Jak się ma dobry zespół,
to się czeka albo na mecz na dobrej murawie, albo na przeciwnika,
który przyjeżdża grać w piłkę. Podobno na Rejowie murawa coraz
bardziej pozostawia wiele do życzenia, ale gdy przyjeżdża Soła,
zostaje spełniony drugi warunek i można nastawiać się na dobre
widowisko. I takie było...
Właściwie o pierwszej
połowie moglibyśmy zapomnieć. Zostaliśmy mocno zdominowani, a
gdyby nie kilka mocnych szarpnięć do przodu w wykonaniu Janka
Kowalskiego, to mógłbym nawet napisać, że nie graliśmy nic. Soła
też niby przeważała, ale nie potrafiła tego udokumentować. Miała
nawet poprzeczkę, ale to też jest strzał niecelny więc szału nie
było.
Ostatnio gdzieś
czytałem, że Irek zdobył już z nami 300 punktów. Fajnie, ale
szału nie ma, bo np. Adaś Imiela zrobił w pięciu pierwszych
kolejkach 600 kółeczek zwalniających akcję i jakoś nikt o tym
nie pisze, a wyczyn jest godny odnotowania, dlatego jako jedyny
odnotowuję. Chociaż może nie jedyny, bo trener też głośno
krzyczał: Adaś, prosta gra do przodu, do przodu! Ale jakoś bez
skutku, przynajmniej w pierwszej połowie.
Całe szczęście druga
połowa nam wszystko wynagrodziła. Zaczęła się gra, była akcja
za akcję, my mieliśmy swoje szanse, Soła miała swoje, ale to my
mamy w składzie Bartka Gęburę i po jednym z rzutów rożnych,
Bartek piękną główką zdobył dla nas prowadzenie. Nie wiem,
czemu, ale w tym momencie miałem przeczucie, że tego prowadzenia
ani nie podwyższymy, ani już do końca nie oddamy. Sprawdziło się.
Ciężko kogoś u nas
wyróżnić, bo cały zespół zapierdalał aż miło, a do tego ten
zapierdol był z głową. Szkoda tylko, że żadna z tych składnych
akcji nie zakończyła się kolejnym golem, bo straszną mieliśmy w
końcówce nerwówkę.
Po meczu usłyszałem, że
Soła wbijała piłkę w okolice pola karnego na aferę i liczyła,
że coś wpadnie. Ja tego nie widziałem, Soła do końca grała
mądrą piłkę i nawet dwa razy nas ładnie wyklepała, co kończyło
się akcją sam na sam z naszym bramkarzem.
Właśnie... naszym
bramkarzem. Gdyby w końcówce wpuścił, którąś z tych sam na
sam, to nikt by nie miał pewnie pretensji, co najwyżej
narzekalibyśmy na końcowy wynik. Ale Przemek obydwie wybronił, i
to nie tak, że w niego strzelali, tylko pięknymi interwencjami,
gdzieś tam końcówkami palców wybijał na rogi. Po Garbarni miałem
napisać, że młody bramkarz musi mieć od czasu do czasu coś z
Gliwy. Po Sole, jak ktoś na treningu powie Ci: dawaj młody, możesz
na spokojnie odpowiedzieć: ej, kolego, mów mi Buffon... :-)
Zresztą jak ktoś nie
był na meczu, to tutaj skrót parad Przemka:
Właściwie, to by była
na tyle, gdyby nie jedna sytuacja z końcówki, która mnie wkurwiła.
Jak grają dwa dobre zespoły w piłkę, to powinny mieć do siebie
szacunek. Można nawet przegrać, ale po uczciwej walce. A niejaki
gracz Soły, nazwiskiem Cygnar, w ostatniej minucie wpadł z piłką
w pole karne, jeszcze nasz obrońca nie zdążył do niego dobrze
podbiec, a ten już się z krzykiem wypierdolił. Chwała sędziemu
głównemu, ale także i bocznemu, że się na to nie nabrali i
skończyło się na żółtku za symulkę, ale serce zabiło mi
mocniej, bo niejednego Nishimurę w życiu się widziało. Może i
ten Cygnar to dobry grajek, ale dla mnie zwykły krętacz i sportowy
oszust. Takich powinno się zgłaszać do wydziału dyscypliny i za
takie zagrywki powinno być z automatu trzy mecze zawieszenia. Co byś
zyskał, gdyby sędzia dał się nabrać? Nędzny punkt na wyjeździe,
kolejną bramkę? Sporo dla Soły jest gwizdanych karnych. Po środzie
zastanawiam się, ile z nich było słusznych? Dno.
A w niedzielę, już z
pozycji lidera, przyjmujemy rezerwy krakowskiej Wisły. Zapowiada się
kolejny dobry mecz. No to czekamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz