Dobrych
piłkarzy poznaje się nie po tym, że w meczu ze słabszą drużyną
wygrywają pięć zero. Poznać ich można wtedy, gdy przyjdzie
słabszy dzień, gdy nic nie wychodzi, a jednak walczą do końca i
wychodzą z tej walki zwycięsko. Ostatnie mecze z rezerwami
krakowskiej Wisły i BKS Bochnia dobitnie pokazały prawdziwość tej tezy.
Podobno
w meczu z Wisłą byliśmy nawet słabsi. Co to ma do rzeczy, gdy nie
dajemy sobie strzelić bramki, a w ostatnich sekundach Chrzanowi
wychodzi strzał życia i trzy punkty są nasze. Cieszę się z
dobrej formy Damiana w ofensywie, a ostatnio z coraz lepszej i w
defensywie. Bo początek rundy miał taki sobie, żeby nie napisać
hujowy. Nie to, że był mniej ambitny czy odstawał fizycznie.
Raczej jakiś taki rozkojarzony, miał sporo strat, nieudanych
dryblingów i pustych przelotów przy wślizgach. Strata trzeciej
bramki z Porońcem i czwartej z Sołą to w dużej mierze zasługa
tego rozkojarzenia. Nie ma o czym wspominać, kluczowa asysta z
Koroną, bramka z Wisłą, kolejna asysta z Bochnią, udowadnia, że
kawał z niego zawodnika, przynajmniej na poziomie II/III ligi.
Mecz
z Bochnią to w ogóle inny świat. Kto był, ten widział, kto nie
był, ten słyszał, a najważniejsze jest zwycięstwo i to
odniesione znowu praktycznie z końcowym gwizdkiem. I jak to
przeważnie bywa, dobry piłkarz przeważnie jest tam gdzie jest
zagrana dobra piłka i co ważniejsze, potrafi to dobrze wykończyć.
Brawo Łata!
Inna
sprawa to postawa sędziego. Wg tych co byli, to był dziwny mecz.
Długo biliśmy głową w mur, ale gdy wreszcie Dziubi ukłuł, to
dziwnym trafem sędzia zaczął gwizdać tak, jak gdyby w tym meczu
musiał paść remis. Już nawet nie o karnego chodzi, bo Miano
stwierdził, że karny był ewidentny, ale o to, że identyczna
sytuacja w polu karnym gości, jakoś nie spowodowała użycia
gwizdka przez sędziego.
Pisałem
w ostatnim felietonie o obstawianiu meczów u buka. Nie łudźcie
się, odkąd można obstawiać III ligę, pewnie niejeden piłkarz,
trener, działacz czy sędzia trochę na tym fakcie zarobił.
Wyobraźcie
sobie sytuację:
Sędzia
X będzie sędziował mecz zespołu Y z zespołem Z. Zespół Y to
dobry zespół, ale zespół Z to też nie są jakieś ogórki.
Zespół Y gra u siebie więc ciężko myśleć o zwycięstwie
zespołu Z. Należy raczej zakładać zwycięstwo zespołu Y, z tym,
że raczej niewysokie, bardzo prawdopodobne, że jednobramkowe.
Sędzia X patrzy w internet, kurs na remis 3.50. Powinno się udać.
Puszcza cztery kupony za czterysta złotych każdy, może nawet w
czterech pobliskich miastach, każdy na remis. Czyli z każdego
będzie ewentualnie około osiem stówek na czysto. Zaczyna się
mecz, długo utrzymuje się remis. Ale zespół Y ciśnie i na
dwadzieścia minut przed końcem strzela bramkę. Wtedy sędzia X zaczyna nie zauważać faulów zespołu Z, puszcza często grę,
wyprowadza zawodników drużyny Y z równowagi, zaczynają się
pyskówki, w końcu zespół Y widząc nieporadność sędziego,
skupia się na dowiezieniu wyniku. W 90. minucie jest sytuacja jakich
w meczu było już wiele. Czyli jakaś tam nabita ręka. Do tej pory
gwiazdek sędziego X milczał, ale teraz... Teraz sędzia X bierze sprawy
w swoje ręce czy może raczej płuca. Przecież te cztery kupony...
Gwizdek i karny. Normalnie gol i remis. Ale kibice zespołu
miejscowego są ostrzy. Mają miejsce zamieszki na trybunach i w
okolicy ławek rezerwowych. Sędzia X jest zmuszony przedłużyć mecz.
Już był w ogródku, ale zespół Y w doliczonym czasie strzela
zwycięską bramkę. Tym razem się nie udało. Ale sędziego X
trzeba uważnie obserwować w kolejnych meczach i patrzeć na wyniki
tych meczów oraz, w których minutach padają bramki, czy nie ma
jakichś czerwonych kartek lub mnóstwa żółtych.
Sytuacja
zmyślona? Oczywiście, że tak. Ale czy nieprawdopodobna? Znając
przypadki mające miejsce w polskiej piłce, pewnie niejednemu dała
by do myślenia.
Wiele
słyszy się, że firmy bukmacherskie chcą sponsorować czyli
pomagać polskiej piłce. Skoro tak, to pierwszym krokiem powinno być
wycofanie ofert z tak niskich lig, bo tego nie da rady się
kontrolować. Nie przekonuje mnie fakt, że każdy mecz jest
monitorowany pod kątem zawieranych zakładów. Owszem, jeśli ktoś
będzie zachłanny i będzie chciał puścić sto kuponów po pięćset
złotych, to pewnie go namierzą. Ale jeśli puści cztery to
istnieje duża szansa, że mu się uda, a kwota powiedzmy trzech
tysięcy w takiej lidze jest już spora. Małym utrudnieniem jest
fakt, że podobno trzeba to robić w trzech kombinacjach. No tak, ale
jeśli dołoży się dwa kursy po 1.02, że Serena Williams wygra w I
rundzie z Okemachu Okechukwu z Gabonu, a Roger Federer z Leo Huang Ho
z Wietnamu, to chyba nie wymaga dłuższego komentarza.
Ja
tam wiele już meczów w życiu widziałem i dawno przestałem
wierzyć w przypadek. Tyle, że na meczu z Bochnią akurat nie byłem.
Ale
wracając do meczu czy bardziej sytuacji po podyktowaniu rzutu
karnego, to klub od dłuższego czasu się o taką sytuację
dopraszał.
Nie
chcę oceniać chłopaka, który to zrobił. To mój dobry znajomy,
wariat, kiedyś w Radomsku sam pobiegł przez pół boiska i wrócił
do sektora Ceramiki z flagą gospodarzy.
Tyle,
że lata 90-te dawno się skończyły, a przy dzisiejszej inwigilacji
środowiska kibicowskiego, takie numery kończą się raczej
nieciekawie.
Inna
sprawa, że klub zatrudnia na każdy mecz kilka osób z
profesjonalnej firmy ochroniarskiej, tylko nie bardzo wiem, czemu
stoją one przy bramach, a nie w najbardziej zapalnych punktach
trybun. No bo chyba na trybunach są w czasie meczu największe
emocje. Przy bramach jest za to spokój więc nikt się nie
przepracowywuje, co w Granacie jest raczej normą, ponad którą
wybijają się raczej nieliczni.
Przed
nami oczekiwanie na karę, mecz z Beskidem, Wierną i pucharowy z
Moravią. No i to co kibice lubią najbardziej, czyli przynajmniej do
soboty spoglądamy na wszystkich z góry. Oby jak najdłużej. Cała
drużyna swoją ciężką pracą na to zasługuje, a i nam za tyle
chudych lat, coś się od życia należy.
I
oby w pucharze się udało, bo patrząc na ostatnie lata, różnie
może z tym być. A i na najwyższych szczeblach okazało się, że w
pucharze różnie może być. Taka Korona np. 5:1 w dupę i odjazd.
Co oczywiście cieszy. Lech następny, co też mnie nie smuci.
Prawdziwe
puchary, to jednak Liga Mistrzów. Oglądałem obydwa starcia
Arsenalu z Borussią i jestem pod wrażeniem umiejętności gry w
piłkę tych zespołów. Niemieckich zespołów nie lubię więc
nietrudno odgadnąć za kim bardziej byłem, ale mecze były miodzio.
Arsenal u siebie wyszedł z założenia, że pewnie więcej strzeli
niż straci i się srogo zawiódł. Za to na wyjeździe zagrał w
każdej formacji na 100% i nikt z Borussii za bardzo nie pograł. Nie
mówię tu oczywiście o Schmelcerze, bo chłop jest ze dwie półki
niżej od pozostałych, ale i inni z Lewandowskim na czele jakoś nie
błysnęli. Podobno Lewego chce Real i nawet jestem za, bo oglądać
Real co dwa tygodnie będzie można w jedynce, a może i TVP
transmisje z Primera Division wykupi. I już słyszę Ryczela z
Nsportu:
Reeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaalllllllllllllllllllllllllllllll!!!
Akurat
w Realu nie chcieli Ozila i wycenili go na 50 mln euro. Jak ktoś
oglądał wczoraj mecz, to pewnie zauważył, że on dla zespołu w
którym gra, jest bezcenny. Chłop gra w innej bajce.
A
nasz bajka na pozycji lidera trwa. I jeszcze raz wszystkim
zaangażowanym w Granat życzę, by trwało to jak najdłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz