Właściwie,
to już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio coś tutaj napisałem.
Działo się dużo, dużo się o Granacie mówiło, ale w sumie nie
było nic jakiegoś specjalnie wielkiego, żeby usiąść i poświęcić
temu jakieś pół godziny. Może nawet mniej.
Skończyliśmy
na ostatnim meczu Granatu, wycofaniu Wtórpolu i zbliżających się
wyborach. Rundę skończyliśmy na trzecim miejscu, wycofanie
głównego sponsora to porażka więc nie będzie chyba niczym
zdrożnym napisać, że jedyne, co Granat poważnego wygrał
jesienią, to wybory samorządowe. O tym, że tak jest przekonaliśmy
się kilka dni temu. Dwieście tysięcy dla Granatu i... długo,
długo nic. Tak właśnie to powinno wyglądać. Kasę ze stołu
zgarnia ten kto ma najwięcej atutów. 87 lat tradycji, wiele
sukcesów jako klub wielosekcyjny, sukcesy w piłce nożnej, stadion,
który kiedyś był wizytówką miasta i nadal ma szansę nią być,
a do tego całkiem pokaźne grono wiernych kibiców. Mądra władza
to nie jest ta, która dzieli po równo, tylko taka, która docenia
osiągnięcia. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że ten czy inny
jest mistrzem w karate, szachach czy badmintonie, ale to dajcie
spokój. Kto o tym wie i kto to ogląda? Już po sukcesie Bródki na
olimpiadzie były plany budowy tysiąca lodowisk (my już swoje mamy,
to się nie łapiemy), ale okazało się, że jednak nie ma aż tyle
brodaczy w kraju, a strażacy to jednak są najlepsi w gaszeniu łąk.
Czyli na lokalną władzę aktualnie nie ma co narzekać.
A
co w klubie?
Wiadomo,
w grudniu były wybory. Kandydat był tylko jeden, został wybrany i
jedziemy do przodu, choć z mocno zaciągniętym hamulcem finansowym.
O samych wyborach mogę tylko napisać, że jakby nagrał je w
całości, puścił na youtuba i podpisał się „Staszek Bareja”,
to by uwierzyli. Najpierw zrezygnował prezes, zresztą nieobecny.
Potem pismo rezygnacyjne przesłał pan Jan Janiec. Temu się zresztą
nie dziwię, bo po przegranych wyborach zrezygnował chyba ze
wszystkiego oprócz świadczenia z Zusu, bo się rozchorował
okropnie i zniknął z salonów. Pan Jan zatrzymał się chyba w
latach dziewięćdziesiątych, bo w piśmie, które dotarło, jak byk
stało, że rezygnuje z bycia w komisji rewizyjnej klubu ZKS Granat.
Chwali się poszanowanie tradycji, ale z drugiej strony, jak członek
komisji rewizyjnej nie wie do końca gdzie się udziela, to nie wiem
czy głupszy jest on sam czy ten, co go wybrał. Pewnie teraz się
nikt nie przyzna, ale coś mi świta, że głosów przeciwnych wtedy
nie było. Wstyd.
Dla
mnie oczywiście to pismo było tyle samo warte, co takie, które
mógłbym wysłać do Sejmu, że rezygnuję z mandatu poselskiego,
albo do Orlenu, że nie chcę już zasiadać u nich w Radzie
Nadzorczej. Ale skoro Tomek Domaradzki stwierdził, że Granat ZKS
czy MKS to w sumie jedno i to samo, to ja się z PZPN-em kłócił
nie będę.
W
drużynie spore zmiany, a właściwie spore ubytki. Można się było
tego spodziewać, bo było zbyt wiele finansowych niewiadomych.
Tyle
tylko, że aktualnie na rundę wiosenną musimy spojrzeć zupełnie
inaczej.
Możemy
słuchać, że walczymy o wygranie ligi, o awans i o tym, że na
każdy mecz wychodzimy po to, żeby go wygrać, a prawdą z tego
będzie tylko to ostatnie.
Wiadomo,
to tylko czwarty poziom rozgrywkowy, ale nie da się wygrać tej ligi
mając jedenastu zawodników gotowych do gry na poziomie pozwalającym
o tym realnie myśleć, no i jeszcze ze trzech, którzy pod okiem
bardziej doświadczonych kolegów, też powinni dać radę. Teraz już
nie bardzo będzie tak, że jak nie będzie szło w przodzie, to
wejdzie Malina i poszarpie, bo Maliny już nie ma. Przyszedł
Ignatow, ale tak naprawdę to nie wiemy nawet na jakiej pozycji
będzie wystawiany, choć raczej nie będzie to wysunięty napastnik.
Każda
pozycja jest mocno obsadzona, ale do czasu jakichś kartek czy
kontuzji. Rok temu, przed barażami, wobec kontuzji Małego czy Łaty,
jeszcze od bidy i z marnym skutkiem jeszcze ktoś tam na zmiany
wchodził. Dzisiaj każda wymuszona zmiana może być katastrofalna w
skutkach. Oczywiście można wierzyć, że wejdą nasi zdolni
juniorzy i jeden strzeli cztery hattricki, a drugi sześć razy
wybije piłkę ofiarnym wślizgiem z linii bramkowej, i daj Boże,
żeby tak było, ale na zdrowy rozum, jakie są na to szanse?
To
pytanie do Marcina na prezentacji, o co walczy drużyna, było mniej
więcej z kategorii mojego pytania sprzed kilku tygodni, gdy
spotkałem takiego jednego pijaczka na Chlewiskach, a, że miałem
dwa piwa, to spytałem się czy chce się napić. Tu i tu odpowiedź
była znana z góry.
Szkoda
tylko, że Marcin nie jest większym jajcarzem, bo już widzę miny dziennikarzy, jakby powiedział, że najpierw nałapią kilka
punktów, a później odpuszczają, bo awans i tak nam nie grozi.
Jak wygramy teraz tę ligę, to oprócz tego, że jesteśmy dobrzy, dojdzie fakt, że aż dziw, że Irek do tej pory nie jebnął szóstki w totka.
Prezentacja
oczywiście na plus, choć na kilometr było czuć, że za bardzo
jednak staliśmy się zakładnikami polityki. Zaproszenie władz
miasta jak najbardziej na miejscu. Ale jak już się chce zaprosić
posłów, to albo wszystkich z danego rejonu albo nikogo. Bo nie jest
dobrym posunięciem, że Granat został uwikłany w jakieś dziwne
rozgrywki polityczne. Dzisiaj nasze jest na wierzchu, ale, żeby
platformerski smród nie ciągnął się tak za nami, bo nas jeszcze
gdzieś wciągnie. I mam tylko nadzieję, że prezes z zarządem nie
zaczną załatwiać nam sponsorów podczas rozmów na jakichś
cmentarzach albo w ptasiej restauracji. Bo zły przykład zawsze
idzie z góry.
Wierzę,
bo wierzyć trzeba, ale bardziej cieszę się, że mimo przeciwności,
nadal istniejemy na niezłym sportowym poziomie. Jeszcze przyjdzie
nasz czas.
A
jutro... Komu w drogę temu... Tarnów. Jadymy na wyjazd :-)
z
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz