niedziela, 8 kwietnia 2012

Budzimy się panowie...


Świąteczny antyfutbol zaserwowali nam wczoraj piłkarze zarówno Granatu jak i Janiny Libiąż. Goście przyjechali tylko z jednym nastawieniem: nie stracić bramki, przez co zdobyć cenny punkcik, a Granat wyszedł myśląc chyba, że jakoś to będzie i coś chyba wpadnie. A to wszystko, w wielkosobotnie zimne południe oglądała taka większa garść tych najwierniejszych.
Około 70 min. na cichym wczoraj rejowskim stadionie rozległ się donośny, rozkazujący głos naszego kapitana: „kurwa, budzimy się panowie” i to by starczyło za cały komentarz co się do tej pory zdarzyło, jak i do tego co miało się zdarzyć w pozostałych 20 minutach. Niby mieliśmy przewagę, niby powstawały jakieś zalążki akcji, ale przeważnie wyglądało to tak, że na końcu ktoś za mocno podał, albo podał niedokładnie, albo zamiast celnie dośrodkować to walił bez sensu tam gdzie nikogo nie było. Najładniejsza akcja, taka na jedno podanie miała miejsce w II połowie, piłka chodziła jak po sznurku, tyle tylko, że jak już w polu karnym poszło ostatnie podanie, to Przemek Ryński właściwie nie strzelił, tylko podał piłkę bramkarzowi. A propo bramkarza gości, to uwidocznił on swoją postawą kolejne niedociągnięcie organizacyjne tego spotkania. Otóż nie było nikogo, kto mógłby podawać piłki, i nie będzie to chyba przesadą jak napiszę, że bramkarz Janiny ukradł z całego spotkania z 5 minut przy biernej postawie sędziego. Właściwie to oprócz tych sytuacji z graniem gości na czas, to sędziego nie ma się co czepiać. Mecz prowadził bez większych błędów i co ważne puszczał stykowe sytuacje, dawał grać w piłkę.
Co można powiedzieć o konkretnych formacjach czy poszczególnych piłkarzach? Chyba w zasadzie to, co zawsze. Bramkarz i obrona praktycznie bezbłędnie. Najlepszy wczoraj Marcin Grunt. Przerywał wszystko, co było do przerwania, miał sporo odbiorów i to co mi się najbardziej podobało, że gdy już jakąś piłkę odebrał, to nie wywalał na oślep do przodu tylko starał się stwarzać jakiś zalążek akcji ofensywnej. Cała pomoc wczoraj jakaś taka ospała. Mały miał dobrą okazję z wolnego, ale to już chyba byłoby za dużo szczęścia, żeby strzelić w 3 meczu z rzędu, chociaż w końcówce miał taką patelnię sam na sam, że wszyscy już widzieli piłkę w siatce, ale wczoraj strzelenie bramki nie było nam pisane. Mateusz Fryc tyle sobie pograł, co sam się cofnął po piłkę, albo wywalczył ją po błędach obrońców gości. Sam w ataku niewiele zdziała, a pomocnicy nadal mu nie pomagają. W ogóle system jakim gramy czyli 1-4-2-3-1 jest niby bardzo ofensywny i fajny do oglądania, ale to trzeba mieć do takiego stylu właściwych wykonawców. Jakby ktoś nie wiedział, to takim właśnie stylem gra Real Madryt, który w tym sezonie zdobył w lidze do tej pory 100 bramek, z tego 60 u siebie, a my w meczach na wiosnę strzeliliśmy bramek 6, z tego u siebie jedną i to z rzutu wolnego. Ktoś pewnie powie, że porównanie z dupy, bo tam za pomoc ofensywną odpowiadają Ozil, Ronaldo, Kaka czy Di Maria, a na szpicy gra Higuain czy Benzema. Oczywiście nazwiska wielkie i nijak się to ma do naszej skarżyskiej rzeczywistości, ale i w składzie takiej Janiny czy innych Dalinów nie dostrzegam Puyolów czy Danich Alvesów. Takie ustawienie musi nieść za sobą to, że boczni pomocnicy muszą cały czas absorbować uwagę obrońców, schodzić do środka, wyciągać ich do przodu, boczni obrońcy też muszą być cały czas pod grą, wtedy ten jedyny napastnik ma szansę na prostopadłe zagranie i oddanie strzału. U nas takich zagrań jest jak na lekarstwo, więc może lepiej zagrać klasycznym 4-4-2, chociażby dlatego, że 2 napastników z reguły absorbuje 2 razy więcej obrońców niż jeden i może wreszcie zaczniemy coś więcej strzelać. Jeszcze kilka słów do Marcina Talera. Chłopie, zagrałeś przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. Kilka twoich zagrań wywoływało na trybunach tylko złość i konsternację. Nie to, że byłeś jakiś najsłabszy czy zawaliłeś mecz, ale nic wielkiego nie pokazałeś. Schodzisz, kibice Ci klaszczą, chociaż w sumie nie mieli wczoraj jakiegoś obowiązku i nie stać cię nawet na odwzajemnienie tego miłego gestu? Na odwzajemnienie oklasków czy zwykłe podniesienie ręki? Ucz się od innych kolegów, którzy wczoraj schodzili, ucz się od Marcina Kołodziejczyka schodzącego z boiska w Starachowicach. Możesz być zły na siebie, że nie zagrałeś za dobrze, możesz być zły na trenera, że cię zdejmuje, ale nie można ot tak zejść z boiska. Ludzie wczoraj mogli mieć tysiąc innych spraw na głowie niż lecieć w południe na mecz. Ale znaleźli się tacy co przyszli i należy się im szacunek. Ja np. zamknąłem wcześniej sklep, żeby się stawić na meczu. Zarobiłem mniej, zmarzłem, ale cieszyłem się, że mogłem obejrzeć mój Granat, że zdążyłem jeszcze na II połowę meczu rezerw Granatu. Takich jak ja pewnie było więcej, że z czegoś zrezygnowali, że zaryzykowali może kłótnię z żoną, bo zamiast sprzątania czy ostatnich zakupów wybrali się na mecz. I właśnie dla takich ludzi ten gest schodzącego piłkarza jest ważny. Oklaski pokazują, że jakkolwiek piłkarz nie zagrał to kibice docenili walkę, piłkarz pokazuje, że identyfikuje się z kibicami. Wczoraj tego zabrakło i mam tylko nadzieję, że była to chwila zapomnienia i jednorazowy wybryk.
Na koniec jeszcze kilka słów o rezerwach. Te chociaż wygrały swój mecz, ale styl również pozostawiał wiele do życzenia. Z politowaniem ogląda się sytuacje gdy zawodnik będąc sam na sam z bramkarzem z 8 metrów strzela słabiej od pięciolatka. Podobno w I połowie grał Grzesiek Tobiszewski, ale ja tego nie widziałem więc nic o tym nie napiszę. No może tylko tyle, że bramki nie strzelił.
Dobra kończę, bo Święta Wielkanocne w pełni i trzeba ten czas postu ostro zacząć nadrabiać. Za tydzień mecz w Wolbromiu, a za 2 tygodnie kolejny mecz u siebie i należy mieć nadzieję, że czas postu na zwycięstwa i strzelanie bramek u siebie też już się zakończył.
Wesołych Świąt dla wszystkich i do boju ZKS !!!


P.S. Jak dziwna jest piłka i jak ciężko coś do czegoś porównywać okazało się już kilka godzin po napisaniu tego arta. Taki ultra ofensywny Real mimo dwustu sytuacji w meczu, ogólnie nie zachwycił i zremisował 0:0 z Valencią. A dlaczego nie zachwycił? Ano, dla kibica tylko dlatego, że nie strzelił bramki i nie wygrał. Dokładnie to samo można powiedzieć o naszym meczu. Czasami jedna bramka potrafi zmienić całościowe zdanie o spotkaniu. Dlatego nieraz warto dwa razy coś przemysleć zanim krzyknie się coś z trybun. "Gramy na wyjeździe, remis nam pasuje" - coś w tym prześmiewczym stylu dało się słyszeć w sobotę na trybunach. Nie, kurwa, ten remis nikomu nie pasował, może oprócz gości, nasi piłkarze chcieli ten mecz wygrać tak samo jak chcieli tego kibice. Po prostu nic się nie udawało. Może to wina zbliżających się Świąt, może wczesna pora rozgrywania meczu, ale na pewno nie było tak, że chłopakom się nie chciało. Chciało się, ale to tylko sport. Chcieć to jedno, potrafić, to drugie. Nie zawsze wygrywa się samym zaangażowanie w mecz. Po prostu, żeby mieć szansę na zwycięstwo, najpierw trzeba chociaż raz umieścić piłkę w siatce przeciwników. A ta, jak na złość nie chciała się tam znaleźć. Albo raczej w tym dniu nie było nikogo, kto potrafił by to zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz