poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rejowscy faworyci

Człowiek się naharuje cały tydzień, później jedzie kilkadziesiąt kilometrów w niedzielę, żeby zrelaksować się na meczu, na własnym stadionie, i co dostaje w zamian? Nadenerwuje się bezradnością piłkarzy, poobgryza paznokcie i wraca w błogiej nadziei, że następnym razem będzie lepiej. Cóż, takie życie kibica.
Ostatnimi czasy we wszelakich lokalnych mediach, a i ja też dałem się na to złapać, przewijało się słowo „faworyci”. Nie wiem, kto to powiedział czy napisał pierwszy, ale na dzień dzisiejszy zasługuje chyba na bilet do wariatkowa i to w jedną stronę. Sam sobie dawałem trzy mecze na ocenę możliwości tej drużyny. Dwa z nich były na Rejowie, jeden z teoretycznie słabszym przeciwnikiem na wyjeździe. Po Limanovii czułem spory niedosyt, ale tłumaczyłem to sobie, że przeciwnik dobry. Taki dobry, że tydzień później ledwo zremisował u siebie z Wisłą Sandomierz, a przedwczoraj na Hutniku wygrał, bo akurat ten mecz sędziował gwizdacz z klapkami na oczach. A przecież sam pisałem przed sezonem, że tam nie grają ludzie co poodrzucali oferty Legii czy Wisły tylko goście, na których już dawno postawiono krzyżyk, a, że z Szubrytu da się się jeszcze coś wydoić to i tam są. No, ale na Granat i tak byli za mocni. Trzy dni później w Libiążu zwycięstwo, a, że to się dla kibica liczy, to na styl nie ma co patrzeć. To, że obydwie bramki padły po stałych fragmentach zeszło na dalszy plan, nie wiem czy słusznie, ale jednak. Wczoraj przyjechał Przebój, popałętał się trochę po boisku i dzisiaj sobie czytam na ich stronie, że z ciężkiego terenu w Skarżysku wywieźli punkt. Nasz trener w wywiadzie mówi, że to był nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Czyli cieszą się wszyscy, klepią się po plecach i wszystko jest dobrze. Jaki dobry mecz, jak nie umiemy nawet w najprostszych sytuacjach piłki do bramki skierować? Dobrze, że koleś z Przeboju przebił wszystkich i nie strzelił z 10 cm do pustej bramki, bo było by pewnie jeszcze gorzej. No chyba ktoś tu ma te 200 osób, co przyszło na wczorajszy mecz za debili i głupoli. No bo wszyscy są zadowoleni, tylko kurwa ci wredni kibice jak zawsze coś ujadają z trybun. Ja rozumiem nawet to, że trener w pewnym momencie nie wytrzymał i wdał się w mało kulturalny dialog z jednym z kibiców. Rozumiem, że trener jest za drużyną, bo być musi, ale mówienie, że ktoś ujada z trybun, bo mu żona w domu nie daje (nie wiem czy dojść do głosu czy mówiąc kolokwialnie dupy), jest wielkim obniżeniem standardów, jakie Irek sam sobie do tej pory wyznaczył dotychczasową pracą w naszym klubie. Ja nie rozgrzeszam tutaj naszego trenera, sam od siebie powiem tylko, że akurat wczoraj nie On powinien być adresatem kilku przycinek. Nie powiem, jest czasami chimeryczny, na siłę stosuje ustawienie, w którym ten zespół po prostu grać nie potrafi, ale jednak w ostatnim dziesięcioleciu naszego klubu to najbardziej pozytywna jego postać. Ustawił zespół jak uważał za słuszne, ale nie jest winny, że Marcin Kołodziejczyk zamiast do siatki, trafił w bramkarza, że Mateusz strzelił w wyśmienitej sytuacji koło słupka, że Taler jak miał dobitkę do pustej bramki, to strzelił pięć metrów nad poprzeczką i nie jest winny, że Imiela jak wyszedł sam na sam to zamiast się rozejrzeć gdzie jest bramkarz, to schował głowę między kolana i strzelił obok bramki. Trener może nauczyć schematów gry, wyjścia na pozycję, dojścia do sytuacji strzeleckiej, ale jak już zawodnik nie potrafi strzelić w sytuacji sam na sam, to żaden trener go tego nie nauczy. Zresztą niedaleko mnie siedział jeden z lepszych w przeszłości piłkarzy Granatu i po którejś tam żenującej akcji naszego zespołu powiedział: „Jejku, za co ten X gra w pierwszym składzie, przecież za moich czasów on by nawet nie został dopuszczony do podawania nam piłek na treningach, bo ani nie umie dokładnie przyjąć, ani prosto piłki kopnąć”. Pominę może o kim mówił, ale taka ocena człowieka, który na piłce się zna, mówi sama za siebie o poziomie wczorajszego meczu. Druga strona medalu jest taka, nasz trener tak naprawdę, nie potrafi tak zmobilizować drużyny, żeby lepiej grała w meczach na Rejowie. Jaki mamy bilans meczów u siebie to łatwo sobie sprawdzić, dla mnie większym problemem jest, że jak trener mówi, ze przyjeżdża do nas dobry zespół z Małopolski, to tak z góry się usprawiedliwia. Co to za gadka, że mamy silny zespół i gramy w każdym meczu o zwycięstwo? Równie dobrze tak może mówić każdy trener, ale za taką gadką muszą iść wyniki, a tych jak na razie trochę brakuje. Korona też mówiła, że jedzie na Legię po zwycięstwo, a skończyło się na czterech w dupę, co w sumie było jedynym pozytywem wczorajszego dnia. Bo tak naprawdę, to zaczął się nasz drugi sezon w III lidze, a jeszcze z nikim poważnym na Rejowie nie wygraliśmy. Bo chyba nikt mi nie powie, że w końcówce zeszłego sezonu poważnymi rywalami były takie zespoły jak Dalin czy Górnik Wieliczka. Z taką Limanovią i Przebojem nie wygraliśmy drugi raz z rzędu. Gdzie tu jest miejsce na mówienie o jakichkolwiek faworytach? Jedyne sensowne wzmocnienia zostały poczynione w bloku defensywnym, a w przodzie mamy osamotnionego Mateusza, który nie daje rady. Jedyna pozytywna wiadomość dla trenera i drużyny jest taka, że jesienią już żadna poważna drużyna na Rejów nie przyjeżdża. Będzie można lać Połańce, Szreniawy i Sandomierze, a o mecze na wyjeździe martwię się jakby mniej. Obyśmy tylko w międzyczasie sami nie przestali być brani za poważnych przeciwników. Może to jeszcze wszystko odpali, może skończy się nawet lepiej niż w zeszłym sezonie, czego przecież sobie najbardziej życzę. Ale łatka faworyta spadła z Was szybciej niż została przyklejona. Po tych trzech występach po prostu na nią nie zasługujecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz