też swoją postawą na boisku i poza nim
zawsze pokazują swoje przywiązanie do Granatu. Normalne jest, że jeśli ktoś urodził się w Kielcach, to pierwsze kroki piłkarskie stawiał w Koronie. Normalne, że dla takiego zawodnika Korona będzie najbliższa sercu. Nienormalne było by to, jeśli byli by za Granatem, KSZO czy Zdrojem Busko. Nawet jeśli przyjmiemy, że zawodnik przyjezdny musi być lepszy od mniejscowego, żeby grać, to chyba oczywistym jest, że są lepsi od naszych wychowanków, których możemy oglądać choćby w rezerwach. Oczekujemy wyników
i je mamy. Mamy trenera i mamy drużynę. Nie spierdolmy tego głupimi
wpisami w internecie. Raczej zbierajmy kasę i szykujmy się na
Limanovię. Będziemy wracać radośni, albo będziemy ostro
krytykować. Ale najpierw pokażmy, że możemy to robić. Nie jest
trudno w czasach netu najgłośniej krzyczeć wtedy gdy jest źle. O
wiele trudniej jest ruszyć dupsko sprzed monitora i pokazać swoje
Granaciarstwo na wyjeździe. O takich nie ma nawet co pisać.
Dlaczego pisałem tylko o
zgrzytach? Ano dlatego, żeby pokazać, że było ich raptem kilka w
ciągu tych 3 lat, co przy temperamencie ludzi piłki, nie jest
jakimś szczególnym zarzutem wobec pracy Irka w Granacie. Dlatego,
żeby pokazać, że o wiele więcej było tych miłych chwil, o
których długo będzie się pamiętać. I dlatego też, żeby
zamknąć ryja tym, którzy dopinają mi łatki w necie, że pisuję
coś pod dziewięcioma kontami i trzydziestoma nickami. Jak chcę
napisać źle, robię to podpisując się, tak jak podpisuję się
pod tekstami, gdy piszę w pozytywnych tonach.
A trener? Poradzi sobie z
Granatem jak i bez Granatu. Nie ma patentu na dożywotnią pracę w
Skarżysku. Powiem więcej, prawdopodobnie jest to ostatnie pół
roku, gdy widzimy Go na naszej ławce trenerskiej. Prędzej czy
później, zapamiętam Irka, jako gościa, z którym zawsze można
pogadać, zadzwonić i polemizować do woli. Jako gościa, który
zawsze znajdzie wytłumaczenie dla swojej decyzji i nigdy nie powie,
że zrobił coś źle. Taki charakter. Jak Go zapamiętają trybuny?
Dla tych, co zaczynali przygodę z Granatem 3 lata temu, będzie na
pewno synonimem awansu i poszczególnych sukcesów. Dla ludzi mojego
pokroju, będzie jednym z wielu, na przestrzeni ostatnich 20 lat
sukcesów i upadków naszego klubu. A tak naprawdę, to większość
zapamięta Go tak, jakie będzie ostatnie pół roku pracy. Ale nawet
jeśli ktoś odetchnie i powie: nareszcie, to jednocześnie powinien
powiedzieć: dziękuję i powodzenia.
A potem będzie coś
nowego. Ktoś odejdzie, ktoś przyjdzie. Tego będziemy lubić
bardziej, tamtego wygwizdamy. Raz będziemy zadowoleni, innym razem
będziemy narzekać. Ale kto ma Granat w sercu, za Granatem pójdzie
wszędzie. I tego się trzymajmy.
A 11:0 zdarza się tak
rzadko temu Granatowi jak 3:5 z ostatnim zespołem IV ligi. Czyli
spokojnie, poczekajmy na ligę. Jesteśmy kurwa mocni i jesteśmy
Granat Skarżysko!
Derby Mediolanu też są
raz na pół roku. Ależ mecz. Walka przez 90 minut, a jakby było
trzeba to i 290. Trzeszczą kości, piłkarze czarują techniką,
dwie piękne bramki i... kolejne pół roku czekania. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz