poniedziałek, 1 lipca 2013

Coś się kończy, coś się zaczyna...

Kolejny sezon się skończył, za chwilę zacznie się następny. Karuzela transferowa już zaczęła się kręcić. Czas więc na małe podsumowanie tego co było oraz próbę  przewidzenia tego, co może nas czekać w najbliższej przyszłości.
To był dobry sezon. Pełen wzlotów i upadków, ale jednak dobry. Trzecie miejsce w ligowej tabeli co prawda nie odzwierciedla możliwości tej drużyny, ale na pewno też wstydu nie przynosi. 

Nie ma co owijać w bawełnę – mieliśmy najlepszą drużynę w tej lidze. Drużynę, która jeśli musiała wspiąć się na szczyt swoich umiejętności, to bez problemu to robiła, czego dowodem były zwycięstwa na tak trudnych terenach jak w Wolbromiu czy na ostatnim wyjeździe w Limanowej. Niestety były też takie mecze, gdzie wszyscy myśleli, że wygrają się same i mieliśmy takie rodzynki jak Bochnia, Myślenice, czy u siebie Poprad. Mecze, w których byliśmy lepsi piłkarsko, ale słabsi mentalnie i do tego dramatycznie nieskuteczni. Taka piłka. Ale jednak szkoda punktów straconych w ten sposób.
Czy trzeba kogoś wyróżniać? Pewnie nie trzeba, bo cała drużyna to był całkiem solidny monolit, łącznie z zawodnikami, którzy zmuszeni byli siedzieć na ławce. Ale jednak gra tej drużyny na kimś się opierała.
Tradycyjnie najlepszym graczem był Marcin Kołodziejczyk. Gość, który gra u nas chyba tylko dlatego, że jest fajna atmosfera i stabilność finansowa, a różnica poziomu pomiędzy III a II ligą praktycznie żadna. 11 bramek w sezonie to jak na pomocnika i rozgrywającego – bardzo dużo. A do tego zimna krew przy wykonywaniu rzutów karnych w najważniejszych momentach. Podpisał kontrakt do czerwca 2014, ale nie zdziwiłbym się gdyby znowu upomniała się o niego wyższa liga.
Odkryciem rundy jak dla mnie był Mateusz Mianowany. Bardzo solidny ligowiec, na pozycji defensywnego pomocnika bardzo szybko wywalczył sobie pierwszy plac i nie oddał już do końca rundy. Do tego bardzo mocno pracuje w ofensywie, po prostu klasa i jeśli utrzyma formę, to o tą pozycję możemy być spokojni. Oczywiście można by napisać, że wyleczył z gry Dawida Salę, ale tak po prawdzie, to Dawid wyleczył się z niej sam notorycznymi kontuzjami. Bo zdrowy pewnie by tak łatwo placu nie oddał.
Z dobrej strony pokazał się Mateusz Dziubek. Przyszedł wiosną jako nowy, strzelił 8 bramek oraz bardzo ciężko pracował dla drużyny absorbując uwagę obrońców. Na minus, ale to całego ataku, jest to, że nie było bramek w tych najważniejszych meczach. Fajnie strzela się po kilka bramek Lubaniowi, Szreniawie czy Janinie, ale jak by to fajniej wyglądało, gdyby dołożyć bramkę jeszcze w Sandomierzu, Limanowej, Bochni czy nawet na koniec Łysicy. Niestety w tych najważniejszych meczach wywiązywania się ze strzelania bramek ze strony napastników zabrakło, czego skutkiem jest pewnie takie, a nie inne miejsce w tabeli.
Oczywiście trzeba wspomnieć też o Tomku Borgensztajnie, który gdy była potrzeba, to godnie zastąpił Konrada w bramce, czym tylko przypomniał, że Granat kiedyś bramkarzami słynął. Robert Bilski, Darek Miernik, Mirek Klimek – nazwiska może już nieco zapomniane, ale w historii klubu zapisane złotymi zgłoskami – oby Tomek dalej nawiązywał do tych pięknych czasów. Doszły mnie tylko słuchy, że w klubie nie bardzo widzą go na przyszły sezon i chcą, a właściwie chcieli go wypożyczyć. Chłopaka w klasie maturalnej skazać gdzieś na dojazdy, treningi w innym miejscu, to byłby szczyt głupoty i aż wierzyć mi się nie chce, że w tym klubie ktoś na to wpadł. Oby to były tylko plotki.
Kibicowsko było całkiem jak na nasze możliwości dobrze. I z tego co wiem idzie ku lepszemu. Oby, bo nic tak nie cieszy jak powiększające się grono kibiców Granatu. Człowiek jednak coraz starszy i też już nie wszystko ogarnie, nie do wszystkiego się nada, a młodość to jednak młodość.
Co do wspomnianej już karuzeli transferowej, to na tę chwilę więcej ubytków niż wzmocnień. Do Wiernej odchodzą: Sławek Jedynak, Michał Kołodziejczyk i najprawdopodobniej Michał Bała. Z Radomiakiem treningi rozpocznie Dawid Sala, testowany też tam będzie Mateusz Dziubek. Możliwość wyjazdu za granicę zgłosił Marek Basąg. Tą samą drogę prawdopodobnie obierze też Marcin Taler. Za to nieprawdziwe są informacje o możliwości odejścia Konrada Majcherczyka do Nidy. Po stronie zysków mamy utalentowanego młodzieżowca – Styczyńskiego z Juventy.
Niepokojące wieści dochodzą też z Urzędu Miasta. Miasto jak wiecie jest w bardzo złej sytuacji finansowej i szuka oszczędności gdzie tylko może. Jest bardzo prawdopodobne, że Granat nie dostanie drugiej transzy z pieniędzy przyznanych w tegorocznym budżecie czyli ok. 110 tys. zł. W przyszłorocznym budżecie też kwota przeznaczona na sport będzie wielokrotnie niższa niż w tym. Co to oznacza? Ano to, że jeszcze większy ciężar utrzymania klubu spadnie na naszego głównego sponsora czyli Wtórpol. Czy Wtórpol da radę, a raczej czy będzie chciał utrzymać drużynę Granatu na dotychczasowym poziomie sportowym? Czas pokaże, ale trzeba wierzyć, że będzie dobrze i w niedalekiej przyszłości załapiemy się do tej zreorganizowanej III ligi złożonej z zespołów z czterech województw: świętokrzyskiego, małopolskiego, lubelskiego i podkarpackiego. Bo o II lidze w kształcie jednej ogólnopolskiej grupy możemy po prostu zapomnieć.
Na koniec rzecz, która pewnie nie wypłynęła by na światło dzienne, gdyby nie to, że miała miejsce przy wielu świadkach. Kilka tygodni temu napisałem artykuł o poczynaniach marketingowych klubu, dołączyłem do tego ankietę. Jakie były wyniki każdy odwiedzający stronę widział. Że na tym polu jest źle widzą wszyscy, tylko nie pan Marek Gajda, który tą konstruktywną krytyką poczuł się do tego stopnia urażony, że w Limanowej odegrał świetny spektakl, w którym jednocześnie zagrał rolę chama i błazna. Do tamtego wydarzenia miałem o człowieku jak najlepsze zdanie. Swoje dla Granatu zrobił, to, że nie odnajduje się w dzisiejszych czasach, że nie zarządza tym klubem w sposób przystający do rzeczywistości, zrzucałem na karb wieku. Tak jak napisałem, trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, a nie kurczowo trzymać się stołka. Jeszcze kilka tygodni temu napisałem, że za dotychczasową pracę należy się puchar czy dyplom, teraz to powinien być już bardziej wilczy bilet czy wręcz karne wypierdolenie z pracy.
A co się stało? Otóż po wygranym meczu w Limanowej poszedłem pod domek klubowy, porozmawiałem z kierownikiem drużyny, trenerem i na koniec z Małym, który akurat szykował się do wywiadu dla limanowskiej tv. Wtedy przechodzący obok kierownik klubu, na mój widok dostał chyba małpiego rozumu i wpadł w jakąś furię. Prawie, że podbiegł i do naszego kapitana zaczął krzyczeć:
Nie gadaj z nim, w twarz mu napluj, to jest kawał huja, nie wiesz o tym? No napluj mu, napluj!
Na te dziwne metody wychowawcze Mały spojrzał ze zdziwieniem, zamieniliśmy jeszcze ze dwa zdania i zmył się zniesmaczony raczej całą sytuacją.
Ja nie zamierzałem tego tak zostawić, podszedłem do kierownika klubu i doszło między nami do ostrej wymiany zdań, a wszystko łagodził czy raczej próbował łagodzić trener, do tego wszystko odbyło się na oczach Darka, który na pewno temu nie zaprzeczy, że takie coś miało miejsce.
Mało mnie obchodzi, co o mnie myśli pan Marek Gajda. Mogę być i hujem, ale takie coś to można powiedzieć w prywatnej rozmowie, natomiast zbluzgać przy ludziach kibica, który jedzie za drużyną kilkaset km za swoje pieniądze, to jest po prostu dno. W normalnie, powtarzam, normalnie zarządzanym klubie, taki człowiek by na drugi dzień już nie pracował. Oczywiście, że będzie w tym klubie nadal, bez żadnych konsekwencji, tego jestem pewien, co tylko potwierdza tezę zawartą w poprzednim zdaniu.
Panie Marku, jakby pan podchodził do zarządzania klubem jak ja do kibicowania, to do Limanowej nie jechalibyśmy z kilkoma punktami straty, ale kilkunastoma przewagi oraz co najmniej dwoma autokarami pełnymi kibiców czy też sympatyków świętujących awans o klasę wyżej. W mijającym sezonie zaliczyłem 9 z 15 wyjazdów za Granatem. Nie jest to wynik wybitny, ale nie jest też zły biorąc pod uwagę, że sporo meczów wyjazdowych było w sobotę, gdy pracuję oraz, że nie zawsze można jechać i w niedzielę ze względu na obowiązki rodzinne. Wyjazdy te były też oczywiście możliwe dzięki kilku takim osobom jak ja, którzy zawsze byli gotowi jechać za Granatem, przez co spokojnie dało się zebrać jeden, a nieraz i dwa prywatne samochody. To mniej więcej tak, jakby pan zaplanował 15 spotkań drużyny z dziećmi i młodzieżą w skarżyskich szkołach, a wypaliło by z tego 9. Pewnie nikt by nie miał pretensji. Raz się uda, raz coś stanie na przeszkodzie, ale coś się dzieje. Zresztą co mówić o piętnastu. Jakby pan zaplanował pięć akcji promocyjnych, a udało się zrealizować trzy, to już było by coś. A my mamy brudne płachty na ogrodzeniu, brudne siedziska, na łeb się leje, ceny biletów z kosmosu, ulgowych brak, bo po co młodzież na trybunach, malejącą frekwencję mimo dobrych wyników sportowych i... najlepiej zgonić, że stadion miejski. Ja też nie jestem właścicielem lokalu, w którym mam sklep, ale jak ściany brudne, jak grzyb wychodził, jak oknami wiało, to nie czekałem aż właściciel się poczuje i nie świeciłem oczami przed klientami, tylko zakasałem rękawy i zrobiłem taki remont na jaki mnie było stać. Żeby było nawet bidnie, ale solidnie. Tego właśnie oczekują kibice. Solidności, konsekwencji w działaniu i jakiejś dozy nowatorstwa. Nie może być tak, że czas na Rejowie zatrzymał się w połowie lat 90-tych, bo ludzi tak opakowany produkt, choćby najsmaczniejszy w środku, nie zainteresuje. Ale ja nie będę pana, panie kierowniku klubu uczył marketingu. Pan za to powinien w klubie odpowiadać i pan za to bierze wynagrodzenie. Jak jest każdy widzi. Różne widziałem konflikty z kibicami, różnie bywało, nieraz nawet ostro, pod budynek klubowy się szło, ale hujem nigdy nikogo publicznie nie nazwałem, bo to jest szczyt chamstwa. Potrafię pochwalić pozytywną inicjatywę typu prezentacja drużyny, ale zawsze będę krytykował brak działań na innych polach. Do skutku.
Ale jeśli kibic za swoje poświęcenie dla drużyny nazywany jest hujem, to ja już dziękuję. Skoro komuś przeszkadzam, to też nie będę się narzucał. Po Limanowej nie było mnie na meczu z Janiną, nie byłem i na Łysicy. Po dwudziestu kilku latach chodzenia na Rejów, podjąłem decyzję, że nie będę chodził na mecze „u siebie”, dopóki w klubie będzie się tolerowało takie chamstwo w stosunku do kibiców, jakie miało miejsce w Limanowej. Tak, piszę świadomie w liczbie mnogiej „do kibiców”, bo na wyjazd nie jadę jako osoba prywatna tylko reprezentującą konkretny klub i konkretną grupę osób. Tak jak pan Marek Gajda wypowiadając te słowa w obecności wielu osób reprezentował nie siebie tylko najwyższą władzę klubu Granat Skarżysko w tym konkretnym czasie i miejscu.
Żal mi tylko jedynego człowieka z władz tego klubu, z którym zawsze mi się miło rozmawiało, i który zawsze był chętny do wyjaśnień, choć przeważnie mieliśmy różne zdania na dany temat. Żal mi, że musi pracować w takim towarzystwie, z człowiekiem o tak niskich standardach w kontaktach międzyludzkich. Jakby wszyscy podchodzili do tematu jak nasz rzecznik prasowy, to o przyszłość klubu byłbym spokojny.

Co dalej? Jakoś przeżyję, skupię się na wyjazdach, zwłaszcza tam, gdzie jeszcze nie byłem. Będę się realizował w innych rzeczach, którym do tej pory poświęcałem mniej czasu. Może więcej zaczniemy z żoną chodzić po Tatrach, wspinać się na kolejne szczyty i być ponad tym wszystkim, ot tak jak tu, kilka dni temu, na Kozim Wierchu, 2291 m npm.
 
Ten klub ma widocznie wystarczającą liczbę wiernych i oddanych kibiców, że czy Gruszka jest czy go nie ma, nie robi to żadnej różnicy. 
Decyzja jest nieodwołalna, bo pewnie tak jak publicznie zostałem znieważony, tak i publicznie nie doczekam się od klubu słowa „przepraszam”. A kiedyś, gdy z klubu znikną wszyscy przyspawani do stołków i zacznie być normalnie, to z chęcią znów usiądę na Rejowie i obejrzę w akcji mój ukochany Granacik.
Do zobaczenia na wyjazdach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz