Niby robimy
wszystko co trzeba, niby wygrywamy, a do lidera cały czas tracimy
pięć punktów i mamy rozegrany mecz więcej. Powoli czkawką
zaczyna odbijać się najsłabsze wiosną spotkanie z Popradem, ale
cieszy, że zespół się pozbierał i tworząc niesamowity monolit
odprawił z kwitkiem kolejnego rywala, aplikując mu trzy bramki.
W końcu
wiosną trener mógł skorzystać z usług Machego. Był to po prostu
powrót do bramki. Ciężko nawet powiedzieć czy to wzmocnienie czy
też nie. Na pewno zawodnicy z pola czują się pewniej mając w
bramce starszego kolegę, ale napisać też trzeba, że w swoich
występach Borgi nic nie zawalił, a z pewnością pomógł. Na dzień
dzisiejszy Konrad jest po prostu lepszym zawodnikiem, a nam pozostaje
się cieszyć, ze pod jego okiem rośnie nam godny następca.
Na prawej
obronie, w pierwszym składzie wybiegł Piotrek Duda. Szału nie
zrobił. Niby grał pewnie, niby jakichś tam błędów nie
popełniał, ale kilka dośrodkowań powinien bardziej wymierzyć, a
nie tylko jakaś tam wrzutka w pole karne. Do tego, jak na obrońcę,
trochę za słaby fizycznie. Trochę go poprzestawiali w kilku
akcjach, ale nie ma co narzekać. Jak na zmiennika, dał radę.
Co do meczu,
to powinno być nie trzy, a osiem do zera. Tyle sytuacji co
zmarnowali napastnicy, to nie wiem czy we wszystkich poprzednich
meczach było. Całe szczęście, że ma ich kto wyręczać, a po
prawdzie to w niemocy strzeleckiej postanowił nasz zespół wspomóc
bramkarz gości. Właściwie słowo bramkarz jest tu zdecydowanie na
wyrost. Jakbym napisał ogórek, to tym razem obraził bym to smaczne
przecież warzywo. Słabiak po prostu. Gość, któremu ktoś zrobił
krzywdę wstawiając go kilkanaście lat temu między słupki. Jakby
trener Lniany powiesił na poprzeczce taką powiedzmy większą
kołdrę, to byłby z pewnością większy pożytek dla drużyny, a
taniej to już bankowo. Nie nasze zmartwienie.
Ale sam mecz
był bardzo dobry, bardzo miły dla oka kibica. Atak za atakiem,
walka do końca, bieganie do ostatniego gwizdka. Aż trudno uwierzyć,
że kilka tygodni temu po prostu przeczłapaliśmy mecz z Popradem.
Niby ta sama drużyna, a jakże odmieniona. Jeszcze troszkę ponad
miesiąc takiej harówy i to będzie bardzo udana wiosna. Nawet mimo
braku awansu.
Przy
pierwszej bramce to nie wiem po co bramkarz Wiernej wylatywał na szósty metr, jak
akcja była dość że poza szesnastką, to jeszcze w samym jej rogu.
Inna sprawa, że Marcin Kołodziejczyk znakomicie wypatrzył złe
ustawienie i pięknym lobem posłał piłkę do siatki. Po prawdzie
jeszcze po rękach bramkarza, ale piłka i tak wtoczyła się za
linię. I wtedy nie wiadomo po co dopadł do niej Radek Mikołajek i
pierdolnął na siłę, żeby chyba siatkę rozerwać. Jak dla mnie
piłka była już za linią, zresztą i tak toczyła się
niezagrożona przez nikogo dalej, a sędzia boczny błysnął i
krzyczał, że strzelił dobijający. Niby nic takiego, bo strzelił
Granat, tyle tylko, ze dla strzelca pierwszej bramki ufundowane były
buty Nike. I Radek i Marcin to nasi zawodnicy, obydwóch szanuję,
ale doceniając kunszt Marcina stwierdzam, że buty należą się
jemu. Zasłużył się w tej akcji zdecydowanie bardziej. Radek
zatrzymuje sznurówki. Ale to żart oczywiście, chociaż nie wiem
jak tam obydwaj się na to zapatrują. Marcin stwierdził, że nie ma
sprawy, najważniejsze jest zwycięstwo, z Radkiem nie rozmawiałem.
Drugą
bramkę strzelił Michał Bała. Po prostu podkreślił nią swój
bardzo dobry występ. Bardzo pożyteczny zawodnik, oby tylko jak
najwięcej podłączeń do akcji, a jak najmniej dryblingów. Przy
tym wzroście masz wiele innych atutów, ale niestety nie drybling. (Okazało się jednak że tak jak pisałem "na żywo", o drugim golu, że albo samobój albo Michał Bała, to jednak nie Michał strzelił, a któryś z obrońców Wiernej wpakował piłkę do własnej bramki. Fakt faktem, że bramka zaliczona Michałowi.)
Trzecią
bramkę zapisujemy Michałowi Gajosowi, ale kto ja strzelił, to tez
mam wątpliwości. Gdzieś na czterdziestym metrze, a może i dalej
Michał przeciął akcję gości i po hokejowemu to jebnął mocno i
wysoko na uwolnienie. Piłka spokojnie leciała w stronę bramki, ten
niby bramkarz oceniał chyba z dziesięć sekund lot piłki, aż w
końcu puścił na kozioł i zaczęły się jaja. Najpierw piłka
przeszła nad nim, ale wyciągnął się jak struna i końcówkami
dłoni tę piłkę złapał. Przez ułamek sekundy trzymał piłkę w
rękach, w końcu ją wypuścił na poprzeczkę, aż w końcu od
poprzeczki piłka wtoczyła się do bramki. Nie wiem czy zostało to
nagrane, ale to było takie kuriozum, jakie swego czasu zrobił
Kuszczak na Stadionie Śląskim w meczu z Kolumbią. Dla Wiernej
wstyd, dla nas młyn na wodę. 3:0 i żegnamy frajera. Jakbyście
jeszcze kiedyś byli przejazdem to z chęcią was znowu ogolimy. Bez
mydła, bo kryzys.
A propo
kryzysu, to na trybunach co rusz słyszałem rozmowy o ciężkiej
sytuacji miasta. Nie ma się co śmiać, bo jeśli zaczną się
oszczędności, to pewnie sport pójdzie na pierwszy ogień. A jak
już wejdzie komisarz z zewnątrz, to będzie dramat. Taki koleś nie
przyjdzie tu z sentymentu tylko z nadania partyjnego, z zewnątrz.
Człowieka z miasta można jeszcze naciskać, wjeżdżać mu na
ambicję, rozmawiać, człowiek z zewnątrz będzie miał wszystko w
dupie. A już na pewno nasze plany awansowe. Ja tam chcę jak
najlepiej dla klubu, ale żebyśmy jeszcze nie zatęsknili za III
ligą. Bo z II ligą może być tak jak z nowym stadionem. Już
lobbujemy, już robimy konferencje, już jest kasa, a jak naprawdę
jest, to każdy widzi. Nawet o najgłupszym remoncie możemy
zapomnieć w przeciągu kilku o ile nie kilkunastu najbliższych lat.
Czyli kibiców sukcesu nie będzie. Zostanie garstka tych, którzy
nie patrzą która to liga, ważne, że Granat.
Ale nie ma
co się straszyć, może będzie dobrze, a może nawet coraz lepiej.
W środę
gramy o 17.30 zaległy mecz z Juventą. Nie ma co pisać, że powinno
być łatwo, bo łatwo to już miał mieć w sobotę Manchester City
w finale Pucharu Anglii z Wigan. I tak miał łatwo, że nawet gola
nie strzelił, a jednego stracił. Mądrzejsi będziemy po meczu,
choć oczywiście wiara w zwycięstwo jest duża.
Na koniec
jeszcze o sondach. Bo ktoś tam pytał, po co?
A czemu nie? Pytania są z gatunku tych, że odpowiedzieć mogą ci, co chodzą na mecze. Pierwsza była o ustawieniu zespołu przez trenera. Przecież gołym
okiem widać, jak gramy teraz, jak na początku rundy. Nikt nie
będzie podkopywał pozycji trenera, bo przegrał jeden mecz, choć w
sumie bardzo ważny. Po prostu jeśli kibice uważają, że trzymając
się ustawienia 1-4-5-1 zmniejszył szansę na włączenie się w
walkę o awans, to pewnie tak jest. I tyle. A jeśli nawet tak nie
jest, to tylko zabawa. Teraz jest o butach i sznurówkach. Kto chce
ten zagłosuje. Bo nawet jeśli w ciągu kilku dni zagłosuje tylko
ze czterdzieści osób, to wbrew pozorom wcale nie jest tak mało. To
gdzieś jedna trzecia z tych, którzy przychodzą na trybuny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz