Dla
skarżyskich kibiców pewnie fajną rzeczą były te jesienne serie
meczów na Rejowie, ale przyszła wiosna i seryjnie przyszło nam
grać na wyjeździe. Dziwna to liga. Niby czwarty poziom, podobno
wielu zawodników pracuje, gdzieś dorabia, a koniec końcem ustala
się terminarze, gdzie trzeba gnać kilkaset kilometrów w sobotę,
co jeszcze można zrozumieć albo w środę, co nas niedługo czeka w
Muszynie. Oczywiście nie podejrzewam, żeby w okręgowym związku
mieli ludzi odpowiedzialnych za logiczne myślenie, więc trzeba
kombinować i od czasu do czasu gdzieś pojechać. Na początek
Oświęcim.
Właściwie,
to nie wiem jak to się stało, że wyjechaliśmy 45 minut później
niż zakładaliśmy, a dojechaliśmy 18 minut przed meczem. Pewnie to
sprawka kierowcy, który uzbrojony w przeróżne gadżety typu cb
radia, yanosiki i inne nawigacje, robił co mógł i dobrze mu to
wychodziło.
Na
miejscu najpierw wzięli na za zorganizowaną grupę o tendencjach
chuligańskich, ale potem bez problemu weszliśmy na sektory
miejscowych i w godziwych warunkach obejrzeliśmy mecz. Bilet za 10
zł uprawnia jeszcze do odebrania darmowej kiełbasy z grilla, co
jest całkiem zachęcającą opcją, ale mimo tego, a także ładnej
pogody, widać, że oświęcimianom jakoś na Sołę nie po drodze.
Do tego ci, co już się pofatygują, to albo śpią albo piją.
Czyli przekrój społeczeństwa.
Sam
mecz był całkiem ciekawy. Do tego, to Granat miał praktycznie cały
czas optyczną przewagę, a gospodarze, jak już mieli swoje szanse,
to po naszych nielicznych błędach. Widać było, że mamy chętkę
na komplet punktów.
I
jak to ostatnio na wyjazdach bywa, na dobrych chęciach się
skończyło. Błąd w ostatniej minucie, Cygnar i możemy wracać z
zerem na koncie.
Ostatnie
zwycięstwo na wyjeździe odnieśliśmy 11 października w Trzebini i
niestety, nie jest to przypadek.
Skończyły
się dobre czasy. Skończyła się drużyna, która jechała do
Limanowej czy Oświęcimia, jak po swoje. Teraz się jeździ i trzeba
wysłuchiwać rozważań miejscowych chamów, że „nie ma już
Granata”.
Jest
źle i nie zapowiada się, że będzie lepiej. Fatalne wieści
dochodzą z klubu. Była konkretna kasa do podjęcia za wygranie
okręgowego pucharu, ale zarząd zapomniał się spotkać z drużyną
i określić wysokość premii za konkretny wynik. Pewnie dlatego
drużyna zapomniała jak gra się w piłkę i skończyło się na
gładkim 1:4.
Są
zaległości, praktycznie poza obiecanymi pieniędzmi z miasta i
drobnymi datkami wychodzonymi przez kiera, nie ma nic i nie zapowiada
się, żeby coś było. Skończyła się era Wtórpolu, skończyło
się, że ile braknie, to Leszek dołoży. Skończyło się
zatrudnianie piłkarzy, na których mieliśmy ochotę, trenerów od
różnych przygotowań, masażystów spoza miasta i chuj wie kogo
jeszcze, bo kibic przecież wglądu w papiery nie ma. Dobrze było,
ale się skończyło. Dzisiaj nawet się nie łudźmy, że w czerwcu
zostanie chociażby trzon tej drużyny. Jeszcze wiosnę przebrniemy,
tak z wtórpolowskiego rozpędu, jeszcze dlatego, że zawodnicy mają
kontrakty, że chcą jeszcze chyba sobie i nam, nielicznym, coś
udowodnić. Tu nie ma co płakać po kolejnej porażce. Tu trzeba tym
chłopakom podziękować, że im się jeszcze chce.
Dziś
łazi się po mieście i szuka wsparcia u lokalnych firm. A ludzie
się śmieją i pytają, ile Granat w ostatnich latach dał lokalnym
firmom? Czy miał jakieś treningi w Kombinacie Formy, miejscu,
jednym z najlepiej wyposażonym w województwie? Czy Granat dał
ogłoszenie do lokalnych mediów, do Biura Pracy, że potrzebuje
masażysty? Czy Granat był klubem skarżyskim czy prywatnym
folwarkiem ze sztandarowym hasłem, że gdzie indziej wszystko jest
za darmo, albo za pół ceny i aż dziw, że koniec końcem
utrzymanie tego wszystkiego przekraczało kilkaset tysięcy rocznie?
Z dnia na dzień zostaliśmy, nie wiadomo do końca dlaczego, bez głównego sponsora, za to z pięknymi hasłami na sztandarach, tłterami, fejsbukami i jutubami, choć ni chuja nie można nigdzie znaleźć i się doprosić składu zarządu, łącznie z podziałem na obowiązki i zrealizowanymi zadaniami.
Naprawdę, obecność na portalach społecznościowych i podawanie wyniku na żywo, to nie jest żaden wyczyn. Nie pamietam w ostatnich latach meczu, z którego nie mógłbym się dowiedzieć aktualnego wyniku, mimo, że na meczu mnie nie było. Mamy XXI wiek, na każdym wyjeździe jakiś kibic zawsze jest, a komórka czy dostęp do internetu w smartfonie, to nie są jakieś cuda, wianki.
Zabawa w marketing, to nie jest tłiter i nie od tego trzeba było zacząć. Ale po co ja to piszę?
Z dnia na dzień zostaliśmy, nie wiadomo do końca dlaczego, bez głównego sponsora, za to z pięknymi hasłami na sztandarach, tłterami, fejsbukami i jutubami, choć ni chuja nie można nigdzie znaleźć i się doprosić składu zarządu, łącznie z podziałem na obowiązki i zrealizowanymi zadaniami.
Naprawdę, obecność na portalach społecznościowych i podawanie wyniku na żywo, to nie jest żaden wyczyn. Nie pamietam w ostatnich latach meczu, z którego nie mógłbym się dowiedzieć aktualnego wyniku, mimo, że na meczu mnie nie było. Mamy XXI wiek, na każdym wyjeździe jakiś kibic zawsze jest, a komórka czy dostęp do internetu w smartfonie, to nie są jakieś cuda, wianki.
Zabawa w marketing, to nie jest tłiter i nie od tego trzeba było zacząć. Ale po co ja to piszę?
Jest
dużo pytań, żadnych odpowiedzi, a jedyną odskocznią jest wyjazd
za drużyną i przybicie piątki po meczu z tymi, którzy raz zagrają
lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystko zostawiają w naszych barwach
na boisku serce. Chuj z wynikami!
Oczywiście,
nie ma się co śmiać, bo nikt z nas chciałby być w takiej
sytuacji, ale na koniec taki mały żarcik.
Wychodzi
piłkarz Granatu z domu na wyjazdowy mecz i mówi do
żony/dziewczyny/kochanki (niepotrzebne skreślić):
Kochanie,
dziś na pewno wygramy, pieniądze też mamy dostać, pamiętasz tę
kolację przy świecach, wiesz jak wygraliśmy w Trzebini?
Oczywiście,
że pamiętam :-)
No
to przyszykuj świece, stół, my dzisiaj wygramy, kupię coś
dobrego i będziemy świętować.
Przyjeżdża
po meczu, nos na kwintę, patrzy na stół i mówi:
Znowu
nie wygraliśmy :-(
Na
to dziewczyna:
No
cóż, ale przynajmniej wypłatę dostałeś, zjemy coś wreszcie...
Na
to piłkarz patrzy błagalnym wzrokiem, wzdycha i odpowiada cicho:
...chyba
kurwa świece...
Po
drodze, w środę Myślenice, ale za tydzień... Nowy Targ. Chce się
żyć, chce się jeździć :-)
Jeszcze mi się skojarzyło, że w Kombinacie mają własny sklepik. Bez wielkich inwestycji można by było się dogadać i mieć miejsce do rozprowadzania klubowych gadżetów. Jak powiedziałem: "Masz łeb i ..uj, to kombinuj" - facet z KFu ma łeb do interesu i można by było się z nim dogadać. A trening medialny w KFie - to dopiero byłaby ciekawa rzecz i promocja KFu i Granatu zarazem.
OdpowiedzUsuń