poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Poszukiwacze zaginionej gały

Uff, wreszcie skończyła się przerwa między sezonami. Mimo że krótka, dłużyła się chyba jak każda inna. Pierwszy mecz przyszło nam grać na wyjeździe więc musiało odbyć się tradycyjne szukanie ludzi, dzwonienie, namawianie, zastraszanie i koniec końcem w sobotnie popołudnie zapakowaliśmy się w samochód w cztery osoby i jazda na Libiąż.


Lubię tam jeździć. Raptem byłem drugi raz, ale jest to jedno z tych miejsc gdzie chce się jechać. Ładny obiekt, fajna knajpka przy stadionie, darmowy wjazd dla przyjezdnych i co najważniejsze, jak zawsze gościnna miejscowa drużyna. Z tym wjazdem to akurat było tak, że w tym dniu wszyscy wchodzili za darmo, ale fakt jest faktem, że i poprzednio wpuścili nas za darmo czyli narzekać na ceny biletów nie mamy prawa.
Nie będę się rozpisywał o meczu akcja po akcji bo i raz, że mi się nie chce, a dwa, że jak ktoś oczekuje czegoś takiego, to niech zapakuje dupę w samochód i się pofatyguje na mecz wyjazdowy, wtedy będzie wiedział co się na meczu działo. W ogóle z tymi wyjazdami to jest jakaś paranoja, bo na dwa tygodnie przed meczem jest ludzi na dwa samochody, tydzień przed meczem ledwie na jeden, a na dwa dni przed meczem wyłamują się kolejne i zaczyna się nerwowe szukanie. Naprawdę, kilka tygodni wcześniej wiadomo, gdzie i kiedy zaczynamy, a takie wymówki jakie słyszę kilka dni przed meczem, to nie przystoją nawet dzieciakom z podstawówki, a co dopiero wydawało by się poważnym osobom. Piszę o tym dlatego, bo jak widzę, to w necie jesteśmy pierwszą siłą chyba nawet w świętokrzysko – małopolskim, ale jakby za internetowymi chęciami szło chociaż 25% czynów, to autokar na każdy wyjazd byłby pewny. A jak na razie to jesteśmy kibicami miliona internetowych wpisów i dwóch milionów wymówek. Ktoś się może obrażać, nie zgadzać się, ale takie są fakty.
Sam mecz był meczem walki. Byliśmy zespołem ewidentnie lepszym i wygranie tam było po prostu obowiązkiem. Niby w pewnym momencie gospodarze doprowadzili do remisu, ale tak naprawdę to w tym momencie powinniśmy wysoko prowadzić tylko jak zawsze zabrakło skuteczności. Paweł Markowicz zaraz po karnym na 1:0 miał sam na sam, Mateusz Fryc na początku II połowy sam na sam, ale dogonił go obrońca i zdecydował się na strzał z 14 metrów, prosto w bramkarza, dwa razy Marcin Kołodziejczyk strzelał niecelnie z rzutów wolnych z 18 metrów, jakbyśmy coś z tego wykorzystali, to wynik byłby dawno spokojny, a tak to nerwówka była solidna. Ktoś może powiedzieć, że Marcin i tak dwie strzelił z karnych więc nie ma się co czepiać. Oczywiście, że nie ma, ale Marcin raczej przyzwyczaił do tego, że jak ma taki rzut wolny to jest tak jakby pół bramki, więc z dwóch jedna wpaść powinna.
W całym meczu były trzy rzuty karne i wszystkie jak najbardziej słuszne, było sporo kartek i też wszystkie słuszne. Pomyłek sędziowskich nie zanotowałem, przynajmniej jakichś dużych, jak dla mnie ten mecz może być puszczany jako wzór sędziowania na boiskach trzecioligowych. A nawet wyżej.
Przy karnym na 2:1 była niezła zadyma na boisku, bo gospodarze próbowali udowodnić, że nie zagraliśmy fair, tworząc akcję od razu po rzucie sędziowskim, a wg nich powinniśmy im oddać piłkę. Rzucał się trener Janiny, rzucali się piłkarze, ale tak naprawdę to nie mieli racji. Zresztą jakby mieli, to nie omieszkali by tego pokazać na filmie, bo kręcili cały mecz. A prawda była taka, że leżał nasz zawodnik i w tym momencie o piłkę walczył z przeciwnikiem Mateusz dzióbek. W momencie gdy ją przejął, sędzia odwrócił się i widząc cały czas leżącego naszego gracza, przerwał akcję, by po kilku chwilach wznowić ją rzutem sędziowskim. Cała drużyna gospodarzy stanęła i czekała nie wiadomo na co, piłkę dostał Paweł Markowicz, podał do środka, po czym nasz zawodnik, nie wiem który, wstrzelił ją w pole karne, gdzie dopadł jej Bartek Malinowski. Właściwie to nawet źle ją przyjął, bo wyrzucił się do boku i w tym momencie wpadł w niego bramkarz. Sędzia nie miał wyjścia jak tylko wskazać na wapno. I zaczęła się heca, najpierw został zaatakowany przez piłkarzy Janiny sędzia, że karny niesłuszny, że piłka należała się gospodarzom. Totalne idioctwo, bo co sędzia niby ma do tego czy ktoś piłkę odda czy nie. Sędzia jest od sędziowania, a karny był ewidentny. Druga sprawa jest taka, że o żadnym oddawaniu piłki nie mogło być mowy, bo w momencie przerwania akcji to my byliśmy przy piłce i my konstruowaliśmy akcję. Koniec końcem kapitan gospodarzy wyleciał z boiska, w sumie za chamstwo i buractwo, a Mały jak nas już przyzwyczaił podszedł do karnego i zamienił na bramkę. Tuż przed końcem meczu na 3:1 podwyższył Mateusz Dzióbek po kapitalnej kontrze i asyście Przemka Ryńskiego i zwycięstwo stało się faktem.
Co do zmienników, to nie licząc czwartej zmiany, takiej na odetchnięcie i ukradzenie kilku sekund w końcówce, każda wcześniejsza była przemyślana i dała efekt. Dzióbek wszedł za Fryca i kapitalnie się prezentował na tle podmęczonego już przeciwnika, do tego ustalił wynik meczu. Bartek Malinowski po wejściu też sporo wiatru w przodzie robił, do tego wywalczył rzut karny, a Ryniu jak już pisałem zaliczył kluczową asystę przy trzeciej bramce.
Jak łatwo zauważyć, w tym sezonie mamy całkiem inną drużynę. Nie ma już takiej rywalizacji w szeregach obronnych, za to jest straszna rywalizacja w ofensywie. Może Mateusz Fryc tego nie zauważył, ale jak będzie takie rzeczy robił, jak zrobił przy zmianie, to szybciutko sobie usiądzie na ławce i wcale nie jest powiedziane, ze nie będzie to z korzyścią dla drużyny. Właściwie to zagrał dobry mecz. Szarpał z przodu, miał swoje sytuacje, absorbował bardzo dobrze kilku obrońców, i tak non stop gdzieś do 55-60 minuty. Wtedy trener zdecydował o zmianie. Obrażony nie wiadomo czym Mateusz zdjął na boisku koszulkę, za co zarobił kartkę i poszedł prosto do szatni nawet nie podając ręki trenerowi. Zachowanie bez sensu i logiki. Albo jest się częścią drużyny i przyjmuje się do wiadomości, że jest rywalizacja i równorzędni koledzy na ławce albo nie. Ale to już niech Mateusz sam sobie przemyśli.
Jeszcze o naszych dwóch młodzieżowcach. Obaj na plus. Może Paweł Markowicz na trochę mniejszy, bo i świetnej okazji nie wykorzystał i kilka razy tak jakoś się przeciwnika przestraszył i nie poszedł do końca, ale naprawdę całkiem dobry mecz rozegrał. Dawid Stawczyk, to taki zawodnik, że w sumie mało widać jego grę. Tu musi przerwać, tam łokieć pod żebro wsadzić, przepchnąć się, taki typowy defensywny pomocnik. Jeszcze widać niekiedy takie zachowania juniorskie, niepotrzebne straty też się zdarzają, ale podobało mi się to, że wszędzie wsadzał nogę, a jak się nawet nie dało, to jeździł na dupie, a nie odpuścił. Inna sprawa, że jak ma się obok siebie Miana, to gra się o wiele łatwiej, no ale, to też pozytyw, że chłopak ma kogo podpatrywać. Da radę.
Dla mnie takim cichym graczem meczu jest Radek Mikołajek. Gdzieś tam przed sezonem nie bardzo nawet widziałem go w składzie, zwłaszcza po powrocie Dziubiego. A Radek wychodzi i robi zajebistą robotę. Potrzeba zagrać do przodu – jest. Potrzeba popracować w obronie – jest. A jak dostał piłkę, to i kilku przeciwników potrafił minąć i długą piłę zagrać – bardzo fajnie się to oglądało.
W ogóle wszyscy ciężko zapracowali na tą wygraną. Cała obrona grała nieustępliwie, non stop w ruch szły łokcie, wszystko było na pograniczu faulu i nikt nie odstawiał ani nogi ani głowy. Ten klub wielu już widziało na dole, wielu już nie wierzyło w tych zawodników, że mogą o coś powalczyć. A mi się zdaje, że właśnie nic tak nie jednoczy jak przejściowe kłopoty. Może nie wszystkie mecze wygramy, ale coś mi mówi, że na pewno nie będziemy się wstydzić.
I to by było chyba na tyle jeśli chodzi o mecz.
Aha, jeszcze muszę wspomnieć o Piotrku Sobańskim, bo chłopak co by nie mówić zachował się na plus. Aktualnie przebywa w Katowicach więc może daleko nie miał, ale wsiadł w samochód i na mecz swojego klubu przyjechał. To się nazywa przywiązanie do barw.
I jeszcze kilka słów o panu Zenku. Absolutnie pozytywna postać w Granacie. Człowiek, który dba o każdy szczegół. Rozbawiła mnie sytuacja, gdy po przerwie okazało się, że brakuje jednej piłki. Pewnie któryś z rezerwowych wystrzelił i nie mógł znaleźć. Ale pan Zenek się nie poddał. Poszedł i szukał w wysokim trawsku rosnącym daleko za bramką, zaangażował chłopaka od podawania piłek, a mało brakło, że i rezerwowi Janiny zaczęli by szukać. Wesoło było w naszym gronie jak tak przypatrywaliśmy się tym, w sumie bezowocnym poszukiwaniom, a jeszcze weselej jak pan Zenek wrócił na ławkę i rozdawał bury na prawo i lewo. Nie ma się co martwić stratą. Zresztą nie tylko gała zginęła. Jeden z zawodników podobno tak udzielał wywiadów telefonicznie, że w końcu telefon zgubił. Musiało być wesoło. Ale po takim meczu – należało się.
Nasz powrót też był wesoły, wpakowaliśmy się w objazd, na którym zgłupiała nawigacja, gdzieś po ciemku źle skręciłem, w końcu wracaliśmy przez takie wiochy, gdzie, jak stwierdziliśmy, nawet ustawa śmieciowa nie dotarła. I zamiast wyjechać na siódemkę już w Miechowie, to wyjechaliśmy gdzieś pod Jędrzejowem. Przynajmniej dobre humory nas nie opuszczały.

W minionym tygodniu mogliśmy oglądać zmagania polskich drużyn w pucharach. Nie było tak źle, na trzy drużyny, które nam zostały, dwie przeszły dalej, chociaż, to, że odpadł Lech jest pewnego rodzaju małą niespodzianką. Ale ja nie o meczu, a o kibicowaniu. A raczej o transparencie, o którym zrobiło się głośno. Jeśli patrzyć z perspektywy przedmeczowej, to pewnie był robiony pod szybkie kilka bramek Lecha i upokorzenie przeciwników, zwłaszcza, że Litwini ostro cisnęli na pierwszym meczu i Lechowi i całej Polsce. Wyszło jak wyszło, ale spójrzmy na to od strony kibicowskiej. Przecież w oprawach nie chodzi o dobry wynik meczu, o to, że im ładniejsza tym lepszy mecz będzie i piękniejsze bramki. Liczy się zabawa i niekiedy też ośmieszenie przeciwnika. No bo jakim kibicowsko przeciwnikiem i dla kogo może być Żalgiris? Chłopy się spięły i kibicowsko zostali ośmieszeni. Mogą sobie jeździć na Łotwę czy na Białoruś i błyszczeć. Bo w Polsce ani się o nich mówi ani pisze. A, że piłkarsko dostaliśmy w czapę? Nie pierwszy raz i nie ostatni – kibic szybko zapomni i wybaczy – takie już nasze życie.
Oczywiście wygłupić musiała się „wybiórcza”, która zorganizowała akcję przepraszania Litwinów. Nie słyszałem, żeby litewskie gazety organizowały podobną, gdy cały stadion w Wilnie obrażał Polskę i cały jej naród. Jakiś taki dziwny trend panuje, że każdy robi co chce, a przepraszać mają Polacy. Ale, jaka gazeta takie przeprosiny. Zresztą kto to jeszcze czyta, od lat sprzedaż idzie w dół więc nie ma co się nawet przejmować.

I jeszcze mała zagadka:
Co łączy Klaudiusza Łatkowskiego z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Fabiańskim?
Jak ktoś wie, może napisać na czacie, a jak mi się uda, to może i sam Łata coś o tym powie.
Na początku zostało nam narzucone szybkie tempo. Już w środę gramy u siebie z Nidą i liczymy na pierwszy komplet punktów u siebie. Ale to beze mnie.

A za tydzień w niedzielę wyjazd na mecz z Porońcem, ale wcale nie do Poronina tylko do Zakopanego, bo tam rozgrywane są mecze. Tam nas jeszcze nie było. Do zobaczenia.

1 komentarz:

  1. Z ostatniej chwili: Okazuje się, że gała się jednak znalazła. Nie była w żadnych trawach czy za ogrodzeniem, a spokojnie sobie leżała za ławką rezerwowych gdzie wypatrzyło ją czujne oko kierownika drużyny.

    OdpowiedzUsuń