Całą
rundę ta drużyna musiała coś udowadniać. Najpierw, że potrafi
co najmniej utrzymać pozycję z zeszłego sezonu. Potem, że potrafi
wygrywać na Rejowie. A na koniec rundy musiała udowodnić, że
stanowi monolit, nie załamuje się i niestraszne jej sędziowsko –
limanowskie spółdzielnie. A jak Granat musi to Granat robi. 8:1.
Czyż można sobie wyobrazić piękniejszą jesienną niedzielę na
Rejowie?
Wczoraj
mogliśmy przekonać się, co znaczą w piłce pieniądze. Są
pieniądze jest gra. Jeszcze kilka miesięcy temu Szreniawa wydarła
nam w dobrym stylu pewne zwycięstwo, miała dobrą drużynę i
pewnie patrzyła z pozytywnym nastawieniem w przyszłość. Skończył
się dopływ gotówki, nie ma drużyny, nie ma Murzynów, nie ma
nawet ducha gry u zawodników. Są za to wyniki po osiem w plecy i
jazda z powrotem do domu. Nas akurat najmniej to w tej chwili
obchodzi, ale tym bardziej trzeba szanować każdego, kto wykłada
dzisiaj kasę na Granat. Naprawdę, aby mieć taką drużynę jaką
mamy w tej chwili potrzebne są nie tylko dobre chęci, ale jeszcze
trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. No i
jeszcze zawodnicy, którzy, owszem kasują wynagrodzenie, ale w
zamian dają z siebie wszystko w naszych barwach. I co by nie mówić,
na dzień dzisiejszy my to wszystko mamy. Tylko się cieszyć.
Nie
ma co za wiele pisać o samym meczu. Wynik właściwie mówi sam za
siebie. Bramki strzelał praktycznie kto chciał i jak chciał.
Brakowało chyba tylko karnego dla nas, bo może by Machy podszedł i
też coś ustrzelił. Machy – właściwie chyba jedyny lekko
niezadowolony z meczu. Bo zamiast 10:0, w końcówce zrobiło się
8:1. Ale to takie rozluźnienie w tyłach i chęć strzelania
kolejnych bramek. Bardzo pozytywna chęć, bo jeszcze raz uczepię
się tej Bochni. Tam też można było strzelić więcej, ale jeśli
czegoś zabrakło, to właśnie chęci. Wczoraj nie brakowało
niczego.
Obudzili
się wreszcie kibice. Nie ma co się przeceniać, wczoraj Granat
wygrał by i bez dopingu, ale z dopingiem tej drużynie grało się z
pewnością łatwiej. Nie trzeba dwustu ludzi żeby pomóc. Wystarczy
trzydziestu chcących. Da się? Oczywiście że się da. A może te
osiem bramek to były podziękowania drużyny i za Hutnik i za
wczoraj? Tego się pewnie nie dowiemy, ale rośnie serducho gdy się
widzi, że kibice są z drużyną, a drużyna z kibicami.
Są
kibice, są sympatycy, ale są i ludzie, których trudno gdziekolwiek
zaklasyfikować. Nie chcę tu wyjeżdżać z nazwiskami, ale chodzi
na Granat taki pan I., kiedyś nawet działacz. Zawsze jest na meczu,
na wyjazdy jeździ własnym transportem. Wzór chciało by się
napisać. I tylko kurwa mam wrażenie, że chłop się zatrzymał w
innej klubowej epoce. Zawsze coś jest źle. To by zrobił lepiej,
tamto lepiej. Nie, proszę Pana, nic by pan nie zrobił lepiej. Są
władze, jest trener, można ich nawet nie lubić, ale nie może być
tak, żeby ktoś przychodził na Granat i tylko czekał aż coś
będzie nie tak. W tamtym roku w Nowym Wiśniczu zwalniał pan
trenera z trybun, bo drużyna przegrała. Tydzień temu w Krakowie
też podobno zachowanie pana I. po porażce było dalekie od ogólnie
przyjętych kibicowskich standardów. Ja nie mówię, że nie można
krytykować, ale nieraz drużynie po porażkach potrzebne jest
wsparcie, ten okrzyk „nic się nie stało” nie wziął się
znikąd. Jadąc na wyjazd, nie jedzie się jak pan x czy y, ale jako
Granat Skarżysko. Jak nas widzą tak nas piszą, chciało by się
rzec. A pan i pana załoga po prostu przynosi nazwie Granat wstyd, a
tak być nie może. Jak drużyna nie wygra bo zagra beznadziejnie to
trzeba o tym mówić. Ale jak straci punkty, tak jak przed tygodniem,
to chłopaków trzeba wesprzeć, dać im odczuć, że byli lepsi, że
się po prostu nie udało, że za tydzień będzie lepiej.
Przychodząc na Granat nie można być przeciwko Granatowi. Czy ja
chodzę na Orlicz, czy jeżdżę na Koronę? Nie, bo to nie moje
kluby, nie lubię ich, nie jestem za tym żeby zwyciężały. Mam je
w dupie więc na ich mecze nie uczęszczam. Chodzę na Granat więc
obowiązki mam granaciarskie. I dotyczy to każdego, który na Granat
przychodzi. A jak się komuś nie podoba to pakować dupska ze
stadionu w samochód i wypad.
Oczywiście
najwięksi znawcy gry Granatu, czyli niejaki smok wawelski i papa, na
meczu nie byli, albo nie mieli odwagi się ujawnić. Smok pewnie miał
zamiar być ale przypadkiem spotkał się z papą i poszli kupować
promocyjne pampersy w biedronce po 2,50. Ale w necie znawcy pełną
gębą. I tylko red. M. coraz bardziej szkoda, bo rozmienia się
chłop już nie na grosze ale wręcz na kopiejki, dopuszczając
takich muchomorów do głosu.
Za
tydzień pierwszy wyjazd na zakazie. No to jedziemy na zakazie.
Udowodnijmy, że piłka nożna jest dla kibiców, a mecze Granatu dla
Granaciarzy.
I
tylko Daniel Rabenda nie za bardzo pasuje mi do tej opowieści o
udowadnianiu. Tydzień temu miał taką patelnię, że grzech było
nie strzelić, cóż nie udało się. Wczoraj bramkę strzelił, ale
oprócz tego miał taką sytuację, że tego nie strzelić, to już
normalnie recydywa. A jakby to była 90. minuta i 0:0? Przecież to by strzelił chyba nawet Ćwielong. Skąd ty się
chłopie urwałeś? Z Orlicza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz