środa, 26 marca 2014

Nam strzelać nie kazano...

Stare kibicowskie powiedzenie mówi, że jak jest za dobrze, to prędzej czy później musi się coś spierdolić. Gdy wyruszaliśmy do Działoszyc myśleliśmy, że będzie to raczej później. Rzeczywistość okazała się brutalna.

Do dzisiaj nie wiem jak to się stało. W Nidzie grało dwóch ludzi, którzy umieli kopnąć prosto piłkę. I ci ludzie nas załatwili, całą naszą jedenastkę szykowaną na II ligę. Mika i znany nam Robert Banaszek, który na 2:0 huknął tak, że jakby pokazali to w eurogolach, to wcale by nie zgrzeszyli.

Sama nasza gra może nie wyglądała do końca jakoś źle, były składne akcje, mieliśmy swoje szanse, ale najczęściej składnie było do szesnastego metra, a później była lipa.

Od niedzieli wiem tyle, że jak ktoś będzie narzekał na Mateusza Fryca ten jest piłkarski nieuk. Ile daje drużynie było widać aż nadto gdy nie mógł zagrać. Może grać słabo, może nie strzelać, ale pewne jest, że się przepchnie, że wygra głowę, że będzie absorbował podwójnie obrońców i że umożliwi koledze strzelenie bramki.

A jak go nie ma, to Dziubi biega pięćset kilometrów w przodzie, do boku, cofa się, znowu do boku i to by było na tyle.

Inna sprawa, że logiczniej byłoby na mecz z ostatnią drużyną wyjść z dwoma napastnikami, czyli nie Ryniu za Matiego tylko siłą rzeczy Malina. Skoro takie ustawienie sprawdziło się tydzień wcześniej, skoro Malina udowodnił, że strzelać umie, to grajmy w ten sposób. Będzie to na pewno milsze dla oka niż to, co oglądaliśmy w niedzielę.

Ale od tego jest trener, widzi ludzi na co dzień na treningach więc chyba wie co robi.

Jakby Paweł Markowicz strzelił na początku II połowy na 1:1, to pewnie wynik byłby inny. W sumie to nie wiem, jak będąc czy też chcąc być piłkarzem, można strzelić z sześciu metrów trzy metry nad bramką. Przecież trafić w bramkę w tej sytuacji to obowiązek. No, ale widocznie można. Trener zgonił to na młody wiek. Może to i prawda. Mam tylko nadzieję, że Paweł w najbliższym czasie nie planuje ślubu, bo jak ma problem z trafianiem, to głupio było by, jakby trafił po weselu, zamiast do żony, to np. do sypialni jakiegoś wuja Stefana.

A tak bez żartów, to mało mnie obchodzi czy ktoś jest młody czy stary, takie akcje wykorzystywane być muszą, bo jak na koniec sezonu znowu będziemy oglądać plecy jakichś Łysic, to właśnie dlatego, że w tym czy owym meczu ktoś nie strzelił, a powinien. Trzeba zakasać rękawy i tak zapierdalać na treningach, żeby Nidy wciągać nosem, a Łysicę mieć za plecami. Zgadza się?

Dobra, zapominamy o Nidzie, bo jeszcze nic wielkiego się nie dzieje, a wyjazd był przedni. Wygrywamy i przegrywamy jako Granat. Wyciągamy wnioski i jedziemy dalej.

Przed nami mecz z Porońcem. Im też mamy coś do udowodnienia. A skoro raz ma grać Marek Basąg, a raz Bartek Gębura, to cieszę się, że akurat Poroniec wypadł na Bartka. Kto był w Zakopanem ten wie o czym piszę.

No i mecz będzie już z kibicami. Inna sprawa, że stadionu wcale nie trzeba było zamykać. No, ale to trzeba umieć dobrze czytać i interpretować fakty.

Wywiad z trenerem tutaj:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz