poniedziałek, 6 października 2014

Dzieci we mgle...

Ponad miesiąc minęło od ostatniego wpisu. W międzyczasie był urlop, kilka kolejek minęło mnie bez oglądania występów naszej drużyny, ale co chyba najważniejsze, nie było nam do śmiechu. Słabe wyniki, a w tabeli dogonił nas już chyba każdy, kto chciał walczyć o pierwsze miejsce. Spotkanie z Hutnikiem miało być nie tylko z tych na przełamanie, ale przede wszystkim o to, żeby nie stracić kontaktu z czołówką. Udało się i pierwsze i drugie, ale czy gra już była taka, że można być zadowolonym?


Ostatnio wiele mówiło się o kryzysie w drużynie, sam nawet byłem zwolennikiem tego, że słabe wyniki, to oznaka kryzysu. Tak sobie jednak patrzyłem na nasze wyniki i tak naprawdę, to chyba nie kryzys, a raczej minimalizm i słaba skuteczność.

Wymęczone zwycięstwo z Unią, a dzisiaj możemy spojrzeć jaką siłą jest w tym sezonie tarnowski zespół. Wymęczone zwycięstwo z Garbarnią, którą leje większość drużyn z Wisłą Sandomierz na czele, która pojechała ich piątką i to w Krakowie. Remis w Bodzentynie, gdzie raz na tyle lat, to udało by się wygrać i moim kumplom spod bloku, jak udało by się mi ich zebrać w jednym miejscu. Czarnych odpuszczam, bo są na fali, ale Poprad znowu leje każdy tylko nie my.

Przypadek? Absolutnie nie. Wina Mateusza Fryca, że nie strzela, aż huczy o tym skarżyski internet? Absolutnie nie. Liga się wyrównała? Nawet jeśli tak, ale to też nie jest wytłumaczenie.

Przeczytałem kiedyś na kieleckim futbolu, że kluczem trenera na dobre wyniki jest kilka zmian przed każdym sezonem. Może się i to sprawdzało, ale trzeba zauważyć, że do tej pory to raczej trener rezygnował świadomie z zawodnika, a jeśli już ktoś odchodził, to tak jak Radek Mikołajek, za jakieś konkretne pieniądze.

Tymczasem po zeszłym sezonie, po najlepszym wyniku w ostatnich latach, okazało się, że wcale Granat nie jest jakimś super magnesem dla zawodników, jak do tej pory uważaliśmy. O ile można powiedzieć, że Marek Basąg i Piotrek Duda i tak mało grali i pewnie w tym sezonie nie grali by więcej, o tyle strata Łaty i Rynia była bezwzględnie nie spowodowana tym, że trener chciał się ich pozbyć, a tym, że obydwoje tylko wyglądali, kiedy dostaną ofertę z KSZO. A, że jeszcze kończył im się kontrakt...

W zamian przyszli ludzie, którzy mieli dać podobną jakość. Mieli, ale niekoniecznie przekłada się to na to, co widzimy na boisku. Najlepiej do drużyny wszedł Janek Kowalski, ale mimo wszystko, od zawodnika z taką przeszłością spodziewałem się więcej. Dużo więcej. Chłop ma pojęcie o piłce, naprawdę dobry zawodnik, ale co z tego drużynie, jak nie przekłada się to na wyniki. Niby ciągnie grę do przodu, ale skuteczność ma słabiutką. Jedna bramka, a przecież w każdym meczu ma przynajmniej trzy znakomite sytuacje. Z Hutnikiem powinien spokojnie dwie strzelić, skończyło się na zerze.

Adaś Imiela też nabrał trochę cech piłkarskich, ale to bardziej defensywnych niż ofensywnych. Dobra, akurat tutaj się nie czepiam, bo ma inne zadania na boisku. Z Hutnikiem strzelił ładną bramkę, pomijam, że z metrowego spalonego, bo nie jego wina, że sędzia przysnął.

Dawid Sala robi po prostu to, co do niego należy. Ani więcej, ani mniej. 

To samo Przemek Michalski, chociaż akurat z Hutnikiem, to jebnął sobie takiego samobója, że nie powstydził by się tego nawet Jurek Dudek za najlepszych czasów.



Inni to zamiast grać w piłkę, to częściej grają, ale chyba w tefałenowskim serialu „Szpital”.

Mecz z Hutnikiem nie był zły. Było sporo dobrych akcji, trzy gole, no, ale bądźmy poważni. Co jest na dzień dzisiejszy za zespół Hutnik Nowa Huta? Zbieranina kilkunastu ludzi, którzy uważają, że potrafią grać w piłkę, a nikt w okolicy nie wyprowadza ich z błędu. Jak im przyjdzie grać z kimś, kto już grać potrafi, to cieszą się, jak tylko trzy na plecy przyjmą. I tyle. My powinniśmy strzelić co najmniej siedem, były ku temu okazje, ale im bliżej wykończenia akcji tym więcej naszych zawodników zachowywało się jak dzieci we mgle. Jeden nie trafił w piłkę, drugi w bramkę, a trzeci trafił, ale w bramkarza.
Napomknąłem o Mateuszu Frycu, bo trochę niesprawiedliwie robi się z niego kozła ofiarnego. Owszem, był dwa razy naszym najlepszym strzelcem w III lidze, raz miał wtedy 12 goli, ale za drugim razem już tylko 6. Jeśli dodamy do tego, że z roku na rok robiliśmy lepsze wyniki, to wyjdzie na to, że nie na Mateuszu spoczywał ciężar ciągnięcia tej drużyny do przodu. Albo raczej, nie tylko na Mateuszu. Przy systemie, w którym gramy czyli 1-4-2-3-1, napastnik niekoniecznie jest od seryjnego zdobywania bramek, o czym niejednokrotnie już pisałem. Inna sprawa, że przy naszej sile w ofensywie, gra tym systemem to marnotrawienie potencjału, ale to nie ja odpowiadam za wyniki, a poza tym, w zeszłym sezonie to się sprawdzało. Bynajmniej do czasu. Powiedzmy sobie jasno. Mateusz gra oczywiście, jak cała drużyna, poniżej oczekiwań, ale to już nie będzie trzecioligowy goleador. Być może hurtowo strzelał by w IV lidze, ale w trzeciej jest po prostu solidnym ligowcem, który potrafi dać coś drużynie. To „coś”, to może być dużo dla trenera, a mało dla kibica i stąd te nieporozumienia, co do pozycji Mateusza w drużynie.
Dla nas problemem jest to, że mało strzelają inni. Mały długo leczył kontuzję, ale już zaczął strzelać, o Janku już pisałem, Malina świetnie wszedł w sezon, nadal gra bardzo dobrze, ale strzelecko się zaciął, obrońcy coś tam dokładają, ale ich akurat nie z tego trzeba rozliczać.

Z tym wyrównaniem się ligowego poziomu, to też takie mówienie, aby tylko coś powiedzieć.
Jeśli się coś wyrównało, to bardziej finansowo niż piłkarsko. Nie jesteśmy już jakimś rodzynkiem, co może płaci nie jakoś dużo, ale przynajmniej na czas. Okazuje, się, że rok po roku inne kluby też finansowo przestały odstawać, potrafią utrzymać swoje kadry, a nawet je wzmacniać, a płacą i w terminie i więcej niż u nas. Nie chcę pisać ile, bo wiem to od jednego z byłych zawodników, a jakie to kluby, to pewnie się sami domyślicie. Wystarczy porównać tabelę z zeszłego i tego sezonu.

W tym jest właśnie problem. Jeśli mamy kryzys, to ja bym powiedział, że nie piłkarski tylko finansowy. Już nie ma gadek między piłkarzami, że „patrz, na papierze dał nam po 3 tysiące, a nie płaci już czwarty miesiąc”. Nie wierzę, że piłkarze z różnych drużyn, którzy przecież się znają, nie rozmawiają o pieniądzach. Każdy chce pracować i za pracę otrzymywać jak najwięcej. Zwłaszcza za dobrą pracę. Jeśli do tej pory piłkarz naszej drużyny mówił: „zarabiam x i do tego mam kasę na czas”, to zawodnicy większości drużyn słuchali z zazdrością. A teraz coraz więcej z nich odpowiada: „a ja zarabiam x+200 i też mam na czas”.

Nie jest to jakiś wyrzut w kierunku zarządu Granatu. Mało jest klubów, które pewnie w ostatnich latach tak umiejętnie gospodarowały tym, co miały. Problem jest w tym, że my mamy cały czas tyle samo, a inni nas albo dogonili, albo już dawno przegonili.

Zapamiętajcie, nasz klub już nie jest jakimś wyjątkiem, jeśli chodzi o wypłacalność, a przez to, nie jest też aż tak atrakcyjnym pracodawcą, jak choćby jeszcze sezon czy dwa temu. I dlatego nie mamy chociażby napastnika, który zagwarantuje nam 20 bramek w sezonie, o młodzieżowcach już nie wspominając.

Nasz trener odcierpiał już „karę” dwóch spotkań oglądanych z trybun. Napisałem w cudzysłowie, bo uśmiałem się z tej kary. Taką związek przyklepał więc taka była, ale nie wiem po co była nakładana. Zrozumiałbym, żeby tak jak przy zakazie dla kibiców, gdzie podczas meczu trzeba zgłosić się na komisariat, jeden czy drugi trener, na czas meczu musiał siedzieć w związku i rozwiązywać krzyżówki. A tak, to jak było ciszej na trybunach, to trener po drugiej stronie trzymał telefon przy uchu, a z ławki rezerwowych słychać było głos kierownika: Dalton, tak? Po czym kiero wyszedł i krzyknął: „Dalton, mocniej, za 5 minut wchodzisz.” Po to jest technika, żeby z niej korzystać, a że w związku są ludzie, dla których pójście z duchem czasu to coś nienormalnego (to w sumie jak i u nas niektórzy), to wychodzą z tego komedie i to do tego bezsensowne.

O tych co gwizdali ani słowa. Sędziowie na ten mecz po prostu nie dojechali. Avatary Laguny się pojawiły w zamian i tyle.


Teraz wyjazd do Trzebini, cały czas jesteśmy na musiku, ale może taka rywalizacja z więcej niż jedną drużyną, wyjdzie nam na dobre? Oby. Nikt nam na tacy zwycięstwa w lidze nie poda. A, żeby wygrać ligę, nie wystarczy non stop mówić, że się mocno pracuje na treningach. Trzeba jak najwięcej strzelać i przekonująco wygrywać. Nie możemy wpadać w minimalizm. Znowu muszą zacząć nas się bać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz