poniedziałek, 21 lipca 2014

Wakacyjny triathlon...

Ciekawa sprawa, że mimo sezonu wakacyjnego i posuchy informacyjnej, codziennie wchodzi tutaj całkiem pokaźne grono czytelników. Pewnie bardziej ze względu na shoutboxa, na którym cały czas trwa wymiana wiadomości z klubu, ale pewnie każdy chciałby wreszcie coś przeczytać i na stronie. No to zaczynamy...


Właściwie to muszę zacząć od końca poprzedniego sezonu. Dwa ostatnie mecze to było przegranie wszystkiego, o co walczyliśmy cały sezon. Najpierw baraż, potem puchar i... niektórym popierdoliło się w baniach. Stwierdzenie, że chłopakom się nie chciało lub co gorsza coś sprzedali trzeba podsumować krótko: skurwysyństwo. A nawet skurwysyństwo do kwadratu, bo takie słowa słyszałem od ludzi, którzy dumnie nie raz podążali za drużyną gdzieś na wyjazd. Ja byłbym nawet w stanie zrozumieć, że niektórzy wysnuwają takie teorie, bo pamiętają wcale nie tak dawne czasy, gdy Granat tyle co sobie zapewnił utrzymanie, to zaraz zaczynały się dziwne wyniki typu 0:2 u siebie z Neptunem (a właściwie to nie u siebie, tylko na Ruchu), który na gwałt szukał punktów gwarantujących utrzymanie. Takich Neptunów były dziesiątki i to był fakt. Ale trzeba jasno powiedzieć: BYŁ! Nie można zarzucić tej drużynie, że coś kombinowała. Przez ostatnie pięć lat mógłbym wymienić kilka meczów, które były odpuszczone mentalnie, w sytuacji, gdy osiągnęliśmy już zamierzony cel, czyli np. awans do III ligi, ale na pewno nic nie zostało sprzedane.

„Granat grać, kurwa mać” - co to niby miało znaczyć? - zadzwonił do mnie po meczu nasz etatowy kapitan. Nie wiem, ja nie śpiewałem – odpowiedziałem. Natomiast tutaj już kibiców rozumiem. Nikt nie jeździ za drużyną po to, żeby oglądać jakieś kurwa 0:5. I nie mają tu znaczenia jakieś kontuzje czy inne absencje. Drużyna, która jest budowana do walki o najwyższe cele na określonym szczeblu, powinna wyjść i coś pokazać. Jeśli było by 1:3 czy 2:4, to huj, stało się, ale 0:5 z jakąś Łysicą to jest oczywisty blamaż i nie mam zamiaru nikogo usprawiedliwiać. Inna sprawa, że tak naprawdę, to ten wynik niczego nie zmienia. Bycie kibicem Granatu to coś ponad jedną czy drugą porażkę na boisku.

Gdzieś tam stało się głośne, że wstawiłem się za drużyną za trybunach. No wstawiłem się, ale nie dlatego, że mi się mecz podobał, ale dlatego, że nie pozwolę, żeby szargać tych chłopaków w taki sposób. A to dlatego, że jestem wśród niewielu ludzi, którzy zobaczyli większość meczów wyjazdowych w zeszłym sezonie czy nawet w ostatnich kilku latach, i do tej pory nie było tak, żebyśmy gdzieś się musieli wstydzić. Raz się stało i oby się nie powtórzyło. Nie ma tutaj żadnej mojej zasługi, na szacunek mój czy moich kolegów z wyjazdów, drużyna zasłużyła sobie sama, swoją postawą i konkretnym dążeniem do wytyczonego celu.

Ciekawie zachował się kiero po meczu, gdy podszedłem i chciałem zażartować, że coś niefartowne te nowe koszulki, dwa mecze, dwa w dupę i 0:7 w bramkach. Zostałem w zamian zwymyślany od najgorszych, podobno mam też kupić lepsze stroje. No, mi się nie mylą funkcje, kibic raczej powinien kibicować niż latać za nowymi strojami, zwłaszcza za niefartownymi, no, ale jak to mówią: nie mój cyrk, nie moje małpy. Ale bardziej trzeba ten wybuch zgonić na zbyt dużą częstotliwość meczów z Łysicą, przez co jest większe prawdopodobieństwo, że u mniej odpornych wyjdzie raczej bodzentyńska zaściankowość niż granaciarska duma. Było, minęło.

Słyszałem też, że Tomek Borgensztajn się obraził za to, że nie napisałem o nim w samych superlatywach po barażach. Jeśli to prawda, to kłania się czytanie ze zrozumieniem. Tomek, nic nie zawaliłeś, zagrałeś poprawnie, po prostu nic nie pomogłeś. Co miałeś wybronić, to wybroniłeś, czego nie mogłeś, to wpadło. Czego nie mogłeś złapać to wypiąstkowałeś, co mogłeś złapać, to też wypiąstkowałeś. To tak w skrócie.
Stres? Nie żartujmy. Jakby stres dotyczył bramkarzy, to gdzie była by Kostaryka czy Meksyk na MŚ? Po prostu trzeba wybronić to, czego niby nie można, a na drugi dzień po jednego zgłasza się Real, a po drugiego podobno Atletico.
A jak się wszystko piąstkuje, to zgłasza się Łagów. Bez urazy.

A propo mistrzostw. Niezłe, ale szału nie było. Chociaż kilka meczów na naprawdę wybitnym poziomie. Aż chce się oglądać Robbena, Di Marię czy nawet Neymara. Po prostu klasa. Na drugim biegunie piłka afrykańska. Jeśli zamiast takiego Kamerunu mogłaby przyjechać Szwecja ze Zlatanem, czy nawet Walia z Balem, to było by więcej smaczku. A tak mieliśmy stuletniego Eto, jakieś bójki w szatni i cztery metry mułu na boisku.
Brazylią nie jestem zaskoczony wcale, a wcale. Po pierwszym meczu powiedziałem, że nic nie ugrają. Jechali na samym Neymarze, a poza tym, tam nie ma piłkarzy, którzy coś znaczą w poważnej piłce. No, może poza Marcelo czy Davidem Luisem, ale ten też wybrał kasę, a nie poważne granie w piłkę.
Bramkarz? Nie było. Thiago Silva? Nie żartujmy, jeśli ktoś na co dzień kopie się po czołach z Ajaccio, Lorient czy Sochaux, staje się prędzej czy później przeciętnym leszczem. Oskar? Może kiedyś. Hulk, Fred czy Jo? Dobra, nie się co znęcać.
A naprzeciwko ludzie, którzy ciągną na co dzień swoje zespoły w ligach. Robben, Neuer, Di Maria, Messi, Klose. Te drużyny grały w piłkę, które mają piłkarzy na co dzień grających na poważnie. Oczywiście poza Hiszpanią, ale akurat oni nie musieli już nic udowadniać. Stara gwardia po prostu sobie odeszła, może tylko szkoda, że w tak żałosnym stylu.

Szkoda tylko, że zaraz po mistrzostwach telewizja puściła mecz polskiej drużyny w pucharach, a chwilę później zaczęła się liga. Błąd – po mistrzostwach powinien być ustawowy zakaz puszczania takich meczów. Żeby jednych ludzi nie denerwować, a drugich, żeby nie pękli ze śmiechu. Czyli dla zdrowia ogółu.

A co u nas? Spore zmiany, które ciężko na obecną chwilę ocenić. Transfery chyba dobre, jeśli chodzi o wyrównanie potencjału osiemnastki meczowej, ale czy będziemy silniejsi niż wiosną? Nie wiem, ale jakimś super optymistą nie jestem. Teraz na Granat będzie spinał się każdy, doszło kilku kandydatów do walki o awans, to już nie będzie sezon typu albo my albo oni. Mocnych zespołów będzie więcej. Oczywiście Granat jest najlepszy i trzeba w to wierzyć.
Gdzieś usłyszałem, że ci co odeszli nie mają ambicji grania o wyższe cele. To chyba nie do końca tak. Tak naprawdę to opuścili nas Klaudiusz i Przemek. Reszta ludzi, to albo wyjazdy za granicę czyli po prostu możliwość zarobienia sporo większych pieniędzy i ambicje nie maja tu nic do rzeczy, a dla pozostałych, Granat to były za wysokie progi. Żadnego z nowych zawodników nie widziałem ostatnio w akcji, pozostaje mi tylko zaufanie w trenerskiego nosa Irka.

Inna sprawa to zamieszanie z Mateuszem Dziubkiem. W sumie nawet nie wiem czy wrócił czy nie, ale odpuścić Granat, żeby znaleźć się w kadrze przeciętniaka z tej samej klasy rozgrywkowej, po czym znowu jednak się tam nie załapać i wrócić trenować z nami, to coś z cyklu skeczów od Monty Pythona. Podejrzewam, że przed którymś ze sparingów Lechii, z rana zaliczył jakiś triathlon i nie wypadł za dobrze. 
Ktoś się pytał, czemu nie zagrał z Naprzodem. Podobno z rana biegł w maratonie w Londynie i nie wyrobił się na mecz.


Dobra, bo się rozpisałem. A miało być krótko, bo sezon ogórkowy. Do następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz