Jak
zobaczyłem rosłą drużynę Porońca na rozgrzewce, od razu, mając
w pamięci Działoszyce, pomyślałem, że będzie ciężko. Prawie
dwie godziny później, znając wynik i patrząc na grę Granatu,
zadawałem już sobie tylko jedno pytanie? Czy to na pewno ta sama
drużyna?
Dziwna jest
ta piłka. Można przegrać sromotnie z ostatnim zespołem i wygrać
tydzień później wysoko ze znacznie silniejszym. Albo zaczęła
działać magia własnego stadionu albo tak wysoka była chęć
rehabilitacji.
O gościach
można napisać tylko tyle, że przyjechali. I podobnie jak Górnik,
przyjechali bez bramkarza. Podobno bramkarz Porońca próbował kilka
lat temu szczęścia w Widzewie, ale został odpalony. I to by w
sumie wszystko wyjaśniało, bo oblać testy w Widzewie, gdzie raczej
biorą wszystko jak leci, jest mniej więcej tak samo prawdopodobne
jak budowa nowego stadionu Granatu.
Odblokował
się wreszcie Mateusz Fryc i to jest dla nas najważniejsza
wiadomość. Że umie grać w piłkę, to wiedziałem, że zapierdala
dla dobra drużyny też, ale cieszę się, że wreszcie ustrzelił, i
to dwie, bo ewidentnie zeszła z niego presja i teraz będzie już z
górki. Po meczu zamieniliśmy kilka zdań, możecie tego odsłuchać tutaj.
O Małym cóż
mogę napisać. Niby wszyscy przeciwnicy wiedzą, że groźny, że
umie strzelać ze stałych fragmentów, a później przychodzi mecz i
aplikuje kolejnym przyjezdnym dwie. Natomiast martwi mnie sytuacja,
jak gra Granat, gdy Mały schodzi z boiska. Jak jest, to wiadomo,
wszystko zaczyna się od niego, każdą piłkę musi podstemplować.
A jak zszedł, to mi to przypominało taką grę „huzia na Józia”.
Wszyscy do piłki, każdy rozgrywa, każdy chce strzelić i nic z
tego nie ma. Wojtek Jagodziński może i ma papiery na granie, ale nie ma
tej charyzmy i nie ma ostatniego podania. Mogę się też mylić, ale
wagowo, to mimo że ostatnio trochę zrzuciłem, to bliżej mu do
mnie niż do profesjonalnego piłkarza. Taki pączek.
Nadal
zadziwia mnie Paweł Markowicz. Zawodnik, który jest wszędzie,
biega za dwóch, jest też skuteczny w odbiorze, natomiast jak już
znajdzie się w dobrej sytuacji, to zawsze, ale to zawsze podejmuje
najgorszą decyzję z możliwych. A ta sytuacja, gdy przebiegł z
połowy boiska w kierunku bramki, miał wszystkich obrońców daleko
za sobą i nie wiadomo czemu zszedł do boku i próbował zagrywać
do kolegi, zamiast iść na wprost i strzelać, to była właśnie z
gatunku tej działoszyckiej sprzed tygodnia. Widać, że koledzy
wspierają go po nieudanych zagraniach, ale pomyśl Paweł, że w tym
samym czasie, mogli cieszyć się z tobą po zdobytej bramce. Byłoby
milej, nieprawdaż?
Pisałem, że
obecność Bartka Michalskiego sprawia, że nie odczujemy tak bardzo
nieobecności Radka. Myliłem się. W defensywie może i nie
odczujemy, ale w ofensywie Bartek to jest 50% Radka, a jeśli chodzi
o strzał z dystansu to naciągane 10%. Może będzie lepiej, ale na
teraz tak to właśnie wygląda.
Zadebiutował Emil Lurzyński i może dziękować sędziemu, że po trzydziestu sekundach nie wyleciał z czerwoną tylko oberwał żółtą. Może i nie trafił w nogi rywala, ale aż strach pomyśleć co by było gdyby trafił. Po co tak nerwowo? A tak w ogóle, to ciekawe, czy Emil do Małego na boisku krzyczał by: podaj trenerze? Nie wiem, bo jak wchodził, to Małego już na boisku nie było.
A najlepszy
gracz meczu? Może kogoś to zdziwi, ale Michał Gajos.
Cieszę się,
że mogę to napisać, bo tak naprawdę, to Michał prawie rok czasu
nie grał w piłkę, bo jesienią to bardziej udawał, że gra, jak
wchodził z ławki. Po tym zderzeniu w Limanowej to był cień
piłkarza. Dobrą formę zasygnalizował już tydzień temu, na
Poroniec wyszedł już w pierwszym składzie i zagrał tak, że można
było tylko oklaskiwać. Szkoda, że po tej składnej akcji trafił
tylko w słupek, bo to byłaby dla niego taka wisienka na torcie. Ale
i tak było świetnie. Taki Michał to dla nas duże wzmocnienie siły
ofensywnej.
To był naprawdę dobry, szybki mecz, ktory mógł się podobać. Są pewne niedoskonałości, ale takie możliwe do wyeliminowania. Ktoś się pewnie zdziwi, że narzekam. Nie narzekam, tylko w ciągu tygodnia przeżyłem z Granatem taką huśtawkę nastrojów, że lepiej wytknąć małe błędy niż później się przejechać w jakichś Działoszycach. Koniec wypadków przy pracy, to musi iść wszystko w dobrą stronę.
Czy bym coś
zmienił na Muszynę? Ja bym zmienił. Na defensywnym postawiłbym na
Marka Basąga, a w obronie nie kombinował, bo gra w tym zestawieniu
bardzo dobrze. Bo Marek na ławce, to jednak bez sensu, za
inteligentny gracz, żeby z niego nie korzystać, ale też bezsensem
jest Bartek Gębura w obecnej formie, jako rezerwowy.
Jak jechałem
z bratem na mecz, w okolicach szkoły trójki, mijaliśmy chłopaka,
który na wózku inwalidzkim ostro naparzał ulicą. Pomyślałem,
że pewnie na Skałkę i jakież było moje zdziwienie, gdy pół
godziny później zobaczyłem go przed bramą stadionu. Nie znam
gościa, ale pełen szacun.
I tylko
martwi to, że nikt się przez dobrych 10 minut nie kwapił, żeby
umożliwić mu wejście na stadion. W końcu z bratem i Jasiem
znieśliśmy go po tych schodach, a dalej sam już pojechał i jak
widziałem, z radością oglądał mecz. Nie będę się wymądrzał,
bo widziałem go po raz pierwszy bodajże, ale jeśli chodzi czy ma
zamiar chodzić na Granat, to może warto uczulić ochronę czy
porządkowych przy bramie, że taki człowiek może się pojawić i
trzeba by mu pomóc w dostaniu się, a później opuszczeniu
stadionu. Hasło „Granat spełnia marzenia” obowiązuje chyba
nadal, a nie tylko przy obiektywach prasy?
U nas robi
się konferencje na temat tego, że nie da się pozyskać pieniędzy
na nowy stadion, a w Jędrzejowie chwalą się, że budują stadion
praktycznie bez dokładania pieniędzy z budżetu gminy.
Więc albo w
Jędrzejowie są tacy super samorządowcy, albo u nas kompletne
olewusy. Jak myślicie, która wersja jest bliższa prawdy?
O tym, jak to się robi w Jędrzejowie przeczytacie tutaj.
W sobotę
wyjazd do Muszyny. Daleki czyli taki jaki smakuje najbardziej. Będzie
dobrze. Do następnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz