wtorek, 28 października 2014

Dziwna gra, dużo goli...

Kolejne trzy ligowe mecze za nami, do tego formalność w meczu pucharowym i chyba nadszedł czas, żeby wyciągnąć z nich wnioski. Był kryzys czy go nie było? Gramy lepiej czy nie gramy? Chcecie wiedzieć? No to zapraszam do poczytania...


1:2 z Połańcem i 1:1 z Muszyną i momentalnie pojawiło się twierdzenie, że Granat trapi kryzys. Zespół, który w zeszłym sezonie poległ dopiero w barażach o drugą ligę, pogrążony w kryzysie przez tak wybitnych piłkarzy Czarnych i Popradu jak m.in. Krępa, Obierak czy Bomba i Mężyk. Śmiechu warte. Nie? 
Bo czy w ogóle możemy mówić o kryzysie czołowej drużyny, jeśli nie potrafi wygrać z ewidentnie słabszymi drużynami? Kryzys to może mieć Legia, jak cztery kolejki z rzędu nie wygra z rywalami typu Lech, Wisła, Śląsk i Jagiellonia. Kryzys, bo można było zdobyć 12 punktów, a zdobyła by 0, no w najlepszym wypadku 4. A jak przeciwnikami w tych czterech kolejkach byłyby zespoły Ruchu, Cracovii, Zawiszy czy Korony to wtedy byłby nie kryzys tylko brak podejścia na 100% do meczu i zlekceważenie hujowych, ale cały czas jako takich umiejętności drużyny przeciwnej.

Dlatego jasnym jest, że w Granacie nie było żadnego kryzysu, co tylko potwierdzają trzy kolejno następujące po sobie mecze po Hutniku, który miał być z serii tych na przełamanie.

Pisałem wtedy, że słabością Granatu nie jest to, że nie wygrywa bo gra słabo tylko to, że mizerną skuteczność mają ci zawodnicy, którzy za strzelanie bramek powinni brać odpowiedzialność. Minęły trzy mecze i...

Granat – Trzebinia 3:1, strzelają: Janek, Fryc i Malina
Granat – Wolania 5:0, strzelają: Janek, Mały dwie i Fryc, jedną dokłada też obrońca – Gębura
Granat – Partyzant 6:0, strzelają: Mały trzy, Janek, a dwie dokładają obrońcy – Styku i Gębura

Trzy mecze, trzy zwycięstwa, bramki 14:1. Nic, tylko oglądać i klaskać. Na czternaście bramek, jedenaście strzelają zawodnicy ofensywni. Bo Granat nie grał od początku sezonu słabo, za to grał przeraźliwie nieskutecznie. Tak, jak pisałem, jeśli z większą częstotliwością zaczną strzelać zawodnicy ofensywni, to nie tylko zaczniemy wygrywać, ale będą to też zwycięstwa przekonujące. Bo bramki obrońców to w każdej drużynie powinna być wartość dodana, a nie norma, jak to często u nas było. Za dobry mamy zespół na tę ligę, żeby mówić o kryzysie. Raczej mówmy o niedocenieniu czy też lekceważeniu przeciwnika, albo jak to ostatnio powiedział trener skłonności do jakiejś dziwnej, swojej gry.

Dawniej krzyczało się na boisku: „gramy swoje” i oznaczało to granie wg własnej, wytrenowanej taktyki. Granie swojej dziwnej gry to chyba granie wg taktyki rozpisanej przez Jacka Gmocha w tv. Mi bynajmniej nic innego nie przychodzi do głowy. Ważne, że działa.

Janek zaczął strzelać, Mateusz zaczął strzelać, Mały wrócił, no i oczywiście zaczął strzelać. W ogóle, to jest chłop z jakiejś innej opowieści. Wraca i potrzebuje czterech spotkań, żeby nazwa Granat pojawiła się w kontekście najlepszych strzelców ligi. Jakby to przełożyć na język z wyższej piłkarskiej półki, Marcin to dla nas James, Ronaldo i Benzema w jednym.

Obrona cały czas ma szansę zmieścić się w nie więcej niż 10 bramkach straconych w rundzie. Są najlepsi w lidze i to nie podlega żadnej dyskusji. Warunkiem oczywiście jest stracenie nie więcej niż jednej bramki w ostatnich trzech meczach, co biorąc pod uwagę przeciwników, będzie trudne, ale jak najbardziej wykonalne.

To samo tyczy się bycia liderem na koniec rundy. Wszystko w naszych nogach i głowach. Wygramy trzy mecze i to nasze plecy będą wszyscy oglądać.

A przynajmniej dwa z nich to będą więcej niż mecze. Najpierw rezerwy Korony czyli wszystko jasne, a później wyjazd do lidera z Sandomierza. Lubimy grać z zespołami, które wychodzą na boisko grać w piłkę, sami po to wychodzimy więc jest szansa na dobre widowiska.

A na koniec, muszę się przyznać, że nie byłem na żadnym z tych trzech spotkań, o których napisałem. Opuściłem się trochę, ale cóż, takie życie... W niedzielę będę na pewno.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz