Kolejny
sezon się skończył, za chwilę zacznie się następny. Karuzela
transferowa już zaczęła się kręcić. Czas więc na małe
podsumowanie tego co było oraz próbę przewidzenia tego, co może nas
czekać w najbliższej przyszłości.
To
był dobry sezon. Pełen wzlotów i upadków, ale jednak dobry.
Trzecie miejsce w ligowej tabeli co prawda nie odzwierciedla
możliwości tej drużyny, ale na pewno też wstydu nie przynosi.
Nie
ma co owijać w bawełnę – mieliśmy najlepszą drużynę w tej
lidze. Drużynę, która jeśli musiała wspiąć się na szczyt
swoich umiejętności, to bez problemu to robiła, czego dowodem były
zwycięstwa na tak trudnych terenach jak w Wolbromiu czy na ostatnim
wyjeździe w Limanowej. Niestety były też takie mecze, gdzie
wszyscy myśleli, że wygrają się same i mieliśmy takie rodzynki
jak Bochnia, Myślenice, czy u siebie Poprad. Mecze, w których
byliśmy lepsi piłkarsko, ale słabsi mentalnie i do tego
dramatycznie nieskuteczni. Taka piłka. Ale jednak szkoda punktów
straconych w ten sposób.
Czy
trzeba kogoś wyróżniać? Pewnie nie trzeba, bo cała drużyna to
był całkiem solidny monolit, łącznie z zawodnikami, którzy
zmuszeni byli siedzieć na ławce. Ale jednak gra tej drużyny na
kimś się opierała.
Tradycyjnie
najlepszym graczem był Marcin Kołodziejczyk. Gość, który gra u
nas chyba tylko dlatego, że jest fajna atmosfera i stabilność
finansowa, a różnica poziomu pomiędzy III a II ligą praktycznie
żadna. 11 bramek w sezonie to jak na pomocnika i rozgrywającego –
bardzo dużo. A do tego zimna krew przy wykonywaniu rzutów karnych w
najważniejszych momentach. Podpisał kontrakt do czerwca 2014, ale
nie zdziwiłbym się gdyby znowu upomniała się o niego wyższa
liga.
Odkryciem
rundy jak dla mnie był Mateusz Mianowany. Bardzo solidny ligowiec,
na pozycji defensywnego pomocnika bardzo szybko wywalczył sobie
pierwszy plac i nie oddał już do końca rundy. Do tego bardzo mocno
pracuje w ofensywie, po prostu klasa i jeśli utrzyma formę, to o tą
pozycję możemy być spokojni. Oczywiście można by napisać, że
wyleczył z gry Dawida Salę, ale tak po prawdzie, to Dawid wyleczył
się z niej sam notorycznymi kontuzjami. Bo zdrowy pewnie by tak
łatwo placu nie oddał.
Z
dobrej strony pokazał się Mateusz Dziubek. Przyszedł wiosną jako
nowy, strzelił 8 bramek oraz bardzo ciężko pracował dla drużyny
absorbując uwagę obrońców. Na minus, ale to całego ataku, jest
to, że nie było bramek w tych najważniejszych meczach. Fajnie
strzela się po kilka bramek Lubaniowi, Szreniawie czy Janinie, ale
jak by to fajniej wyglądało, gdyby dołożyć bramkę jeszcze w
Sandomierzu, Limanowej, Bochni czy nawet na koniec Łysicy. Niestety
w tych najważniejszych meczach wywiązywania się ze strzelania
bramek ze strony napastników zabrakło, czego skutkiem jest pewnie
takie, a nie inne miejsce w tabeli.
Oczywiście
trzeba wspomnieć też o Tomku Borgensztajnie, który gdy była
potrzeba, to godnie zastąpił Konrada w bramce, czym tylko
przypomniał, że Granat kiedyś bramkarzami słynął. Robert
Bilski, Darek Miernik, Mirek Klimek – nazwiska może już nieco
zapomniane, ale w historii klubu zapisane złotymi zgłoskami – oby
Tomek dalej nawiązywał do tych pięknych czasów. Doszły mnie
tylko słuchy, że w klubie nie bardzo widzą go na przyszły sezon i
chcą, a właściwie chcieli go wypożyczyć. Chłopaka w klasie
maturalnej skazać gdzieś na dojazdy, treningi w innym miejscu, to
byłby szczyt głupoty i aż wierzyć mi się nie chce, że w tym
klubie ktoś na to wpadł. Oby to były tylko plotki.
Kibicowsko
było całkiem jak na nasze możliwości dobrze. I z tego co wiem
idzie ku lepszemu. Oby, bo nic tak nie cieszy jak powiększające się
grono kibiców Granatu. Człowiek jednak coraz starszy i też już
nie wszystko ogarnie, nie do wszystkiego się nada, a młodość to
jednak młodość.
Co
do wspomnianej już karuzeli transferowej, to na tę chwilę więcej
ubytków niż wzmocnień. Do Wiernej odchodzą: Sławek Jedynak,
Michał Kołodziejczyk i najprawdopodobniej Michał Bała. Z
Radomiakiem treningi rozpocznie Dawid Sala, testowany też tam będzie
Mateusz Dziubek. Możliwość wyjazdu za granicę zgłosił Marek
Basąg. Tą samą drogę prawdopodobnie obierze też Marcin Taler. Za
to nieprawdziwe są informacje o możliwości odejścia Konrada
Majcherczyka do Nidy. Po stronie zysków mamy utalentowanego
młodzieżowca – Styczyńskiego z Juventy.
Niepokojące
wieści dochodzą też z Urzędu Miasta. Miasto jak wiecie jest w
bardzo złej sytuacji finansowej i szuka oszczędności gdzie tylko
może. Jest bardzo prawdopodobne, że Granat nie dostanie drugiej
transzy z pieniędzy przyznanych w tegorocznym budżecie czyli ok.
110 tys. zł. W przyszłorocznym budżecie też kwota przeznaczona na
sport będzie wielokrotnie niższa niż w tym. Co to oznacza? Ano to,
że jeszcze większy ciężar utrzymania klubu spadnie na naszego
głównego sponsora czyli Wtórpol. Czy Wtórpol da radę, a raczej
czy będzie chciał utrzymać drużynę Granatu na dotychczasowym
poziomie sportowym? Czas pokaże, ale trzeba wierzyć, że będzie
dobrze i w niedalekiej przyszłości załapiemy się do tej
zreorganizowanej III ligi złożonej z zespołów z czterech
województw: świętokrzyskiego, małopolskiego, lubelskiego i
podkarpackiego. Bo o II lidze w kształcie jednej ogólnopolskiej
grupy możemy po prostu zapomnieć.
Na
koniec rzecz, która pewnie nie wypłynęła by na światło dzienne,
gdyby nie to, że miała miejsce przy wielu świadkach. Kilka tygodni
temu napisałem artykuł o poczynaniach marketingowych klubu,
dołączyłem do tego ankietę. Jakie były wyniki każdy
odwiedzający stronę widział. Że na tym polu jest źle widzą
wszyscy, tylko nie pan Marek Gajda, który tą konstruktywną krytyką
poczuł się do tego stopnia urażony, że w Limanowej odegrał
świetny spektakl, w którym jednocześnie zagrał rolę chama i
błazna. Do tamtego wydarzenia miałem o człowieku jak najlepsze
zdanie. Swoje dla Granatu zrobił, to, że nie odnajduje się w
dzisiejszych czasach, że nie zarządza tym klubem w sposób
przystający do rzeczywistości, zrzucałem na karb wieku. Tak jak
napisałem, trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, a nie kurczowo
trzymać się stołka. Jeszcze kilka tygodni temu napisałem, że za
dotychczasową pracę należy się puchar czy dyplom, teraz to
powinien być już bardziej wilczy bilet czy wręcz karne
wypierdolenie z pracy.
A
co się stało? Otóż po wygranym meczu w Limanowej poszedłem pod
domek klubowy, porozmawiałem z kierownikiem drużyny, trenerem i na
koniec z Małym, który akurat szykował się do wywiadu dla
limanowskiej tv. Wtedy przechodzący obok kierownik klubu, na mój
widok dostał chyba małpiego rozumu i wpadł w jakąś furię.
Prawie, że podbiegł i do naszego kapitana zaczął krzyczeć:
Nie
gadaj z nim, w twarz mu napluj, to jest kawał huja, nie wiesz o tym?
No napluj mu, napluj!
Na
te dziwne metody wychowawcze Mały spojrzał ze zdziwieniem,
zamieniliśmy jeszcze ze dwa zdania i zmył się zniesmaczony raczej
całą sytuacją.
Ja
nie zamierzałem tego tak zostawić, podszedłem do kierownika klubu
i doszło między nami do ostrej wymiany zdań, a wszystko łagodził
czy raczej próbował łagodzić trener, do tego wszystko odbyło się
na oczach Darka, który na pewno temu nie zaprzeczy, że takie coś
miało miejsce.
Mało
mnie obchodzi, co o mnie myśli pan Marek Gajda. Mogę być i hujem,
ale takie coś to można powiedzieć w prywatnej rozmowie, natomiast
zbluzgać przy ludziach kibica, który jedzie za drużyną kilkaset
km za swoje pieniądze, to jest po prostu dno. W normalnie,
powtarzam, normalnie zarządzanym klubie, taki człowiek by na drugi
dzień już nie pracował. Oczywiście, że będzie w tym klubie
nadal, bez żadnych konsekwencji, tego jestem pewien, co tylko
potwierdza tezę zawartą w poprzednim zdaniu.
Panie
Marku, jakby pan podchodził do zarządzania klubem jak ja do
kibicowania, to do Limanowej nie jechalibyśmy z kilkoma punktami
straty, ale kilkunastoma przewagi oraz co najmniej dwoma autokarami
pełnymi kibiców czy też sympatyków świętujących awans o klasę
wyżej. W mijającym sezonie zaliczyłem 9 z 15 wyjazdów za
Granatem. Nie jest to wynik wybitny, ale nie jest też zły biorąc
pod uwagę, że sporo meczów wyjazdowych było w sobotę, gdy
pracuję oraz, że nie zawsze można jechać i w niedzielę ze
względu na obowiązki rodzinne. Wyjazdy te były też oczywiście
możliwe dzięki kilku takim osobom jak ja, którzy zawsze byli
gotowi jechać za Granatem, przez co spokojnie dało się zebrać
jeden, a nieraz i dwa prywatne samochody. To mniej więcej tak, jakby
pan zaplanował 15 spotkań drużyny z dziećmi i młodzieżą w
skarżyskich szkołach, a wypaliło by z tego 9. Pewnie nikt by nie
miał pretensji. Raz się uda, raz coś stanie na przeszkodzie, ale
coś się dzieje. Zresztą co mówić o piętnastu. Jakby pan
zaplanował pięć akcji promocyjnych, a udało się zrealizować
trzy, to już było by coś. A my mamy brudne płachty na ogrodzeniu,
brudne siedziska, na łeb się leje, ceny biletów z kosmosu,
ulgowych brak, bo po co młodzież na trybunach, malejącą
frekwencję mimo dobrych wyników sportowych i... najlepiej zgonić,
że stadion miejski. Ja też nie jestem właścicielem lokalu, w
którym mam sklep, ale jak ściany brudne, jak grzyb wychodził, jak
oknami wiało, to nie czekałem aż właściciel się poczuje i nie
świeciłem oczami przed klientami, tylko zakasałem rękawy i
zrobiłem taki remont na jaki mnie było stać. Żeby było nawet
bidnie, ale solidnie. Tego właśnie oczekują kibice. Solidności,
konsekwencji w działaniu i jakiejś dozy nowatorstwa. Nie może być
tak, że czas na Rejowie zatrzymał się w połowie lat 90-tych, bo
ludzi tak opakowany produkt, choćby najsmaczniejszy w środku, nie
zainteresuje. Ale ja nie będę pana, panie kierowniku klubu uczył
marketingu. Pan za to powinien w klubie odpowiadać i pan za to
bierze wynagrodzenie. Jak jest każdy widzi. Różne widziałem
konflikty z kibicami, różnie bywało, nieraz nawet ostro, pod
budynek klubowy się szło, ale hujem nigdy nikogo publicznie nie
nazwałem, bo to jest szczyt chamstwa. Potrafię pochwalić pozytywną
inicjatywę typu prezentacja drużyny, ale zawsze będę krytykował
brak działań na innych polach. Do skutku.
Ale
jeśli kibic za swoje poświęcenie dla drużyny nazywany jest hujem,
to ja już dziękuję. Skoro komuś przeszkadzam, to też nie będę
się narzucał. Po Limanowej nie było mnie na meczu z Janiną, nie
byłem i na Łysicy. Po dwudziestu kilku latach chodzenia na Rejów,
podjąłem decyzję, że nie będę chodził na mecze „u siebie”,
dopóki w klubie będzie się tolerowało takie chamstwo w stosunku
do kibiców, jakie miało miejsce w Limanowej. Tak, piszę świadomie
w liczbie mnogiej „do kibiców”, bo na wyjazd nie jadę jako
osoba prywatna tylko reprezentującą konkretny klub i konkretną
grupę osób. Tak jak pan Marek Gajda wypowiadając te słowa w
obecności wielu osób reprezentował nie siebie tylko najwyższą
władzę klubu Granat Skarżysko w tym konkretnym czasie i miejscu.
Żal
mi tylko jedynego człowieka z władz tego klubu, z którym zawsze mi
się miło rozmawiało, i który zawsze był chętny do wyjaśnień,
choć przeważnie mieliśmy różne zdania na dany temat. Żal mi, że
musi pracować w takim towarzystwie, z człowiekiem o tak niskich
standardach w kontaktach międzyludzkich. Jakby wszyscy podchodzili
do tematu jak nasz rzecznik prasowy, to o przyszłość klubu byłbym
spokojny.
Co
dalej? Jakoś przeżyję, skupię się na wyjazdach, zwłaszcza tam,
gdzie jeszcze nie byłem. Będę się realizował w innych rzeczach, którym do tej pory poświęcałem mniej czasu. Może więcej zaczniemy z żoną chodzić po Tatrach, wspinać się na kolejne szczyty i być ponad tym wszystkim, ot tak jak tu, kilka dni temu, na Kozim Wierchu, 2291 m npm.
Ten klub ma widocznie wystarczającą
liczbę wiernych i oddanych kibiców, że czy Gruszka jest czy go nie
ma, nie robi to żadnej różnicy.
Decyzja jest nieodwołalna, bo
pewnie tak jak publicznie zostałem znieważony, tak i publicznie nie
doczekam się od klubu słowa „przepraszam”. A kiedyś, gdy z klubu znikną wszyscy przyspawani do stołków i zacznie być normalnie, to z chęcią znów usiądę na Rejowie i obejrzę w akcji mój ukochany Granacik.
Do zobaczenia na
wyjazdach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz