środa, 17 kwietnia 2013

Przynajmniej były emocje...

Chciało by się powiedzieć: nareszcie. Prawie miesiąc później, ale w końcu doczekaliśmy się startu rundy wiosennej. Jako, że ma to być marsz ku II lidze, to nie ma co pytać trenera i piłkarzy, o co walczymy, tylko ładować dupę w samochód i pomóc drużynie. I tak, w niedzielne popołudnie załadowaliśmy się w dziewięć osób w dwa samochody i wyruszyliśmy po polskich dziurawych drogach za naszym Granacikiem.

Trasa spokojna, z krótkim postojem w Łagowie. Ktoś tam nawet pytał się pani sklepowej o Alberta Brudka, ale kurde, o dziwo, nie znała. Nie czują klimatu piłki w Łagowie, ale ryneczek mają całkiem fajny.
Po dojechaniu na miejsce wbijamy się za darmo na stadion. Niepocieszony był jeden człowiek od nas, kolekcjoner biletów, ale w końcu od kogoś tam wycyganił już przedarty. Typowanie wyników nie było raczej mocną stroną naszej ekipy. Najniżej było obstawiane 0:3, ktoś tam mówił, ze będzie 1:4, 0:5, ja postawiłem na 2:9 czym udowodniłem, że na piłce znam się najmniej.
Przed meczem kontuzji doznał nasz etatowy bramkarz, ale nikt się tym jakoś specjalnie nie przejął. To my mieliśmy atakować i strzelać bramki, a nie przejmować się obroną.
Jak już wiadomo, zamiast efektownego zwycięstwa, z trudem wymęczyliśmy 2:1. I bardzo dobrze. Jakby była trójka do zera, to było by bez historii. A tak, było nerwowo, z emocjami i gestem tryumfu na koniec. Walka była od 1. do 90. minuty i taki Granat chciałbym oglądać zawsze. Nieważne przy jakim wyniku, zawodnicy pokazali, że mają siły na bieganie z pełnym zaangażowaniem przez cały mecz i tego trzeba zawsze od nich wymagać. Skoro można biegać 90 minut przy nerwowym wyniku, to tym bardziej można przy efektownym zwycięstwie. Po co wygrać 2:0, skoro można podkręcić tempo i wygrać 3, 4 czy nawet 5. A z tym różnie na jesień bywało, kto czyta na bieżąco, to zna ten syndrom „niesłonych ziemniaków”.
Bramki dla nas zdobyli, co jest sprawa prawie oczywistą, nie napastnicy: najskuteczniejszy w drużynie „Mały”, który udowadnia tezę, że jeśli szczęście już komuś sprzyja, to tym lepszym i Marek Basąg, który w tym meczu chyba sobie nawet lepiej radził w przodzie niż tyle. Oczywiście nie ma co mówić, że gol Marcina, to był piękny strzał z rzutu wolnego z ponad 40 metrów. Było to ewidentne dośrodkowanie, które poszło z mocnym wiatrem, bramkarz za daleko wyszedł i puścił sobie za kołnierz. Zresztą w pomeczowej rozmowie ze mną, Marcin przyznał, że chciał dośrodkowywać, za co dodatkowy szacun. Bramka jest bramka.
Marek swojego gola strzelił po ładnej główce. Naprawdę, dośrodkowanie i złożenie się do strzału było najwyższych lotów.
Nie będę pisał o wszystkich zawodnikach. Nie był to jakiś super mecz. Była za to super drużyna. Po prostu to zwycięstwo sobie wybiegaliśmy i wyszarpaliśmy.
Kilka słów o bramkarzu i nowych graczach.
Borgi zagrał bardzo przyzwoicie. Zwłaszcza na przedpolu. Przy straconej bramce, uważam, że mógł zachować się ciut lepiej, strzał nie był taki mocny, a jakoś ta piłka jednak po rękach poszła i wpadła. Może był trochę zasłonięty, bo straszny ścisk był wtedy przed polem karnym. Inna sprawa, że nasza obrona na niewiele Czarnym pozwalała. Ten strzał, po którym padł gol, był bodajże jedynym ich celnym strzałem w meczu. A na pewno już w II połowie gospodarze nie oddali żadnego celnego strzału. Więc siłą rzeczy więcej bramek Tomek wpuścić nie mógł. Nie jego wina, że nie mógł się wykazać. Pozytywny występ.
Z nowych zawodników, w pierwszym składzie wyszedł Bartek Gębura i muszę powiedzieć, że to był dobry transfer. Bardzo dobry. Takich zawodników chce się oglądać. Pewnie oglądający ten mecz Marcin Grunt nieraz sobie pomyślał, że gdyby został, to może o pierwszy plac wcale nie miał by tak łatwo. Jakby kiedyś powstało stanowisko: trener od wyszukiwania bardzo dobrych obrońców, to Irek z miejsca miałby etat co najmniej w polskiej ekstraklasie.
Inni nowi zawodnicy pojawili się po przerwie. A nie, muszę kilka słów o Michale Bale. Wszyscy siedzący na ławce powinni sobie przeanalizować występ Michała, jak powinna wyglądać gra zmiennika. Zmiennik nie może zaniżać poziomu, a, że wchodzi na podmęczonego przeciwnika, to powinien ten poziom nawet podwyższyć. I tak zagrał Michał, przerwał chyba wszystkie akcje idące jego stroną, nie przegrał żadnej główki, miał nawet kilka udanych zagrań do przodu. I tak ma być.
O Mateuszu Dziubku, to mógłbym nawet napisać, że dał dobrą zmianę. Bo i wniósł sporo ożywienia w przodzie i starał się być wszędzie tam gdzie piłka. Bardzo szybki zawodnik i starał się ten atut wykorzystać. Ale cóż z tego? Bo jak to pozbierać wszystko do kupy, to napastnik, ani nie musi być szybki, ani być wszędzie. Napastnik ma być skuteczny. A Mateusz miał chwilę po wejściu taką patelnię z 8. metra, że nie można było chyba nie trafić w światło bramki. Zresztą nie wiem czemu akurat chciał to uderzać z powietrza, jak nie był atakowany. I wyszło tak gdzieś z pięć metrów obok słupka. Jeszcze przy stanie 1:1, co oczywiście nie mogło się podobać.
Mateusz Mianowany wyszedł bodajże tylko na sześć minut, ale dał się zapamiętać. Szkoda tylko, że raczej negatywnie. Taką piłkę, jak miał w 91. minucie, to nie tyle, że trzeba wykorzystać w czasie meczu. Takie piłki trzeba wykorzystywać zawsze, nawet w nocy o północy. Skoro się biegnie sam na sam, to się strzela, a nie przekładka przed polem karnym na lewą nogę, chwila zastanowienia, a nie, lewa to mi służy do podpierania, jebnę z prawej, przekładka na prawą, no teraz będzie chyba lepiej. Chyba by było, ale piłka to taka gra, ze przeważnie gdzieś tam jakiś obrońca goni, nie? No i dogonił i zabrał. Najlepiej tę akcję podsumował Chrzanu. Na tyle dobitnie, że sędzia pokazał mu żółtko za niecenzuralne słownictwo. Ja tam różne rzeczy widziałem i nieciekawie by było, jakby chwilę później Czarni wyrównali, jakby sędzia miał tak słaby dzień, jak w Krakowie i gwizdnął karnego z kapelusza. Po to takie akcje się stwarza, żeby to strzelić i dobić przeciwnika. A tu, jak nie strzał chwilę po wejściu, tak gdzieś z 20 metrów nad bramką, to niewykorzystane sam na sam, nawet bez strzału. Musi być większa koncentracja, bo nieraz taka akcja jest jedna w meczu i trzeba ją wykorzystać, żeby zainkasować trzy punkty. Takie zmiany są kibicom i drużynie w ogóle niepotrzebne, bo wprowadzają niepotrzebną nerwowość. No, ale wygraliśmy, jest czas do jeszcze solidniejszych treningów i powinno być lepiej.
I chyba tyle.
Albo jeszcze kilka słów o nowych dresach.
Jak zobaczyłem, to myślałem, że Czarni chyba na rozgrzewkę wybiegli. Ale nie, przecież znajome twarze. Ale w fioletowych dresach?
Nie wiem czy w przecenie były, czy jakiś komplet fioletowy został znaleziony przez pracownika Wtórpolu w kontenerze z Florencji?
Wiem tyle, że niewiele ma fiolet wspólnego z Granatem. Jak ktoś chciał, żeby było coś nowego, to jest. Jak ktoś chciał, żeby było śmiesznie, to też jest. Ale jest mało profesjonalnie i przy zerowym poszanowaniu naszych trzech kolorów. Czyli jak ktoś chce za dobrze, to przeważnie wychodzi niedobrze. Nikomu się to nie podobało. Dobre może na treningi, ale paradować na wyjeździe w fioletowym dresie, mając swoje piękne, niebiesko-biało-czerwone barwy, po prostu nie wypada. Fioletowy to może mieć ksiądz ornat w Wielki Post, a nie Granat dres.
A już w najbliższą sobotę gramy z Popradem. Wszyscy na mecz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz