poniedziałek, 3 listopada 2014

Potrzeba matką "wynalazków"

Długo zastanawiałem się, co napisać po wczorajszym meczu. Nie dlatego, że brakuje słów, ale bardziej dlatego, że nadmiar wrażeń, a i wynik mówi sam za siebie. Jeśli kogoś nie było, to i tak nie uda mi się przelać tych wrażeń na papier czy też bardziej na monitor, żeby to poczuł. A jak ktoś był... to widział sam.


Przed meczem stanąłem koło kilku starszych panów, którzy głośno rozmawiali i pokazywali palcami w kierunku rozgrzewającej się drużyny gości.
  • Ty, patrz, Chiżniczenko
  • No, a tamten to chyba Phylypczuk
  • O kurwa, ale się na Granat zmobilizowali, ten czarny to też chyba ten Capo. Wszystkich wzięli, co się o pierwszy skład ocierają...

Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
  • No patrz pan, a ja co koło jakiegoś banku przechodzę, to się o niego ocieram i jakoś od tego kurwa miliona na koncie nie mam...

Chyba nie zrozumieli, bynajmniej takie mieli miny. 
Bo cóż to znaczy ocierać się o pierwszy skład czternastej drużyny, chociażby i z najwyższej klasy rozgrywkowej. Być w szerokim składzie i przegrać rywalizację z takimi tuzami krajowego podwórka jak Sylwestrzak czy Trytko, to mniej więcej tak, jakby dać się wyprzedzić Rafałowi Rzeszutkowi w biegu na 400 metrów. Ja znam możliwości naszych piłkarzy i choć wiedziałem, że mecz nie będzie należał do łatwych, to jakieś kazaskie czy brazylijskie "wynalazki" wcale mi dziwne nie były. Po wczorajszym meczu znacie już chyba motto dyrektora sportowego Korony. Nie, jak to nie?



3:1. Jeszcze raz. 3:1. I to by było na tyle. Wyjazd, odjazd, da swidania, auwidersejen, won!

Trzy razy trybuny skakały do góry z radości i trzy razy wszyscy, no, prawie wszyscy skakali, bo nie są z Korony.

Dzieki Irek, bo Ty to tak zbudowałeś, że ja i jeszcze dziesiątki innych znajomych może chodzić z podniesioną głową. Nie tylko nie mamy się czego wstydzić, ale możemy być też tak po prostu, piłkarsko dumni. 

Dziękuję drużynie, bo większość z nich gdzieś tam pewnie w serduchu nie miała łatwo, ale zrobili to, czego wszyscy wczoraj chcieliśmy.

Dziękuję Adasiowi Imieli, bo naprawdę miło popatrzeć jak skarżyszczanin dwoi się i troi, jest wszędzie, nie odstawia nogi, a do tego ma naprawdę coraz wyższe umiejętności piłkarskie. Taka gra do przodu to miód na serce kibica. Tyle przechwytów i odbiorów, ech, takich skarżyszczan potrzebujemy. Szkoda tylko, że bramki nie strzelił, bo myślę, że wskoczył by na trybuny.

Panie Grzesik, a tak poza tym, to w domu wszyscy zdrowi? Rozróżniają białe linie? A, i miał pan rację, nie było czerwonej kartki, co więcej, tam nawet faulu nie było, to nasz zawodnik powinien dostać żółtą za symulowanie. Sayonara miszczu.

I to by było na tyle. Mógłbym napisać więcej, ale to po co? Emocje jeszcze nie opadły, a już w sobotę następny mecz. Podobno mecz rundy.
E tam, mecz rundy właśnie za nami. Dziękuję. Dobranoc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz