niedziela, 30 marca 2014

Na wysokich obrotach

Jak zobaczyłem rosłą drużynę Porońca na rozgrzewce, od razu, mając w pamięci Działoszyce, pomyślałem, że będzie ciężko. Prawie dwie godziny później, znając wynik i patrząc na grę Granatu, zadawałem już sobie tylko jedno pytanie? Czy to na pewno ta sama drużyna?


Dziwna jest ta piłka. Można przegrać sromotnie z ostatnim zespołem i wygrać tydzień później wysoko ze znacznie silniejszym. Albo zaczęła działać magia własnego stadionu albo tak wysoka była chęć rehabilitacji.


O gościach można napisać tylko tyle, że przyjechali. I podobnie jak Górnik, przyjechali bez bramkarza. Podobno bramkarz Porońca próbował kilka lat temu szczęścia w Widzewie, ale został odpalony. I to by w sumie wszystko wyjaśniało, bo oblać testy w Widzewie, gdzie raczej biorą wszystko jak leci, jest mniej więcej tak samo prawdopodobne jak budowa nowego stadionu Granatu.


Odblokował się wreszcie Mateusz Fryc i to jest dla nas najważniejsza wiadomość. Że umie grać w piłkę, to wiedziałem, że zapierdala dla dobra drużyny też, ale cieszę się, że wreszcie ustrzelił, i to dwie, bo ewidentnie zeszła z niego presja i teraz będzie już z górki. Po meczu zamieniliśmy kilka zdań, możecie tego odsłuchać tutaj.


O Małym cóż mogę napisać. Niby wszyscy przeciwnicy wiedzą, że groźny, że umie strzelać ze stałych fragmentów, a później przychodzi mecz i aplikuje kolejnym przyjezdnym dwie. Natomiast martwi mnie sytuacja, jak gra Granat, gdy Mały schodzi z boiska. Jak jest, to wiadomo, wszystko zaczyna się od niego, każdą piłkę musi podstemplować. A jak zszedł, to mi to przypominało taką grę „huzia na Józia”. Wszyscy do piłki, każdy rozgrywa, każdy chce strzelić i nic z tego nie ma. Wojtek Jagodziński może i ma papiery na granie, ale nie ma tej charyzmy i nie ma ostatniego podania. Mogę się też mylić, ale wagowo, to mimo że ostatnio trochę zrzuciłem, to bliżej mu do mnie niż do profesjonalnego piłkarza. Taki pączek.


Nadal zadziwia mnie Paweł Markowicz. Zawodnik, który jest wszędzie, biega za dwóch, jest też skuteczny w odbiorze, natomiast jak już znajdzie się w dobrej sytuacji, to zawsze, ale to zawsze podejmuje najgorszą decyzję z możliwych. A ta sytuacja, gdy przebiegł z połowy boiska w kierunku bramki, miał wszystkich obrońców daleko za sobą i nie wiadomo czemu zszedł do boku i próbował zagrywać do kolegi, zamiast iść na wprost i strzelać, to była właśnie z gatunku tej działoszyckiej sprzed tygodnia. Widać, że koledzy wspierają go po nieudanych zagraniach, ale pomyśl Paweł, że w tym samym czasie, mogli cieszyć się z tobą po zdobytej bramce. Byłoby milej, nieprawdaż?


Pisałem, że obecność Bartka Michalskiego sprawia, że nie odczujemy tak bardzo nieobecności Radka. Myliłem się. W defensywie może i nie odczujemy, ale w ofensywie Bartek to jest 50% Radka, a jeśli chodzi o strzał z dystansu to naciągane 10%. Może będzie lepiej, ale na teraz tak to właśnie wygląda.

Zadebiutował Emil Lurzyński i może dziękować sędziemu, że po trzydziestu sekundach nie wyleciał z czerwoną tylko oberwał żółtą. Może i nie trafił w nogi rywala, ale aż strach pomyśleć co by było gdyby trafił. Po co tak nerwowo? A tak w ogóle, to ciekawe, czy Emil do Małego na boisku krzyczał by: podaj trenerze? Nie wiem, bo jak wchodził, to Małego już na boisku nie było.


A najlepszy gracz meczu? Może kogoś to zdziwi, ale Michał Gajos.

Cieszę się, że mogę to napisać, bo tak naprawdę, to Michał prawie rok czasu nie grał w piłkę, bo jesienią to bardziej udawał, że gra, jak wchodził z ławki. Po tym zderzeniu w Limanowej to był cień piłkarza. Dobrą formę zasygnalizował już tydzień temu, na Poroniec wyszedł już w pierwszym składzie i zagrał tak, że można było tylko oklaskiwać. Szkoda, że po tej składnej akcji trafił tylko w słupek, bo to byłaby dla niego taka wisienka na torcie. Ale i tak było świetnie. Taki Michał to dla nas duże wzmocnienie siły ofensywnej.

To był naprawdę dobry, szybki mecz, ktory mógł się podobać. Są pewne niedoskonałości, ale takie możliwe do wyeliminowania. Ktoś się pewnie zdziwi, że narzekam. Nie narzekam, tylko w ciągu tygodnia przeżyłem z Granatem taką huśtawkę nastrojów, że lepiej wytknąć małe błędy niż później się przejechać w jakichś Działoszycach. Koniec wypadków przy pracy, to musi iść wszystko w dobrą stronę.

Wywiad z trenerem tutaj.

Czy bym coś zmienił na Muszynę? Ja bym zmienił. Na defensywnym postawiłbym na Marka Basąga, a w obronie nie kombinował, bo gra w tym zestawieniu bardzo dobrze. Bo Marek na ławce, to jednak bez sensu, za inteligentny gracz, żeby z niego nie korzystać, ale też bezsensem jest Bartek Gębura w obecnej formie, jako rezerwowy.



Jak jechałem z bratem na mecz, w okolicach szkoły trójki, mijaliśmy chłopaka, który na wózku inwalidzkim ostro naparzał ulicą. Pomyślałem, że pewnie na Skałkę i jakież było moje zdziwienie, gdy pół godziny później zobaczyłem go przed bramą stadionu. Nie znam gościa, ale pełen szacun.

I tylko martwi to, że nikt się przez dobrych 10 minut nie kwapił, żeby umożliwić mu wejście na stadion. W końcu z bratem i Jasiem znieśliśmy go po tych schodach, a dalej sam już pojechał i jak widziałem, z radością oglądał mecz. Nie będę się wymądrzał, bo widziałem go po raz pierwszy bodajże, ale jeśli chodzi czy ma zamiar chodzić na Granat, to może warto uczulić ochronę czy porządkowych przy bramie, że taki człowiek może się pojawić i trzeba by mu pomóc w dostaniu się, a później opuszczeniu stadionu. Hasło „Granat spełnia marzenia” obowiązuje chyba nadal, a nie tylko przy obiektywach prasy?



U nas robi się konferencje na temat tego, że nie da się pozyskać pieniędzy na nowy stadion, a w Jędrzejowie chwalą się, że budują stadion praktycznie bez dokładania pieniędzy z budżetu gminy.

Więc albo w Jędrzejowie są tacy super samorządowcy, albo u nas kompletne olewusy. Jak myślicie, która wersja jest bliższa prawdy?

O tym, jak to się robi w Jędrzejowie przeczytacie tutaj.



W sobotę wyjazd do Muszyny. Daleki czyli taki jaki smakuje najbardziej. Będzie dobrze. Do następnego.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz