poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Kto nie był, niech żałuje...


Takiego oczekiwania na mecz wyjazdowy już dawno nie było. Okazja do spotkania ze starymi znajomymi, wyjazd pociągiem, na dworze zimno, śnieżnie, gorąco na trybunach i 4:0 do przodu. Było warto, ale może od początku.
Dla wielu z nas zaczęło się już od wczesnych godzin porannych. Zanim z różnych stron miasta zaczęliśmy się schodzić my, z różnych zakątków województwa, i nie tylko, zjeżdżali się powoli nasi znajomi,koledzy i przyjaciele. Miło się na sercu zrobiło szczególnie na dworcu, bo okazało się, że przyjaźnie i znajomości i dawnych lat przetrwały, a i nowych przybyło. Nie będę wymieniał nikogo, bo nie chcę kogoś pominąć, ale za przybycie szacun i dzięki. Ze Skarżyska można powiedzieć, że ilościowo lekko – pół – średnio, ale kto miał być ten był. Za to jakościowo, te 145 osób wspólnej wiary wyglądało bardzo solidnie. Wyjazd ze Skarżyska spokojny, zresztą na biletach więc nie było się do czego przyczepić. Pierwszy tego dnia folklor mieliśmy w Suchedniowie gdzie kilkaset metrów za peronem stało kilku kolesi, którzy na widok ruszającego pociągu, szybciutko zaczęli wyciągać z majtek szaliki Orlicza, żeby dumnie nam je zaprezentować. Co kraj to obyczaj, żeby nawet tym bohaterom zrobiło się miło, napiszę, ze akcja na plus dla nich. Ciekawie zrobiło się na dworcu w Kielcach, głośny śpiew i kilka odpalonych rac dało naprawdę solidny efekt. Przesiadka i jedziemy już do celu podróży. Na miejscu spokój, dużo tych co zawsze i kilku miejscowych robiących z daleka fotki. Pod stadionem ilość niebieskich mogłaby zdezorientowanemu obywatelowi sugerować, ze szykuje się jakaś lokalna wojna. Wejście na stadion to totalna porażka, zdejmowanie czapek, kamerowanie dowodów, a wszystko w takim tempie, że ostatni z nas weszli już sporo po rozpoczęciu meczu. Doping w przekroju całego meczu średni, z mocnymi zrywami zwłaszcza po zdobytych bramkach. Pisałem coś przed meczem, że 3:0 byłoby w sam raz, Marcin Grunt nie posłuchał i dołożył na 4, ale w tą stronę to mogę się mylić w nieskończoność. Uprzejmości z obu stron też nie brakowało, bo przecież brakować nie mogło. Miejscowi pokazali, że umiejętności wspinaczkowe są im nadal nieobce i pewnym momencie odpalili nawet race na dachu pobliskiego bloku. Ogólnie coś tam się starali mimo małej liczby, ale akurat nas najmniej to obchodziło. Po meczu krótkie świętowanie z piłkarzami efektownego zwycięstwa i spokojny powrót do Skarżyska. Tutaj zabawa z przyjaciółmi trwała jeszcze w najlepsze do późnych godzin nocnych, a w niektórych przypadkach nawet do wczesnych rannych. Jeszcze raz dla wszystkich dzięki. Kto był ten widział, kto nie był niech żałuje.
Nie będzie dzisiaj dużo o grze piłkarzy. Przy takim wyniku należy pochwalić całą drużynę. Oczekiwaliśmy wysokiego zwycięstwa i takie zwycięstwo piłkarze nam zapewnili przy obopólnej radości. Trener trochę pomieszał składem, trochę się pomęczyliśmy, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że gra jednym napastnikiem i pięcioma pomocnikami niekoniecznie dobrze nam wychodzi, ale narzekać nie ma na co. Skupiając się na sytuacjach bramkowych, to przy pierwszej kapitalna asysta Łatkowskiego. Nie dał opuścić piłce boiska, z łatwością zwiódł zwodem obrońcę i dośrodkował bardzo dokładnie wydawałoby się słabszą, prawą nogą. Mateuszowi zostało już tylko dobrze złożyć się do strzału i wpadło. Druga bramka, to asysta Małego i drugie trafienie Mateusza. Akurat ten obrońca gospodarzy co najbardziej się wydzierał, że był spalony, to sam nie wyszedł do przodu i sprokurował bramkową sytuację. Coś tam mruczał i wyleciał z czerwoną, płakać z tego powodu nie będziemy, co więcej chcemy więcej takich ogórków w szeregach przeciwników. Najważniejsze, że Mateusz zaczął strzelać i teraz to już będzie na tyle z górki, że licznik zatrzyma się może gdzieś w połowie drugiej dziesiątki. Trzecia bramka to czapki z głów. Marcin, tydzień po tygodniu strzela z wolnego tak, że bramkarz nawet nie ma czasu się ruszyć. A jak się cieszył z tej bramki, to wiedzą ci, co byli. Nie wiem na ile to jest prawda, ale podobno bramkarz Janiny po obejrzeniu tej bramki, odmówił wyjazdu na najbliższe sobotnie spotkanie. W sumie coś może być na rzeczy, ja też bym się bał. Ostatnia bramka też ładna, asysta Rynia , Marcin Grunt znalazł się tam gdzie powinien i z przytupem podkreślił swoją dobrą grę w całym spotkaniu, chociaż może raczej trzeba napisać, że „uGRUNTował” swoją pozycję w pierwszej jedenastce. Oczywiście były jakieś błędy, niedociągnięcia, ale to takie malutkie, że szkoda pisać. Raczej trzeba się cieszyć, bo jest z czego. Fajnie natomiast słucha się pomeczowych wypowiedzi trenera. A to powie, że sprawiedliwszy byłby remis, tutaj wyskoczył, że nie byliśmy lepsi o 4 bramki. Jak nie byliśmy, jak byliśmy? Przecież chyba na tym polega piłka, że jak się złapie przeciwnika to się go jedzie raz, dwa, trzy, cztery i mało, mało :-) Ja rozumiem, że w tej lokalnej piłce człowiek obraca się non stop wśród znajomych, ale takie poprawnie politycznie wypowiedzi może należałoby zostawić politykom. (to żart oczywiście, żeby ktoś życzliwy nie sugerował jakiegoś ataku w stronę Irka) Ja tam znajomych w Jędrzejowie nie mam i mogę napisać, że jak ogórki miały ochotę na przyjęcie czwóreczki, to my im z miłą chęcią tę czwóreczkę wbiliśmy.  
Za tydzień mecz w świątecznej atmosferze, ale na boisku pewnie będzie nie mniej walecznie niż w Jędrzejowie. Szkoda tylko, że po raz kolejny ktoś nie pomyślał i mecz zrobił w samo południe. Ile to osób mniej więcej o tej porze zjeżdża dopiero na święta do rodzinnego miasta, ile jeszcze robi ostatnie zakupy? Powiem krótko – sporo. I sporo z nich, powiedzmy dwie godziny później pojawiłaby się na stadionie. Ale po co kibicowi iść na rękę. Ktoś pewnie powie, że dzięki temu będą dłuższe święta. To może zagrajmy o 7 rano, będą jeszcze dłuższe. Ech, może już lepiej zakończę, nie chcąc psuć atmosfery tej wczorajszej naprawdę świetnej niedzieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz