środa, 19 marca 2014

Emocje zza płotu

Miała być wiosna, a wymarzłem się w niedzielę na Rejowie jakby była co najmniej połowa listopada. Tyle dobrego, że w tych anormalnych warunkach i anormalnej atmosferze, spokojnie wygraliśmy 4:1 i przy wynikach innych drużyn z czołówki tabel, już po pierwszej kolejce jedyne co możemy, to spoglądać się za siebie. Przed nami jesteśmy... tylko my, i to co w głowach i nogach naszych piłkarzy.


Nie chce mi się już pisać o zamkniętym stadionie, bo w ostatnich dniach zostało powiedziane i napisane chyba wszystko. Szacun dla tych co zdecydowali się moknąć za płotem i dopingować naszą drużynę. 

Znacie ten dowcip dotyczący dyrektora emcesiru i stadionu Granatu? Nie?

Jak się nazywają nasłynniejsze ruiny w świętokrzyskim?
KrzyszTopór.

Skład przewidziałem w 100%, ale nie było to zbyt trudne. Po prostu grają w tym momencie najlepsi.

Wynik szybko otworzył ładną główką Klaudiusz, a później było już tylko z górki. Łata w ogóle był bardzo aktywny w tym spotkaniu, atakował, bronił, dośrodkowywał, strzelił bramkę i chyba tym należy tłumaczyć to, że nie miał siły podziękować kibicom za doping. Szybko i jako pierwszy zszedł do szatni gawędząc z zawodnikiem gości.

Jak zwykle szkoda Mateusza Fryca, bo harował za dwóch, ale bramki jak zwykle nie zdobył. Na samym początku mógł zdobyć jedną z bardziej kuriozalnych, jakie widziałem. Po próbie wybicia piłki przez bramkarza gości w okolicach rogu szesnastki piłka trafiła Mateusza i takim rogalem, mocno podkręcona zmierzała w bramkę. Otarła się o poprzeczkę, trafiła w linie bramkową, a, że się odkręcała od bramki, to wyszła w pole. W drugiej połowie już był sam sobie winien, że nie strzelił, bo miał taką patelnię, że powinien, ale czemu akurat próbował lewą nogą, wie tylko on sam. Ja cały czas twierdzę, że jest bardzo przydatny drużynie, a jak jeszcze zacznie strzelać...

A co można napisać o Marcinie Kołodziejczyku? Powtarzać się non stop, chyba bez sensu. No to: Marcin, słabo, bardzo słabo. Dwie bramki tylko? Ja myślałem, że cztery będą minimum. W Działoszycach muszą być minimum cztery, bo z Porońcem będzie ławka :-)

Malina dał dobrą zmianę. Wszedł, zobaczył, strzelił, czy można wymagać więcej?

Najważniejsze dla nas powinno być to, że dobre zawody rozegrał Bartek Michalski. Chłopak ma pojęcie o grze i raczej nie powinniśmy odczuć wytransferowania do KSZO Radka Mikołajka. Raczej, bo po jednym meczu za wcześnie oceniać.

Ciekawe, że sędziował nam ten sam sędzia, który gwizdał jesienią z Bochnią. I znowu wyrzucił Irka na trybuny. Ogólnie słabo sędziował, dużo razy się mylił w obydwie strony, ale niczego nie zepsuł, bo różnica klas obydwóch drużyn nawet mu na to nie pozwalała. Przyznam, że było kilka innych sytuacji, w których bym się zdenerwował na miejscu trenera, ale akurat nie w tej, po której wyleciał pod domek klubowy, bo przecież nie na trybuny, które były zamknięte. Paweł Markowicz ładnie minął przeciwnika i gdyby odczekał chwilkę to byłby z pewnością faulowany. A Paweł gdy tylko poczuł rękę rywala na plecach, to runął jak długi i właśnie dlatego boczny nie zareagował. Stałem od miejsca zdarzenia dosłownie kilka metrów więc mogę się na ten temat wypowiedzieć. Takich fauli a właściwie niefauli nie gwiżdżemy. A sędzia słaby i mocno na Granat obrażony. Tylko niby co nas to obchodzi?

Mimo iż po meczu kurtuazyjnie było podkreślane, że Górnik postawił twarde warunki, to ja tego jakoś nie widziałem. Tak naprawdę, to w piłkę jako tako grało tam może dwóch ludzi, a reszta statystowała albo się między sobą kłóciła. Przyjechali chyba bez bramkarza i skaperowali na szybkiego po drodze jakiegoś chłopa spod Łącznej, co piłki na oczy nie widział. Na dobrą sprawę, to co leciało w światło bramki to wpadało. Drużyna w sam raz na miejsce w tabeli jakie zajmuje.

Następny mecz z Nidą, ale nie w Pińczowie tylko w Działoszycach. Oficjalnie jechać tam nie możemy więc nawet nie będziemy próbować. Przepisy i nakazy są po to, żeby... a tam przecież wiadomo.

Czy za dwa tygodnie wejdziemy na mecz z Porońcem? Oby, ale któż to wie. Kłania się tutaj zdrowa logika, ze prywatne zawsze będzie górą nad państwowym. Jakby stadion był w prywatnych rękach, to właściciel dniem i nocą stawał by na głowie i rzęsach, żeby mogli wejść kibice, bo kibic to dochód.
A, że stadion jest miejski czyli państwowy, to na konferencji usłyszeliśmy, że obligatoryjny dla miasta jest termin 30 czerwca. Później będzie 31 grudnia, później ktoś się odwoła, ktoś zachoruje, inspektor będzie na urlopie, w urzędzie miasta zepsuje się fax, a w powiecie drukarka. Gdzieś tam zgubią pieczątkę, gdzieś zawini poczta, a kibice jak stali tak będą stać za płotem.

Patrząc na to wszystko, tak po ludzku, żal mi Krzysztofa Randli. Były zawodnik klubu, z pewnością nie raz na słowo Granat, gdzieś mu tam mocniej zabije serducho. Ale z drugiej strony ma stanowisko z nadania, gdzieś tam siłą rzeczy uwikłany jest w partyjno-miejsko-powiatowo-rycerskie rozgrywki i tak naprawdę niewiele może. Pewnie jakby mu wczoraj kazali, to na konferencję ubrał by się w strój baletnicy i odtańczył kawałek z „Jeziora łabędziego”. Można się go czepiać, można go nie lubić, ale ja nie wierzę, że tak w głębi serca chce dla nas źle. Powtarzam – po prostu niewiele albo nic nie może.

Do następnego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz