niedziela, 12 kwietnia 2015

Dobrze było, ale się skończyło...

Dla skarżyskich kibiców pewnie fajną rzeczą były te jesienne serie meczów na Rejowie, ale przyszła wiosna i seryjnie przyszło nam grać na wyjeździe. Dziwna to liga. Niby czwarty poziom, podobno wielu zawodników pracuje, gdzieś dorabia, a koniec końcem ustala się terminarze, gdzie trzeba gnać kilkaset kilometrów w sobotę, co jeszcze można zrozumieć albo w środę, co nas niedługo czeka w Muszynie. Oczywiście nie podejrzewam, żeby w okręgowym związku mieli ludzi odpowiedzialnych za logiczne myślenie, więc trzeba kombinować i od czasu do czasu gdzieś pojechać. Na początek Oświęcim.


Właściwie, to nie wiem jak to się stało, że wyjechaliśmy 45 minut później niż zakładaliśmy, a dojechaliśmy 18 minut przed meczem. Pewnie to sprawka kierowcy, który uzbrojony w przeróżne gadżety typu cb radia, yanosiki i inne nawigacje, robił co mógł i dobrze mu to wychodziło.

Na miejscu najpierw wzięli na za zorganizowaną grupę o tendencjach chuligańskich, ale potem bez problemu weszliśmy na sektory miejscowych i w godziwych warunkach obejrzeliśmy mecz. Bilet za 10 zł uprawnia jeszcze do odebrania darmowej kiełbasy z grilla, co jest całkiem zachęcającą opcją, ale mimo tego, a także ładnej pogody, widać, że oświęcimianom jakoś na Sołę nie po drodze. Do tego ci, co już się pofatygują, to albo śpią albo piją. Czyli przekrój społeczeństwa.

Sam mecz był całkiem ciekawy. Do tego, to Granat miał praktycznie cały czas optyczną przewagę, a gospodarze, jak już mieli swoje szanse, to po naszych nielicznych błędach. Widać było, że mamy chętkę na komplet punktów.
I jak to ostatnio na wyjazdach bywa, na dobrych chęciach się skończyło. Błąd w ostatniej minucie, Cygnar i możemy wracać z zerem na koncie.
Ostatnie zwycięstwo na wyjeździe odnieśliśmy 11 października w Trzebini i niestety, nie jest to przypadek.

Skończyły się dobre czasy. Skończyła się drużyna, która jechała do Limanowej czy Oświęcimia, jak po swoje. Teraz się jeździ i trzeba wysłuchiwać rozważań miejscowych chamów, że „nie ma już Granata”.

Jest źle i nie zapowiada się, że będzie lepiej. Fatalne wieści dochodzą z klubu. Była konkretna kasa do podjęcia za wygranie okręgowego pucharu, ale zarząd zapomniał się spotkać z drużyną i określić wysokość premii za konkretny wynik. Pewnie dlatego drużyna zapomniała jak gra się w piłkę i skończyło się na gładkim 1:4.

Są zaległości, praktycznie poza obiecanymi pieniędzmi z miasta i drobnymi datkami wychodzonymi przez kiera, nie ma nic i nie zapowiada się, żeby coś było. Skończyła się era Wtórpolu, skończyło się, że ile braknie, to Leszek dołoży. Skończyło się zatrudnianie piłkarzy, na których mieliśmy ochotę, trenerów od różnych przygotowań, masażystów spoza miasta i chuj wie kogo jeszcze, bo kibic przecież wglądu w papiery nie ma. Dobrze było, ale się skończyło. Dzisiaj nawet się nie łudźmy, że w czerwcu zostanie chociażby trzon tej drużyny. Jeszcze wiosnę przebrniemy, tak z wtórpolowskiego rozpędu, jeszcze dlatego, że zawodnicy mają kontrakty, że chcą jeszcze chyba sobie i nam, nielicznym, coś udowodnić. Tu nie ma co płakać po kolejnej porażce. Tu trzeba tym chłopakom podziękować, że im się jeszcze chce.

Dziś łazi się po mieście i szuka wsparcia u lokalnych firm. A ludzie się śmieją i pytają, ile Granat w ostatnich latach dał lokalnym firmom? Czy miał jakieś treningi w Kombinacie Formy, miejscu, jednym z najlepiej wyposażonym w województwie? Czy Granat dał ogłoszenie do lokalnych mediów, do Biura Pracy, że potrzebuje masażysty? Czy Granat był klubem skarżyskim czy prywatnym folwarkiem ze sztandarowym hasłem, że gdzie indziej wszystko jest za darmo, albo za pół ceny i aż dziw, że koniec końcem utrzymanie tego wszystkiego przekraczało kilkaset tysięcy rocznie?

Z dnia na dzień zostaliśmy, nie wiadomo do końca dlaczego, bez głównego sponsora, za to z pięknymi hasłami na sztandarach, tłterami, fejsbukami i jutubami, choć ni chuja nie można nigdzie znaleźć i się doprosić składu zarządu, łącznie z podziałem na obowiązki i zrealizowanymi zadaniami.
Naprawdę, obecność na portalach społecznościowych i podawanie wyniku na żywo, to nie jest żaden wyczyn. Nie pamietam w ostatnich latach meczu, z którego nie mógłbym się dowiedzieć aktualnego wyniku, mimo, że na meczu mnie nie było. Mamy XXI wiek, na każdym wyjeździe jakiś kibic zawsze jest, a komórka czy dostęp do internetu w smartfonie, to nie są jakieś cuda, wianki.

Zabawa w marketing, to nie jest tłiter i nie od tego trzeba było zacząć. Ale po co ja to piszę?

Jest dużo pytań, żadnych odpowiedzi, a jedyną odskocznią jest wyjazd za drużyną i przybicie piątki po meczu z tymi, którzy raz zagrają lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystko zostawiają w naszych barwach na boisku serce. Chuj z wynikami!

Oczywiście, nie ma się co śmiać, bo nikt z nas chciałby być w takiej sytuacji, ale na koniec taki mały żarcik.
Wychodzi piłkarz Granatu z domu na wyjazdowy mecz i mówi do żony/dziewczyny/kochanki (niepotrzebne skreślić):
Kochanie, dziś na pewno wygramy, pieniądze też mamy dostać, pamiętasz tę kolację przy świecach, wiesz jak wygraliśmy w Trzebini?
Oczywiście, że pamiętam :-)
No to przyszykuj świece, stół, my dzisiaj wygramy, kupię coś dobrego i będziemy świętować.
Przyjeżdża po meczu, nos na kwintę, patrzy na stół i mówi:
Znowu nie wygraliśmy :-(
Na to dziewczyna:
No cóż, ale przynajmniej wypłatę dostałeś, zjemy coś wreszcie...
Na to piłkarz patrzy błagalnym wzrokiem, wzdycha i odpowiada cicho:
...chyba kurwa świece...


Po drodze, w środę Myślenice, ale za tydzień... Nowy Targ. Chce się żyć, chce się jeździć :-)

1 komentarz:

  1. Jeszcze mi się skojarzyło, że w Kombinacie mają własny sklepik. Bez wielkich inwestycji można by było się dogadać i mieć miejsce do rozprowadzania klubowych gadżetów. Jak powiedziałem: "Masz łeb i ..uj, to kombinuj" - facet z KFu ma łeb do interesu i można by było się z nim dogadać. A trening medialny w KFie - to dopiero byłaby ciekawa rzecz i promocja KFu i Granatu zarazem.

    OdpowiedzUsuń