piątek, 29 sierpnia 2014

Mów mi Buffon...

Jak się ma dobry zespół, to się czeka albo na mecz na dobrej murawie, albo na przeciwnika, który przyjeżdża grać w piłkę. Podobno na Rejowie murawa coraz bardziej pozostawia wiele do życzenia, ale gdy przyjeżdża Soła, zostaje spełniony drugi warunek i można nastawiać się na dobre widowisko. I takie było...


Właściwie o pierwszej połowie moglibyśmy zapomnieć. Zostaliśmy mocno zdominowani, a gdyby nie kilka mocnych szarpnięć do przodu w wykonaniu Janka Kowalskiego, to mógłbym nawet napisać, że nie graliśmy nic. Soła też niby przeważała, ale nie potrafiła tego udokumentować. Miała nawet poprzeczkę, ale to też jest strzał niecelny więc szału nie było.
Ostatnio gdzieś czytałem, że Irek zdobył już z nami 300 punktów. Fajnie, ale szału nie ma, bo np. Adaś Imiela zrobił w pięciu pierwszych kolejkach 600 kółeczek zwalniających akcję i jakoś nikt o tym nie pisze, a wyczyn jest godny odnotowania, dlatego jako jedyny odnotowuję. Chociaż może nie jedyny, bo trener też głośno krzyczał: Adaś, prosta gra do przodu, do przodu! Ale jakoś bez skutku, przynajmniej w pierwszej połowie.

Całe szczęście druga połowa nam wszystko wynagrodziła. Zaczęła się gra, była akcja za akcję, my mieliśmy swoje szanse, Soła miała swoje, ale to my mamy w składzie Bartka Gęburę i po jednym z rzutów rożnych, Bartek piękną główką zdobył dla nas prowadzenie. Nie wiem, czemu, ale w tym momencie miałem przeczucie, że tego prowadzenia ani nie podwyższymy, ani już do końca nie oddamy. Sprawdziło się.

Ciężko kogoś u nas wyróżnić, bo cały zespół zapierdalał aż miło, a do tego ten zapierdol był z głową. Szkoda tylko, że żadna z tych składnych akcji nie zakończyła się kolejnym golem, bo straszną mieliśmy w końcówce nerwówkę.

Po meczu usłyszałem, że Soła wbijała piłkę w okolice pola karnego na aferę i liczyła, że coś wpadnie. Ja tego nie widziałem, Soła do końca grała mądrą piłkę i nawet dwa razy nas ładnie wyklepała, co kończyło się akcją sam na sam z naszym bramkarzem.

Właśnie... naszym bramkarzem. Gdyby w końcówce wpuścił, którąś z tych sam na sam, to nikt by nie miał pewnie pretensji, co najwyżej narzekalibyśmy na końcowy wynik. Ale Przemek obydwie wybronił, i to nie tak, że w niego strzelali, tylko pięknymi interwencjami, gdzieś tam końcówkami palców wybijał na rogi. Po Garbarni miałem napisać, że młody bramkarz musi mieć od czasu do czasu coś z Gliwy. Po Sole, jak ktoś na treningu powie Ci: dawaj młody, możesz na spokojnie odpowiedzieć: ej, kolego, mów mi Buffon... :-)

Zresztą jak ktoś nie był na meczu, to tutaj skrót parad Przemka:


Właściwie, to by była na tyle, gdyby nie jedna sytuacja z końcówki, która mnie wkurwiła. Jak grają dwa dobre zespoły w piłkę, to powinny mieć do siebie szacunek. Można nawet przegrać, ale po uczciwej walce. A niejaki gracz Soły, nazwiskiem Cygnar, w ostatniej minucie wpadł z piłką w pole karne, jeszcze nasz obrońca nie zdążył do niego dobrze podbiec, a ten już się z krzykiem wypierdolił. Chwała sędziemu głównemu, ale także i bocznemu, że się na to nie nabrali i skończyło się na żółtku za symulkę, ale serce zabiło mi mocniej, bo niejednego Nishimurę w życiu się widziało. Może i ten Cygnar to dobry grajek, ale dla mnie zwykły krętacz i sportowy oszust. Takich powinno się zgłaszać do wydziału dyscypliny i za takie zagrywki powinno być z automatu trzy mecze zawieszenia. Co byś zyskał, gdyby sędzia dał się nabrać? Nędzny punkt na wyjeździe, kolejną bramkę? Sporo dla Soły jest gwizdanych karnych. Po środzie zastanawiam się, ile z nich było słusznych? Dno.


A w niedzielę, już z pozycji lidera, przyjmujemy rezerwy krakowskiej Wisły. Zapowiada się kolejny dobry mecz. No to czekamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz