wtorek, 20 maja 2014

Legalna plantacja trawy...

„Ale zajebistych czasów dożyłem – przyjeżdża Hutnik Kraków, dostaje cztery w dupę i wypad” - tak przedwczorajszy mecz po końcowym gwizdku skomentował były piłkarz, a obecnie kibic Granatu. Ja mogę się tylko pod tym stwierdzeniem podpisać i to obiema rękami. Skarżyska tiki taka trwa...

Przed meczem była fajna chwila, gdy jeden ze starszych kibiców wręczył kupione przez siebie buty, kapitanowi naszej drużyny, za, jak sam stwierdził, godne i wybitne reprezentowanie naszych barw. Bardzo miły gest i trzeba go docenić, bo człowiek ten nie jest może krezusem finansowym, ale pokazał już nie raz, że serducho dla Granatu ma nieprzeciętne.

Pierwszych minut meczu niestety nie obejrzałem, a właściwie to nie obejrzałem całej pierwszej połowy, musiałem zająć się innymi sprawami. Z tego co słyszałem był kontrowersyjny karny, przegrywaliśmy, a później Mały zaczął grać w piłkę i strzelać. Że jedna bramka ładniejsza od drugiej to jestem w stanie sobie wyobrazić, bo Marcin tylko takie strzela.

Druga połowa to ataki gości i nasze kontrataki. Wiadomo, że przy wyniku 2:1 gra zawsze jest trochę nerwowa, bo raz się zagapisz i remis gotowy. Mieliśmy kilka sytuacji, ale jakoś żadnej nie byliśmy w stanie wykorzystać. W końcu Bartek Michalski, po którejś z rzędu akcji, przejął piłkę na dwudziestym metrze, rozejrzał się w lewo – nikogo, rozejrzał się w prawo – nikogo. To lutnął w kierunku bramki taką bombę i do tego w samo okno, że nie było czego zbierać. 3:1 i wszystko było jasne. Jeszcze Mateusz Dziubek ustalił wynik na 4:1 ładną główką, po bodajże kolejnej w tej rundzie asyście Chrzana i my mogliśmy się cieszyć, a goście pakować w drogę powrotną. 

Jeszcze pięć punktów i jedziemy na pierwszy baraż do Ostródy. Ale najpierw znowu Myślenice i mecz z rezerwami Wisły.

Sporo kontrowersji po meczu wywołało podobno złe przygotowanie płyty przez MCSiR na wczorajszy mecz. Pisze podobno, bo dzisiaj już nic nie jesteśmy w stanie stwierdzić i wg przepisów wychodzi na to, że wszystko z trawą było w porządku.

Ciężko znaleźć w internecie konkretne przepisy o długości trawy. Znalazłem informacje, że przedział wysokości jest od 23-35 mm, w innym miejscu, że 28-35 mm, także przyjmijmy, że po prostu maksymalna wartość wynosi 35 mm. Jeśli sędzia lub któraś z drużyn przed meczem zgłosi uwagi do wysokości trawy wtedy następuje mierzenie i jeśli rzeczywiście jest za wysoka, po prostu nie dopuszcza do zawodów i przekazuje sprawę do związku. Związek nie ma innego wyjścia jak ukarać gospodarza walkowerem i nałożyć na niego karę. W niedzielę nic takiego nie miało miejsca więc należy przyjąć, że wszystko było w porządku. Tyle tylko, że tak naprawdę nie było.

Z tego, co udało mi się dowiedzieć, sędzia przed meczem przekazał do klubu, że trawa jest za wysoka, ale nie na tyle, żeby uniemożliwić przeprowadzenie zawodów więc po prostu gramy, chyba, że drużyna Hutnika zgłosi jakieś uwagi. Hutnik nic nie zgłaszał, nie wiem czy dlatego, że dla nich trawa była ok, czy też po prostu wolą nawet za wysoką, ale zieloną trawę od zielonego stolika i koniec końców mecz się odbył, a my odnieśliśmy zdecydowane zwycięstwo. Czyli szacunek dla naszych graczy, ale też dla graczy Hutnika.

Dziś już nic nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Mogą się zacząć przepychanki, że skoro mecz się odbył to wszystko było w porządku, że każdy dopilnował swoich obowiązków, ale nie o kłótnie tylko o zdrowy rozsądek tu chodzi.
Płyta w niedzielę rano była wałowana więc jakiś pracownik czy też pracownicy MCSiR się na Rejowie pojawili. Nie wiem co stało na przeszkodzie przyjechać godzinkę wcześniej i dla świętego spokoju skosić?

Gramy o II ligę, jesteśmy liderem i chyba tym chłopakom należy się jakieś choćby minimum docenienia za to co robią. Być może ta trawa miała nawet te maksymalne 35 mm, ale jeśli nasi zawodnicy są przyzwyczajeni do grania na 25 mm trawy i na na takowej gra się im najlepiej, to właściciel obiektu powinien stawać na głowie, żeby taką długość trawy zapewnić w ciągu całego sezonu, dzień w dzień, na czas treningu jak i na czas meczu. Bo jeśli zawodnikom gra się lepiej to i o zwycięstwa łatwiej i ludzi więcej przyjdzie za dobrymi wynikami, a i nazwa Skarżysko będzie kojarzona, jeśli chodzi o sens sportowy, pozytywnie.

Kiedyś pisałem, że nie wierzę w złe intencje pana Krzysztofa Randli. Bo to i były zawodnik klubu i człowiek związany ze sportem. Wiadomo, ma swoich przełożonych, określony budżet, związany jest z określoną opcją, wg opinii mało przychylnej Granatowi, więc za wiele nie może. No, ale jeśli problemem staje się skoszenie trawy, to w ten brak złych intencji coraz mniej chce mi się wierzyć. Coś musi być na rzeczy, komuś ten Granat jest solą w oku i kością w gardle. Wiecie komu?

Ostatnio w mieście jest moda na wszelkiego rodzaju konkursy czy plebiscyty, jakieś jaskółki rozdają czy dęby, nie wiem dokładnie, ale zastanawiam się czy jest tam nagroda dla naiwniaka roku? Bo jeśli tak, to niestety, ale klub Granat Skarżysko w tej konkurencji był i jest niedościgniony. Przy tylu sukcesach sportowych jest dużo zmian na plus, ale tak się zastanawiam przy takich kontrowersyjnych sytuacjach, co sobie kierownictwo klubu myśli i jakie ma wyobrażenie o funkcjonowaniu układu klub – miasto?

Co by nie mówić o dyrektorze MCSiR, to sprawy urzędowe załatwia tak jak należy. Przywiózł pismo do klubu o zamknięciu trybun, członek zarządu przy nim się z tym zapoznał, musiał podpisać, że takowe otrzymał i jakkolwiek można się było zastanawiać nad słusznością tej decyzji, to od strony ściśle formalnej wszystko było jak trzeba. Nie wiem, być może sprawa wysokości trawy jest bardziej błaha, choć nie wydaje mi się, skoro zła jej wysokość może skutkować walkowerem, ale z tego co się dowiedziałem, to była w środku tygodnia załatwiana na tzw. gębę. Pan M zadzwonił do pana K i powiedział, że przydało by się skosić trawę na stadionie. Pan K chyba obiecał, ale nie wiem, bo świadkiem rozmowy nie byłem i tak sobie w klubie czekali do niedzieli, aż przyjechali na stadion i się zdziwili. A sprawa powinna być załatwiona w ten sposób, że już przed sezonem powinno iść pismo, którego kopię, podpisaną przez dyrektora Randlę, że dostał i przyjął do wiadomości, że klub Granat Skarżysko wynajmujący ten i ten stadion i płacący za ten stadion zgodnie z umową tyle i tyle, żąda, żeby trawa na czas treningów i meczów miała wymiar taki a taki. A w razie niezgodności towaru z umową klub ma możliwość domagania się od właściciela stadionu zwrotu poniesionych kosztów na przystosowanie boiska do gry. Wtedy, w taki dzień meczu dzwoni się do gości od trawników, przyjeżdżają ze sprzętem, doprowadzają boisko do stanu używalności, a koszt usługi odbija się przy najbliższej fakturze za wynajem i do widzenia. Tak się załatwia sprawy biznesowe, a nie kierownik sobie dzwoni do dyrektora i naiwnie sądzi, że miasto ma dobre intencje. Jeśli była by to pierwsza stykowa sytuacja na linii miasto – klub, to bym nawet tych słów nie pisał, ale jeśli jest to któraś z kolei, a klub załatwia sobie dalej sprawy „na gębę”, to powodzenia. Po to są umowy, żeby pewne zapisy do nich wprowadzać i później z nich korzystać. Płacisz – wymagasz, tak funkcjonuje w tej chwili świat, to już dawno nie są lata dziewięćdziesiąte i czasy Mesko.


No, ale czego się można spodziewać, jak na obchodach jubileuszowych Orlicza, całkiem niedawno, oldboyem Granatu okazał się Grzegorz Małkus i dumnie paradował w koszulce, nomen omen ufundowanej przez Darka Łakomca dla pierwszej drużyny. Kto ten komplet dał na ten mecz, kto weryfikuje oldboyów Granatu, to już pozostaje słodką tajemnicą klubu. Ja mogę zagrać w oldboyach? Nie mogę, bo by mnie nie chcieli, choć grałem i w grupach juniorskich tego klubu, jak i w A-klasowych rezerwach, na co są dokumenty i wycinki prasowe. Granat w swej naiwności daje koszulkę panu Grzegorzowi i tylko nie wiem, czy z nadzieją, że spojrzy na ten klub łaskawszym okiem czy też może go poparzy... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz