Długo
zastanawiałem się, co napisać po wczorajszym meczu. Nie dlatego,
że brakuje słów, ale bardziej dlatego, że nadmiar wrażeń, a i
wynik mówi sam za siebie. Jeśli kogoś nie było, to i tak nie uda
mi się przelać tych wrażeń na papier czy też bardziej na
monitor, żeby to poczuł. A jak ktoś był... to widział sam.
Przed
meczem stanąłem koło kilku starszych panów, którzy głośno
rozmawiali i pokazywali palcami w kierunku rozgrzewającej się
drużyny gości.
- Ty, patrz, Chiżniczenko
- No, a tamten to chyba Phylypczuk
- O kurwa, ale się na Granat zmobilizowali, ten czarny to też chyba ten Capo. Wszystkich wzięli, co się o pierwszy skład ocierają...
Uśmiechnąłem
się i powiedziałem:
- No patrz pan, a ja co koło jakiegoś banku przechodzę, to się o niego ocieram i jakoś od tego kurwa miliona na koncie nie mam...
Chyba
nie zrozumieli, bynajmniej takie mieli miny.
Bo cóż to znaczy
ocierać się o pierwszy skład czternastej drużyny, chociażby i z
najwyższej klasy rozgrywkowej. Być w szerokim składzie i przegrać
rywalizację z takimi tuzami krajowego podwórka jak Sylwestrzak czy
Trytko, to mniej więcej tak, jakby dać się wyprzedzić Rafałowi
Rzeszutkowi w biegu na 400 metrów. Ja znam możliwości naszych
piłkarzy i choć wiedziałem, że mecz nie będzie należał do
łatwych, to jakieś kazaskie czy brazylijskie "wynalazki" wcale mi
dziwne nie były. Po wczorajszym meczu znacie już chyba motto
dyrektora sportowego Korony. Nie, jak to nie?
3:1.
Jeszcze raz. 3:1. I to by było na tyle. Wyjazd, odjazd, da swidania,
auwidersejen, won!
Trzy
razy trybuny skakały do góry z radości i trzy razy wszyscy, no,
prawie wszyscy skakali, bo nie są z Korony.
Dzieki
Irek, bo Ty to tak zbudowałeś, że ja i jeszcze dziesiątki innych
znajomych może chodzić z podniesioną głową. Nie tylko nie mamy
się czego wstydzić, ale możemy być też tak po prostu, piłkarsko
dumni.
Dziękuję drużynie, bo większość z nich gdzieś tam
pewnie w serduchu nie miała łatwo, ale zrobili to, czego wszyscy
wczoraj chcieliśmy.
Dziękuję
Adasiowi Imieli, bo naprawdę miło popatrzeć jak skarżyszczanin
dwoi się i troi, jest wszędzie, nie odstawia nogi, a do tego ma
naprawdę coraz wyższe umiejętności piłkarskie. Taka gra do
przodu to miód na serce kibica. Tyle przechwytów i odbiorów, ech,
takich skarżyszczan potrzebujemy. Szkoda tylko, że bramki nie
strzelił, bo myślę, że wskoczył by na trybuny.
Panie
Grzesik, a tak poza tym, to w domu wszyscy zdrowi? Rozróżniają
białe linie? A, i miał pan rację, nie było czerwonej kartki, co
więcej, tam nawet faulu nie było, to nasz zawodnik powinien dostać
żółtą za symulowanie. Sayonara miszczu.
I
to by było na tyle. Mógłbym napisać więcej, ale to po co? Emocje
jeszcze nie opadły, a już w sobotę następny mecz. Podobno mecz
rundy.
E
tam, mecz rundy właśnie za nami. Dziękuję. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz