piątek, 13 marca 2015

Wszystko jest możliwe...

Właściwie, to już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio coś tutaj napisałem. Działo się dużo, dużo się o Granacie mówiło, ale w sumie nie było nic jakiegoś specjalnie wielkiego, żeby usiąść i poświęcić temu jakieś pół godziny. Może nawet mniej.


Skończyliśmy na ostatnim meczu Granatu, wycofaniu Wtórpolu i zbliżających się wyborach. Rundę skończyliśmy na trzecim miejscu, wycofanie głównego sponsora to porażka więc nie będzie chyba niczym zdrożnym napisać, że jedyne, co Granat poważnego wygrał jesienią, to wybory samorządowe. O tym, że tak jest przekonaliśmy się kilka dni temu. Dwieście tysięcy dla Granatu i... długo, długo nic. Tak właśnie to powinno wyglądać. Kasę ze stołu zgarnia ten kto ma najwięcej atutów. 87 lat tradycji, wiele sukcesów jako klub wielosekcyjny, sukcesy w piłce nożnej, stadion, który kiedyś był wizytówką miasta i nadal ma szansę nią być, a do tego całkiem pokaźne grono wiernych kibiców. Mądra władza to nie jest ta, która dzieli po równo, tylko taka, która docenia osiągnięcia. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że ten czy inny jest mistrzem w karate, szachach czy badmintonie, ale to dajcie spokój. Kto o tym wie i kto to ogląda? Już po sukcesie Bródki na olimpiadzie były plany budowy tysiąca lodowisk (my już swoje mamy, to się nie łapiemy), ale okazało się, że jednak nie ma aż tyle brodaczy w kraju, a strażacy to jednak są najlepsi w gaszeniu łąk. Czyli na lokalną władzę aktualnie nie ma co narzekać.

A co w klubie?

Wiadomo, w grudniu były wybory. Kandydat był tylko jeden, został wybrany i jedziemy do przodu, choć z mocno zaciągniętym hamulcem finansowym. O samych wyborach mogę tylko napisać, że jakby nagrał je w całości, puścił na youtuba i podpisał się „Staszek Bareja”, to by uwierzyli. Najpierw zrezygnował prezes, zresztą nieobecny. Potem pismo rezygnacyjne przesłał pan Jan Janiec. Temu się zresztą nie dziwię, bo po przegranych wyborach zrezygnował chyba ze wszystkiego oprócz świadczenia z Zusu, bo się rozchorował okropnie i zniknął z salonów. Pan Jan zatrzymał się chyba w latach dziewięćdziesiątych, bo w piśmie, które dotarło, jak byk stało, że rezygnuje z bycia w komisji rewizyjnej klubu ZKS Granat. Chwali się poszanowanie tradycji, ale z drugiej strony, jak członek komisji rewizyjnej nie wie do końca gdzie się udziela, to nie wiem czy głupszy jest on sam czy ten, co go wybrał. Pewnie teraz się nikt nie przyzna, ale coś mi świta, że głosów przeciwnych wtedy nie było. Wstyd.
Dla mnie oczywiście to pismo było tyle samo warte, co takie, które mógłbym wysłać do Sejmu, że rezygnuję z mandatu poselskiego, albo do Orlenu, że nie chcę już zasiadać u nich w Radzie Nadzorczej. Ale skoro Tomek Domaradzki stwierdził, że Granat ZKS czy MKS to w sumie jedno i to samo, to ja się z PZPN-em kłócił nie będę.

W drużynie spore zmiany, a właściwie spore ubytki. Można się było tego spodziewać, bo było zbyt wiele finansowych niewiadomych.
Tyle tylko, że aktualnie na rundę wiosenną musimy spojrzeć zupełnie inaczej.
Możemy słuchać, że walczymy o wygranie ligi, o awans i o tym, że na każdy mecz wychodzimy po to, żeby go wygrać, a prawdą z tego będzie tylko to ostatnie.
Wiadomo, to tylko czwarty poziom rozgrywkowy, ale nie da się wygrać tej ligi mając jedenastu zawodników gotowych do gry na poziomie pozwalającym o tym realnie myśleć, no i jeszcze ze trzech, którzy pod okiem bardziej doświadczonych kolegów, też powinni dać radę. Teraz już nie bardzo będzie tak, że jak nie będzie szło w przodzie, to wejdzie Malina i poszarpie, bo Maliny już nie ma. Przyszedł Ignatow, ale tak naprawdę to nie wiemy nawet na jakiej pozycji będzie wystawiany, choć raczej nie będzie to wysunięty napastnik.
Każda pozycja jest mocno obsadzona, ale do czasu jakichś kartek czy kontuzji. Rok temu, przed barażami, wobec kontuzji Małego czy Łaty, jeszcze od bidy i z marnym skutkiem jeszcze ktoś tam na zmiany wchodził. Dzisiaj każda wymuszona zmiana może być katastrofalna w skutkach. Oczywiście można wierzyć, że wejdą nasi zdolni juniorzy i jeden strzeli cztery hattricki, a drugi sześć razy wybije piłkę ofiarnym wślizgiem z linii bramkowej, i daj Boże, żeby tak było, ale na zdrowy rozum, jakie są na to szanse?

To pytanie do Marcina na prezentacji, o co walczy drużyna, było mniej więcej z kategorii mojego pytania sprzed kilku tygodni, gdy spotkałem takiego jednego pijaczka na Chlewiskach, a, że miałem dwa piwa, to spytałem się czy chce się napić. Tu i tu odpowiedź była znana z góry.
Szkoda tylko, że Marcin nie jest większym jajcarzem, bo już widzę miny dziennikarzy, jakby powiedział, że najpierw nałapią kilka punktów, a później odpuszczają, bo awans i tak nam nie grozi.

Jak wygramy teraz tę ligę, to oprócz tego, że jesteśmy dobrzy, dojdzie fakt, że aż dziw, że Irek do tej pory nie jebnął szóstki w totka.

Prezentacja oczywiście na plus, choć na kilometr było czuć, że za bardzo jednak staliśmy się zakładnikami polityki. Zaproszenie władz miasta jak najbardziej na miejscu. Ale jak już się chce zaprosić posłów, to albo wszystkich z danego rejonu albo nikogo. Bo nie jest dobrym posunięciem, że Granat został uwikłany w jakieś dziwne rozgrywki polityczne. Dzisiaj nasze jest na wierzchu, ale, żeby platformerski smród nie ciągnął się tak za nami, bo nas jeszcze gdzieś wciągnie. I mam tylko nadzieję, że prezes z zarządem nie zaczną załatwiać nam sponsorów podczas rozmów na jakichś cmentarzach albo w ptasiej restauracji. Bo zły przykład zawsze idzie z góry.

Wierzę, bo wierzyć trzeba, ale bardziej cieszę się, że mimo przeciwności, nadal istniejemy na niezłym sportowym poziomie. Jeszcze przyjdzie nasz czas.

A jutro... Komu w drogę temu... Tarnów. Jadymy na wyjazd :-)
z

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz