wtorek, 13 listopada 2012

Ligowe ostatki, podsumowania i sen zimowy...


Trzeci mecz z Łysicą w Bodzentynie za kadencji Irka i trzeci remis 0:0. Niebywała passa, bo rzadko zdarza się naszej drużynie nie strzelić gdzieś gola przez 270 minut, a właściwie to nie zdarza się to nigdzie oprócz Bodzentyna. Mecz o drugie miejsce w rundzie jesiennej nie przyniósł rozstrzygnięcia i po prawdzie to z defensywnego ustawienia obu drużyn i wyniku końcowego ucieszyć się mogła tylko... Limanovia.
Oj posypała nam się obrona na koniec rundy. Tradycyjnie nie można było liczyć na występ Basąga, ale przeciwko Łysicy nie mogli też zagrać: Chrzanowski, Prus – Niewiadomski i Sala. A wiecie co znamionuje solidność i wielkość drużyny? Nie podstawowi gracze, bo, że od nich się wymaga więcej, to wiadomo. Cechy te można poznać po całej kadrze. I właśnie u nas to mamy. Kto by nie wskoczył do składu, to nie musimy się obawiać i nie musimy się wstydzić. Grunt i Łatkowski to podstawa, ale Michał Kołodziejczyk kolejny solidny występ, wchodzi z ławki Michał Bała i też nie widać, że ostatnio częściej był rezerwowym niż wychodził w podstawowym składzie.
Czytam sobie, że mecz był słaby. Powiedziałbym raczej, że mało widowiskowy. Mieliśmy dobrze ustawione dwie drużyny, mieliśmy ostrą walkę, gdzie nikt nie odstawiał nogi, było kilka sytuacji i tylko goli brakło. Stan murawy w Bodzentynie też nie ułatwia ładnej gry. Do gospodarzy można mieć pretensje, że grali za ostro, że sędzia pozwalał czasami na zbyt dużo, ale spójrzmy na to z drugiej strony. Co mają do zaoferowania drużynie taki Gołąbek czy Kozubek? Szybkość? Nie żartujmy, każdy nasz zawodnik jest dwa razy szybszy. Dobry drybling? Dajmy spokój. Oni mogą tylko jeszcze bazować na grze typu: piłka przejdzie, ale nie przeciwnik. Mogą się dobrze ustawić, tu kogoś palną pod żebro, tam kogoś zdzielą łokciem, jeden się przestraszy bardziej, drugi mniej i jakoś to jeszcze w tej trzeciej lidze idzie. No i te dobre warunki fizyczne przy stałych fragmentach. Ale na Granat to ciągle za mało. Trzeba też dodać, że zawodnicy Łysicy nie przebierali w środkach, ale i nasi nie byli im dłużni. I nie oglądaliśmy jakichś symulek czy wymuszania karnych czy wolnych. No, może Piotrek Gardynik za często leżał na trawie bez celu, ale to chyba dlatego, że ziemia nagrzana jeszcze, a może jeszcze chciał złapać trochę ostatnich jesiennych promieni słonecznych.
Czy jestem zadowolony z wyniku? Raczej nie, bo remis nam niewiele dawał. Chociaż jakbyśmy przegrali to była by jazda po drużynie, że z Bodzentynem przegrali, więc może ten remis lepszy. Tyle, że za remis dopisaliśmy sobie punkcik, za przegraną nie było by nic, więc różnica nie za wielka. Można było powalczyć o więcej. Bo jak nam na wiosnę jakichś punktów braknie, to raczej szalę przeważą te cztery stracone z Połańcem i Sandomierzem niż jeden zdobyty w Bodzentynie.
Fajnie się jeździ na zakazie. Inna sprawa, że ten zakaz miał każdy w dupie i nikt nam nie robił problemów. Przyjechaliśmy, obejrzeliśmy i wróciliśmy. Ładnie zachowała się Łysica, bo w sumie mogli nam robić pod górkę, a okazali się ludźmi w porządku. I dlatego wszystko odbyło się w dobrej atmosferze, bez żadnych wymian „uprzejmości”, oberwało się za to trochę OZPN-owi. Na wiosnę też zaczynamy od zakazu. No to będziemy...
Podsumowanie rundy czas zacząć. Długo się zastanawiałem, kto był graczem jesieni. Miałem dwie murowane kandydatury, raz miałem postawić na jednego, raz na drugiego. I gdy już wszystko było praktycznie dla mnie jasne, po meczu w Bodzentynie znowu zacząłem mieć wątpliwości. Ale może od początku. Nie mam się do kogo przyczepić. No, może do tego, że tak po prawdzie, to z nikim poważnym nie wygraliśmy. Czyli z nikim z pierwszej szóstki. No i ten nieszczęsny puchar. Ale ogólnie, to była dobra runda. Raz ktoś zagrał lepiej, raz słabiej, ale generalnie wszyscy dali radę. Od niektórych wymagałbym więcej, ale akurat grali na tyle wysokim poziomie, że bez sensu było by czepianie się. Oczywiście moje typy to raczej subiektywna ocena i żadne nagrody poza jakąś tam satysfakcją przewidziane nie są.
Zacznę od pozytywnego zaskoczenia. Michał Kołodziejczyk. Właściwie to już nie pamiętam ile lat jest w Granacie. Ostatnio etatowy rezerwowy i gra wtedy gdy ktoś pauzuje za kartki czy z powodu kontuzji. Jakby zagrał słabo, to mogło by się znaleźć jakieś wytłumaczenie, że nie czuje gry, że to czy tamto, ale akurat w jego przypadku nie jest to zupełnie potrzebne. Zawsze gdy musiał załatać gdzieś lukę to robił to dobrze. W Małogoszczu nawet perfekcyjnie. Jak dla mnie już nie tyle puka do pierwszej jedenastki, co wali z kopa w drzwi. Tak trzymać.
Kto był najlepszy? Nie mogłem zdecydować. Grała cała drużyna, ale dwóch zawodników ciągnęło ją nieraz za uszy. Alfabetycznie. Marcin Grunt. Jak przyszedł było solidnie, ale bez rewelacji. Na jesień zrobił niesamowity wręcz postęp. Podstawowy ostatni obrońca i jeden z pierwszych strzelców. Jeśli tak często trafia do siatki obrońca to jest to znaczna wartość dodana do dokonań drużyny. Otwierał wynik, gonił wynik, bronił, atakował. Po prostu klasa. Nie będę ukrywał, miał być drugi, ale w ostatnim meczu w Bodzentynie był po prostu najlepszy i ten „gracz jesieni” po prostu mu się należał. Wygrał chyba wszystkie pojedynki główkowe, a znając warunki fizyczne graczy Łysicy, nie było to wcale łatwe. To, że na zero z tyłu, to też jego znaczna zasługa. Jeśli trener miałby takiego nosa do transferów ofensywnych, jak do tych defensywnych to z taką Limanovią byśmy wygrywali tyle co ze Szreniawą. Oczywiście to taki żart, bo na świętokrzyskim rynku ofensywnym panuje dość spory deficyt, chyba łatwiej wypatrzyć jednak solidnego obrońcę. Oby takich solidnych jak Marcin. Albo niech trener już defensywnych graczy nie wypatruje, bo na tę chwilę mamy aż za dobrych już w klubie.
Drugi z najlepszych nie będzie żadnym zaskoczeniem. Kapitalny kapitan i najlepszy strzelec. Ta bramka z Krakowa powinna być w kompilacji tygodnia Eurosportu bramek z całej Europy. A przecież to nie był jednorazowy wybryk. Początek rundy fatalny, ale potem było już tylko zwyżkowo. Chłopak, którego chciałaby w swoich szeregach cała nasza liga i pewnie z pół drugiej. Ale jest u nas. Zawsze pamięta o kibicach, a kibice o nim. Taki po prostu piłkarski charakter.
Przed nami sen zimowy. Pewnie będą jakieś zmiany w drużynie, ale to dopiero przed nami. Na tę chwilę dla całego zespołu: jeszcze raz dzięki. Co złe za nami, to była naprawdę dobra runda, a na horyzoncie wiosna i oby było jeszcze lepiej.
Ale za ten puchar jest mi, jako kibicowi Granatu po prostu wstyd i już. Sokół Rykoszyn. Przez całą jesień jeden punkt w lidze i dziesięć strzelonych bramek. Nam w 90 minut potrafił wcisnąć pięć. Takie coś nie ma kurwa prawa powtórzyć się w przyszłości. Szanujmy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz