poniedziałek, 5 listopada 2012

Dowody wielkości


Całą rundę ta drużyna musiała coś udowadniać. Najpierw, że potrafi co najmniej utrzymać pozycję z zeszłego sezonu. Potem, że potrafi wygrywać na Rejowie. A na koniec rundy musiała udowodnić, że stanowi monolit, nie załamuje się i niestraszne jej sędziowsko – limanowskie spółdzielnie. A jak Granat musi to Granat robi. 8:1. Czyż można sobie wyobrazić piękniejszą jesienną niedzielę na Rejowie?
Wczoraj mogliśmy przekonać się, co znaczą w piłce pieniądze. Są pieniądze jest gra. Jeszcze kilka miesięcy temu Szreniawa wydarła nam w dobrym stylu pewne zwycięstwo, miała dobrą drużynę i pewnie patrzyła z pozytywnym nastawieniem w przyszłość. Skończył się dopływ gotówki, nie ma drużyny, nie ma Murzynów, nie ma nawet ducha gry u zawodników. Są za to wyniki po osiem w plecy i jazda z powrotem do domu. Nas akurat najmniej to w tej chwili obchodzi, ale tym bardziej trzeba szanować każdego, kto wykłada dzisiaj kasę na Granat. Naprawdę, aby mieć taką drużynę jaką mamy w tej chwili potrzebne są nie tylko dobre chęci, ale jeszcze trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. No i jeszcze zawodnicy, którzy, owszem kasują wynagrodzenie, ale w zamian dają z siebie wszystko w naszych barwach. I co by nie mówić, na dzień dzisiejszy my to wszystko mamy. Tylko się cieszyć.
Nie ma co za wiele pisać o samym meczu. Wynik właściwie mówi sam za siebie. Bramki strzelał praktycznie kto chciał i jak chciał. Brakowało chyba tylko karnego dla nas, bo może by Machy podszedł i też coś ustrzelił. Machy – właściwie chyba jedyny lekko niezadowolony z meczu. Bo zamiast 10:0, w końcówce zrobiło się 8:1. Ale to takie rozluźnienie w tyłach i chęć strzelania kolejnych bramek. Bardzo pozytywna chęć, bo jeszcze raz uczepię się tej Bochni. Tam też można było strzelić więcej, ale jeśli czegoś zabrakło, to właśnie chęci. Wczoraj nie brakowało niczego.
Obudzili się wreszcie kibice. Nie ma co się przeceniać, wczoraj Granat wygrał by i bez dopingu, ale z dopingiem tej drużynie grało się z pewnością łatwiej. Nie trzeba dwustu ludzi żeby pomóc. Wystarczy trzydziestu chcących. Da się? Oczywiście że się da. A może te osiem bramek to były podziękowania drużyny i za Hutnik i za wczoraj? Tego się pewnie nie dowiemy, ale rośnie serducho gdy się widzi, że kibice są z drużyną, a drużyna z kibicami.
Są kibice, są sympatycy, ale są i ludzie, których trudno gdziekolwiek zaklasyfikować. Nie chcę tu wyjeżdżać z nazwiskami, ale chodzi na Granat taki pan I., kiedyś nawet działacz. Zawsze jest na meczu, na wyjazdy jeździ własnym transportem. Wzór chciało by się napisać. I tylko kurwa mam wrażenie, że chłop się zatrzymał w innej klubowej epoce. Zawsze coś jest źle. To by zrobił lepiej, tamto lepiej. Nie, proszę Pana, nic by pan nie zrobił lepiej. Są władze, jest trener, można ich nawet nie lubić, ale nie może być tak, żeby ktoś przychodził na Granat i tylko czekał aż coś będzie nie tak. W tamtym roku w Nowym Wiśniczu zwalniał pan trenera z trybun, bo drużyna przegrała. Tydzień temu w Krakowie też podobno zachowanie pana I. po porażce było dalekie od ogólnie przyjętych kibicowskich standardów. Ja nie mówię, że nie można krytykować, ale nieraz drużynie po porażkach potrzebne jest wsparcie, ten okrzyk „nic się nie stało” nie wziął się znikąd. Jadąc na wyjazd, nie jedzie się jak pan x czy y, ale jako Granat Skarżysko. Jak nas widzą tak nas piszą, chciało by się rzec. A pan i pana załoga po prostu przynosi nazwie Granat wstyd, a tak być nie może. Jak drużyna nie wygra bo zagra beznadziejnie to trzeba o tym mówić. Ale jak straci punkty, tak jak przed tygodniem, to chłopaków trzeba wesprzeć, dać im odczuć, że byli lepsi, że się po prostu nie udało, że za tydzień będzie lepiej. Przychodząc na Granat nie można być przeciwko Granatowi. Czy ja chodzę na Orlicz, czy jeżdżę na Koronę? Nie, bo to nie moje kluby, nie lubię ich, nie jestem za tym żeby zwyciężały. Mam je w dupie więc na ich mecze nie uczęszczam. Chodzę na Granat więc obowiązki mam granaciarskie. I dotyczy to każdego, który na Granat przychodzi. A jak się komuś nie podoba to pakować dupska ze stadionu w samochód i wypad.
Oczywiście najwięksi znawcy gry Granatu, czyli niejaki smok wawelski i papa, na meczu nie byli, albo nie mieli odwagi się ujawnić. Smok pewnie miał zamiar być ale przypadkiem spotkał się z papą i poszli kupować promocyjne pampersy w biedronce po 2,50. Ale w necie znawcy pełną gębą. I tylko red. M. coraz bardziej szkoda, bo rozmienia się chłop już nie na grosze ale wręcz na kopiejki, dopuszczając takich muchomorów do głosu.
Za tydzień pierwszy wyjazd na zakazie. No to jedziemy na zakazie. Udowodnijmy, że piłka nożna jest dla kibiców, a mecze Granatu dla Granaciarzy.
I tylko Daniel Rabenda nie za bardzo pasuje mi do tej opowieści o udowadnianiu. Tydzień temu miał taką patelnię, że grzech było nie strzelić, cóż nie udało się. Wczoraj bramkę strzelił, ale oprócz tego miał taką sytuację, że tego nie strzelić, to już normalnie recydywa. A jakby to była 90. minuta i 0:0? Przecież to by strzelił chyba nawet Ćwielong. Skąd ty się chłopie urwałeś? Z Orlicza?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz