poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Na złość najstarszym góralom...

Z różnym skutkiem toczą się nasze boje z drużynami z małopolskiego. Jednakże do Starachowic jechaliśmy jako najlepszy świętokrzyski trzecioligowiec i żeby status ten podtrzymać, po prostu musieliśmy tam wygrać. Żeby podtrzymać passę zwycięstw na wyjeździe też trzeba było wygrać. I wreszcie, żeby zrehabilitować się wobec kibiców, licznie przybyłym za swoim klubem, za ostatnie wpadki na Rejowie, też potrzebna była naszym zawodnikom wygrana.
 Skończyło się na „3 razy TAK”, lecz chyba nawet najstarsi górale nie przewidzieliby końcowego wyniku.
Cieszy się serducho kibica, gdy okazuje się, że jednak ten Granat potrafi zagrać na naprawdę wysokim poziomie. Nie to, że poprzednie stały na jakimś bardzo słabym, ale ogólnie konstruowanie akcji szło nam bardzo opornie, a już wykańczanie niekiedy ocierało się o poziom wręcz żenujący. W sumie nawet powiedziałbym, że wczorajszy mecz był bardzo podobny do tego sprzed tygodnia z Przebojem, wtedy jednak z czterech dogodnych sytuacji nie potrafiliśmy wykorzystać żadnej, zaś wczoraj praktycznie piłka wpadała do siatki w co drugiej składnej akcji. A, że piłka nożna polega nie na stwarzaniu jak najlepszych wrażeń artystycznych tylko na strzelaniu bramek, więc te cztery strzelone Juvencie z pewnością zrekompensowały kibicom nieudolność z Rejowa.

Można było mieć jakieś obawy jadąc do Starachowic. W sumie Juventa to doświadczony trzecioligowiec, jeszcze w lidze z nią nie wygraliśmy i takie tam. Pisałem poprzednio o przywiązaniu naszego trenera do systemu 1-4-2-3-1, ale przyznam, że po cichu liczyłem na jego zmianę, jak i na powrót do składu Michała Gajosa, który miał świetną końcówkę zeszłego sezonu. I... wcale się nie przeliczyłem, wreszcie zagraliśmy na 1-4-4-2 i okazało się, że i Mateusz wsparty drugim kolegą w przodzie więcej daje temu zespołowi, i Marcin Kołodziejczyk zagrał najlepszy mecz jak na razie, i wcale nie potrzebujemy dwóch defensywnych pomocników, żeby zagrać na zero z tyłu. Przyznam szczerze, że w rozmowie przedmeczowej z Irkiem wyczułem raczej taki musik jeśli chodzi o zmianę systemu niż jakieś większe przekonanie do nowego, ale to tym większe brawa za taką decyzję, bo przecież w sumie opłaciło się z nawiązką. Irek na wstępie oznajmił mi „dzisiaj gramy twoim ulubionym systemem”. A nieprawda, bo moim ulubionym systemem jest właśnie diament, twierdzę tylko, że akurat my nie mamy do niego odpowiednich piłkarzy. I nie jest to jakiś powód do wstydu, bo do takiego ustawienia nie widzę piłkarzy w żadnym polskim klubie, nawet ekstraklasowym. Taki np. Rumak z Lecha może ustawić Ślusarskiego jako jedynego napastnika i efekt będzie co najwyżej taki, że strzeli ze dwie bramki w sezonie, w tym jedną z Ruchem, a drugą jak mu zejdzie i piłka litując się wpadnie do siatki. I pewnie dlatego woli grać 4-4-2. Już nie mówiąc, żeby Lenczyk wystawił na ostrzu diamentu Ćwielonga, bo wtedy to mecze mogłyby trwać 2 razy po 2 dni, a i tak bramki byśmy nie uświadczyli, chyba, żeby Mila z wolnego strzelił, albo Cetnarski z karnego.

Dobra, wróćmy do Granatu. Dlaczego lepiej nam się gra wczorajszym ustawieniem? Ano dlatego, że mamy świetnego bramkarza i świetną obronę. Tak jak Marcin Grunt wszedł w sezon to normalnie poezja gry defensywnej. Jest po prostu wszędzie, wszystko na pewności i ogromnej nieustępliwości. Wślizg, główka, znowu wślizg, uruchomienie akcji ofensywnej pierwszym celnym podaniem, naprawdę oglądać taką grę to sama przyjemność. Pozostali obrońcy też klasa. Michał Bała zrobił wczoraj więcej rajdów lewą stroną i więcej razy dośrodkowywał niż w poprzednich trzech meczach, a jedno z tych dośrodkowań okazało się asystą przy strzale na 1:0. Dawid Sala gra tak pewnie na swojej pozycji, że gra jednym defensywnym pomocnikiem w zupełności nam wystarczy. Po to właśnie mamy solidnych defensorów, żeby wzmacniać siłę ataku. Taki Dawid po prostu sobie poradzi i za chwilę może uruchomić Talera czy Gajosa, niech młodzi non stop atakują i stwarzają presję na obrońcach drużyny przeciwnej. U Małego, aż widać chęć do gry, po dostaniu piłki nie wali już lagi na osamotnionego w ataku Mateusza, tylko musi wykazać się kreatywnością, raz do tego, raz do tamtego, ale wszystko do przodu. Bo w przodzie jest nas po prostu więcej. Może ta strata z początku drugiej połowy tak nie do końca przystoi jego umiejętnościom, bo kontratak poszedł zabójczy, całe szczęście bez konsekwencji, ale ogólna ocena gry naszego kapitana w całym meczu mocno pozytywna, a przecież i ta bramka na 3:0 też była całkiem niezłej urody. Marcin Taler tyle chyba biega w czasie meczu, co ja robię samochodem w tydzień, i dobrze, że okrasił swój występ golem, bo wreszcie uwierzy, że w meczu ligowym też potrafi wcelować w bramkę. Szkoda tylko, że zarówno jego jak i Michała Gajosa nie stać na jakiś miły gest w stronę kibiców, jakieś podniesienie ręki przy schodzeniu, bo kibice dziękują głośnymi oklaskami za grę, a tu w zamian tylko plecy. Uczyć się od Mateusza i od Małego, bo oni jakoś te oklaski kibiców słyszeli i podziękowali. Zresztą zawsze dziękują. Gwoli ścisłości dodam, że pierwsze dwie bramki strzelił dla nas Mateusz, który zdecydowanie odżył w takim ustawieniu. Co prawda jakby strzelił jeszcze ze dwie bramki to by się na siebie nie obraził, a okazje były wyśmienite ku temu. Nie ma co jednak narzekać. Takie mecze nie stwarzają po prostu pretekstu do narzekania. Po prostu wczoraj elegancko w mecz weszła cała drużyna. 4:0 na wyjeździe? Niemożliwe stało się możliwe dzięki Wam. I po przyjeździe do domu nie obejrzałem nawet Ligi Plus Extra. Bo Extra było w Starachowicach.
O zespole gospodarzy nie będzie nic, albo prawie nic. Po prostu byli dla nas tłem i to takim lichym, czarno - białym. Nawet Krystian Płusa, chociaż się starał, to wypadł bezbarwnie. A trzeba było przyjść do nas. Grałbyś i u siebie i w lepszym zespole. Czasami warto mieć mniejsze wymagania, ale więcej serducha dla swojego klubu. Chociaż może to za bardzo kibicowskie myślenie.

Narzekać można tylko, że na Rejowie tak rzadko oglądamy taką grę. Pora to zmienić, a okazja już za kilka dni. No bo przy całym szacunku dla przeciwników, ale nie wygrać z Połańcem to byłby niezły wstyd.

Kilka słów o naszych rezerwach, które po dwóch kolejkach są liderem w swojej grupie. A właściwie to kilka słów o Sławku Jedynaku. Ogromny szacun, że po tak ciężkiej kontuzji, nie próbujesz gdzieś dojść do formy w okręgówce czy może w 4 lidze, bo chętni pewnie by się znaleźli. Grasz i strzelasz bramki dla naszego Granatu w A-klasie, cały czas dając sygnał pierwszemu trenerowi, że jeśli masz wrócić do poważniejszej gry, to właśnie w naszych barwach. Trzymam mocno kciuki, żeby ta ambitna postawa jak najszybciej dała efekty w postaci bramek już na trzecioligowym froncie.

A na koniec trochę uśmiechu. Wchodzę sobie rano na kielecką piłkę, a tu taka strona główna:

Nie wiem czym zawinił administratorom niejaki Emil Skuza z Iwanisk, natomiast kara dosyć oryginalna. Dobrze, że Marbus (akurat zamieniliśmy wczoraj kilka słów, więc jakiś pozytywny postęp jest) nie stosuje takich kar, bo podejrzewam, ze do dzisiaj na stronie wisiałoby, ze Gruszka ma nie po kolei w głowie. Co nawet byłoby zgodne z prawdą, bo kto o zdrowych zmysłach mówi żonie , że 15 sierpnia jedziemy razem do Krakowa, a później patrzy w terminarz, po czym bierze w samochód i... z Jasiem, Damiano i Piplem pomyka... do Libiąża. Dobrze, że taka fajna i wyrozumiała jest, nawet żółtej kartki nie dostałem. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz