Jakbyśmy
zagrali ten mecz dzień wcześniej, to człowiek przyjechałby w
krótkim rękawku, poopalał by się, obejrzał mecz i zadowolony
wrócił do domu. A tak trzeba było się wymarznąć, na łeb, choć
niewiele, ale czasami pokropiło i tyle to miało wspólnego z
pierwszym wariantem, że powrót do domu rzeczywiście nastąpił w
dobrym nastroju.
Marketingowo
tego klubu nie jest w stanie uratować już chyba nikt. Nawet
jakbyśmy zatrudnili, niczym Bank Zachodni, Kevina Spacey i zachwalał
by on funkcjonowanie klubu i podejście do kibica, to myślę, że
nikt by w to nie uwierzył.
Mecz miał
się rozpocząć o 16.30. Podjechałem o 16.25 i... zastałem
zamkniętą bramę oraz zdezorientowanych kibiców chcących dostać
się na stadion. Ochroniarze wiedzieli tylko tyle, że brama
zamknięta, bo kibice KSZO jednak przyjechali, a nie można ich
wpuścić. Ale na pewno będzie otwarta tylko nie wiadomo kiedy.
No tak,
przyjechało trzy dyszki kibiców czyli klientów więc zamykamy
bramy.
Ja się temu
nie dziwię, przecież robię tak na co dzień. Otwieram sklep o 6
rano i jak widzę, że idą klienci, to oczywiście zamykam drzwi. Po
co mają u mnie kupować, pójdą gdzie indziej, a ja się nie
narobię. I nic to, że dopadną mnie koszty zusowskie, energetyczne
i podatkowe, zamknę się przed klientami, bo mi wolno, to mój
prywatny folwark i huj.
Wracając do
kibiców KSZO. Przyjechali za swoją drużyną, normalnie, jak w
cywilizowanym (chyba) kraju. Chcieli obejrzeć swoich piłkarzy w
akcji, wydali kasę na paliwo czyli dołożyli się do budżetu i...
co ich w zamian spotyka?
Coś koło
setki policjantów, uzbrojonych jakby chcieli co najmniej Krym
odbijać, spisywania, odbijanie się od bramy stadionu i na koniec
upchnięcie w klatce, w której wygoda oglądania meczu, to coś
pomiędzy późnym Stalinem, a wczesnym Gierkiem. Czyli
średniowiecze.
A nie mogli
usiąść normalnie jak ludzie, jak niezorganizowana grupa ludzi z
Ostrowca, na głównej trybunie, na krzesełkach? Chodzili między
nami przed meczem, nikt nikogo nie pobił, nikt nikogo nie pogryzł,
dało się normalnie pogadać i tylko trzeba odrobinę dobrej woli,
żeby w drugiej osobie dostrzec po prostu człowieka, a nie debila i
faszystę. Tylko skąd my to znamy?
To, że
można tak normalnie, ot po ludzku, pokazali na koniec, gdy
podziękowali nam za wejście na stadion.
Mecz
obejrzałem więc logiczne, że bramy w końcu otworzyli. Lepiej
późno niż wcale, choć po prawdzie, to dość mam pisania takich
tekstów. Czy ja kiedyś napiszę, że na Granacie przyjmują kibiców
tak, jak nas swego czasu w Zakopanem, czy kilka dni temu w Muszynie,
gdzie dzień dobry, dziękuję i proszę było czymś normalnym?
Ile razy
mogę jeszcze pisać o głupkowatej ochronie zwracającej się do
każdego per ty, ilu jeszcze kibiców ma ominąć ten stadion
szerokim łukiem, żeby ktoś zaczął myśleć? 150 osób to za
dużo? To wczoraj było 80. Równajmy kurwa w dół, da się, rekord
to bodajże mecz z Heko gdzie swego czasu było 8 osób bodajże, w
tym dzisiejszy kiero drużyny, którego nijak do obecnej frekwencji
doliczyć nie można.
Przykro tym
bardziej, że są osoby, którym zwyczajnie zależy, i które
potrafią pokazać potencjał działań marketingowych. W kilka dni
fejsbukowy profil o żądaniu nowego stadionu dla Granatu wsparło
ponad tysiąc osób, a to dopiero początek. Pewnie nie wszystkie są
ze Skarżyska, pewnie nie wszystkie interesują się piłką, ale
mają swoich znajomych, ci znajomi też mają kolejnych i nazwa
Granat zaczyna być kojarzona. Żeby coś wywalczyć to musi być o
tym głośno.
Nie
wystarczy, żeby prezes spotkał się z prezydentem w zaciszu
magistrackiego pokoju. Nie wystarczy wymienić się oświadczeniami w
prasie i internecie. Nie wystarczy zaprosić prominentów na klubową
wigilię, żeby ci kilka miesięcy później dali klubowi kopa w
dupsko.
Dziwnym
trafem na takowej wigilii nigdy nie widziałem Tomka Chołuja, Pawła
Wawrzyńczaka, Mirka Klimka, Sławka Skalskiego, Jacka Przybycienia
czy Wojtka Nobisa, a wiem, że na co dzień w Skarżysku są. Ciekawe
czy nie ma ich bo nie przyszli, czy też może nigdy nie zostali
zaproszeni. Nawet się nie pytam, bo jeszcze się okaże, że znam
odpowiedź przed zadaniem pytania.
Wyjdźmy do
ludzi, bo jest potencjał. Postawmy na ludzi, którzy może i wezmą
większą pensję, ale będą orłami w kruczkach prawnych i
przepisach unijnych. Nikt mi nie wmówi, że takich ludzi nie ma w
tym mieście. Jest to ostatni dzwonek, bo za chwilę będzie wstyd
przed naszymi piłkarzami, którzy mogą wywalczyć awans i odbić
się z hukiem od bram II ligi.
O meczu
krótko, bo wygrać to była formalność. KSZO może i momentami
grało fajnie, podobnie jak Poprad, ale tak jak i oni, nie mieli
żadnych argumentów w przodzie. 3:1 to najniższy chyba wymiar kary
i kolejny kroczek w stronę zdobycia pucharu został zrobiony.
Podobno KSZO odgraża się, że w lidze już nie będzie tak łatwo i
mają nawet plan jak to zrobić. Chyba planują porwanie Małego i
zamknięcie go na czas meczu w klubowych piwnicach. Ale to akurat
łatwe nie będzie, bo bodajże dzisiaj Marcin wylatuje do Madrytu,
gdzie ma dawać lekcje strzelania karnych Angelowi Di Marii.
Za to Irek i
trener od bramkarzy powinni ogłosić akcję: „i ty możesz zostać
golkiperem” i jako pierwszego wziąć w obroty Wojtka
Jagodzińskiego. W polu pożytek z niego żaden, ale kto wie jaki
potencjał w nim drzemie. Może bramkarski?
A sobie
przyznaję za wczoraj notę 7. Za to, że przed strzałem Małego z
wolnego powiedziałem, że będzie gol i wpadło. Taka mentalna
asysta czyli wziąłem udział w akcji bramkowej. Miałem sobie
przyznać notę 8, ale ani nie jestem już zbytnio młody ani mi na
zachętę nie potrzebna. A, że nie byłem nawet na boisku? Cóż,
mój blog, moje noty...
Miło
pogawędziło się z byłym już Granaciarzem czyli Marcinem Gruntem.
Wsparł nawet nasz apel o budowę nowego stadionu. Dobry grajek,
nieraz, zwłaszcza przy stałych fragmentach nam go braguje. Zresztą, posłuchajcie sami.
Tutaj.
W niedzielę
mecz z Łysicą czyli nikogo nie trzeba namawiać. Jak ktoś chce
obejrzeć od początku, to niech przeskoczy od strony kibli, bo brama
ma być otwarta dopiero minutę przed meczem. Nowa świecka tradycja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz