poniedziałek, 25 lutego 2013

Zamiast podsumowania, kilka słów o trenerze


Właściwie to miałem pisać o 11:0, o derbach Mediolanu, Wiśle, Bełchatowie i ogólnie o zeszłym tygodniu, ale w niedzielę na pierwsze miejsce wskoczyła wiadomość z jednej stron o piłce, oczywiście dotycząca naszego klubu.

Chcę wierzyć, że te kilka zdań pisane w kontekście trenera i naszego klubu, jest dziełem jakiegoś gościa, nie ze Skarżyska, któremu nie po drodze z kolejnymi sukcesami naszego klubu. Jest też możliwość, że to wyczyn jednego z nas, zwłaszcza, że wielu kibicom Granatu w ostatnich tygodniach z trenerem też jest mocno nie po drodze.
Nie wiem kto, nie wiem po co, ale ważniejsze jest to, że wpis taki nie był wcale potrzebny. Nie chcę tu pisać żadnych poematów pochwalnych, raczej trochę suchych faktów, przemyśleń i wniosków na przyszłość. Nie będzie tu nic o prywatnych sprawach trenera. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, zresztą średnio mnie to obchodzi, oceniać mogę tylko po tym, jak zaangażowany jest w sprawy klubu i jakie osiąga wyniki.
Trener zwykł przypominać nam o czasach gdy został trenerem Granatu. No to cofnijmy się na moment do grudnia 2009. Irek zostaje naszym trenerem. Oczywiście nie dlatego, że kocha Granat, że chce mu pomóc z dobrego serca w ciężkiej sytuacji, ale dlatego, że Wtórpol zapewnia dodatkowy zastrzyk gotówki, dla ratowania IV ligi w Skarżysku i można tu stworzyć ciekawą drużynę mogącą walczyć o wysokie cele. Z dnia na dzień pojawia się u nas pół Nidy Pińczów plus kilku innych graczy i z dnia na dzień z chłopca do bicia, stajemy się rozdającym karty w lidze. Ile w tym zasługi trenera? Chodziły informacje, że tamten zespół utrzymałby się ze sprzątaczką z Wtórpolu na ławce trenerskiej, ale nie bądźmy złośliwi. Ktoś to musiał poukładać i poukładał. Utrzymaliśmy się i to było dla nas – kibiców najważniejsze. Nowy sezon, to nowe wyzwania i nowe nadzieje. Cel był jeden – awans do III ligi. Jesienią laliśmy praktycznie każdego, wiosną pojawiły się pierwsze zgrzyty. Zespół naszpikowany najlepszymi graczami z województwa, w fatalnym stylu przegrywa w Sandomierzu, dwa tygodnie później, grając defensywny antyfutbol raptem remisuje bezbramkowo w Bodzentynie. Po moim krytycznym artykule, trener wdaje się ze mną w polemikę, podobno kilku piłkarzy też się obraziło, koniec końcem rozeszło się po kościach, a awans do wyższej ligi stał się faktem. III liga w naszym wykonaniu, to dalszy ciąg sukcesów trenerskich Irka. Mimo różnych wahań formy drużyny i słabych występów na Rejowie, mamy wyjazdowe zwycięstwa w Tarnowie, Limanowej i na koniec zajmujemy wysokie czwarte miejsce. Kolejne zgrzyty pojawiają się jesienią zeszłego roku. Po kolejnym braku zwycięstwa na Rejowie i otwartej krytyce ze strony trybun, trener i drużyna wdają się w niezbyt miłe słowne przepychanki z kibicami i wydaje się, że będzie tylko gorzej. Ale końcówka jesieni znowu należała do trenera i jego drużyny. Znowu to wszystko przetrzymał, poukładał i pokazał, że jest dobrym trenerem i niezłym psychologiem. 3 miejsce i dobra pozycja do ataku wiosną na II ligę.
Na początku roku wybucha sprawa ze Sławkiem Jedynakiem. Jak to było, już pisałem. Trener z pewnością nie spodziewał się takiej reakcji kibiców. Byłem w centrum wydarzeń i znam zarzuty kibiców. Pozbywanie się dobrego napastnika, niechęć trenera do piłkarzy spoza Kielc, forowanie swoich zawodników.
I dochodzimy do sedna sprawy. 3 lata dobrej pracy szybko poszły w zapomnienie. Jeszcze na swoim portalu wszystko starał się bagatelizować „Messi skarżyskich dziennikarzy”, wyśmiewał nawet inicjatywy kibiców, ale jakoś nie wyszło. Zaczęły się złośliwe pytania o zarobki trenera, o klasę co niektórych piłkarzy. Trener dorobił się nawet przydomku „Budżet nie jest z gumy”.
Wiem, że niektórzy chcą mi dorobić łatkę tego, który stał za wszystkimi tymi wydarzeniami. I jakkolwiek nie zawsze zgadzałem się z trenerem, a i teraz nie zgadzam się z Jego wszystkimi decyzjami, to nie byłem jakimś prowokatorem czy przywódcą kibicowskich wystąpień. Powiem nawet więcej, to ja tonowałem takie pomysły, jak list otwarty do prezesa czy jakaś pikieta pod Wtórpolem, bo i takie pomysły były. Byłem zwolennikiem pikiety na treningu, później doszliśmy do wniosku, że nie ma co uderzać w drużynę, a raczej ją wspierać.
Zarzut koroniarstwa w Granacie jest z punktu kibicowskiego nie do podważenia. Ale dzisiaj patrzę na to z innej strony. Znam się z naszymi zawodnikami, są to naprawdę dobre i solidne chłopaki. Wielu z nich jest z Kielc i to normalne, że pierwsze kroki piłkarskie zaczynali w Koronie. Nigdy tego nie ukrywali, ale też swoją postawą na boisku i poza nim zawsze pokazują swoje przywiązanie do Granatu. Normalne jest, że jeśli ktoś urodził się w Kielcach, to pierwsze kroki piłkarskie stawiał w Koronie. Normalne, że dla takiego zawodnika Korona będzie najbliższa sercu. Nienormalne było by to, jeśli byli by za Granatem, KSZO czy Zdrojem Busko. Nawet jeśli przyjmiemy, że zawodnik przyjezdny musi być lepszy od mniejscowego, żeby grać, to chyba oczywistym jest, że są lepsi od naszych wychowanków, których możemy oglądać choćby w rezerwach. Oczekujemy wyników i je mamy. Mamy trenera i mamy drużynę. Nie spierdolmy tego głupimi wpisami w internecie. Raczej zbierajmy kasę i szykujmy się na Limanovię. Będziemy wracać radośni, albo będziemy ostro krytykować. Ale najpierw pokażmy, że możemy to robić. Nie jest trudno w czasach netu najgłośniej krzyczeć wtedy gdy jest źle. O wiele trudniej jest ruszyć dupsko sprzed monitora i pokazać swoje Granaciarstwo na wyjeździe. O takich nie ma nawet co pisać.
Dlaczego pisałem tylko o zgrzytach? Ano dlatego, żeby pokazać, że było ich raptem kilka w ciągu tych 3 lat, co przy temperamencie ludzi piłki, nie jest jakimś szczególnym zarzutem wobec pracy Irka w Granacie. Dlatego, żeby pokazać, że o wiele więcej było tych miłych chwil, o których długo będzie się pamiętać. I dlatego też, żeby zamknąć ryja tym, którzy dopinają mi łatki w necie, że pisuję coś pod dziewięcioma kontami i trzydziestoma nickami. Jak chcę napisać źle, robię to podpisując się, tak jak podpisuję się pod tekstami, gdy piszę w pozytywnych tonach.
A trener? Poradzi sobie z Granatem jak i bez Granatu. Nie ma patentu na dożywotnią pracę w Skarżysku. Powiem więcej, prawdopodobnie jest to ostatnie pół roku, gdy widzimy Go na naszej ławce trenerskiej. Prędzej czy później, zapamiętam Irka, jako gościa, z którym zawsze można pogadać, zadzwonić i polemizować do woli. Jako gościa, który zawsze znajdzie wytłumaczenie dla swojej decyzji i nigdy nie powie, że zrobił coś źle. Taki charakter. Jak Go zapamiętają trybuny? Dla tych, co zaczynali przygodę z Granatem 3 lata temu, będzie na pewno synonimem awansu i poszczególnych sukcesów. Dla ludzi mojego pokroju, będzie jednym z wielu, na przestrzeni ostatnich 20 lat sukcesów i upadków naszego klubu. A tak naprawdę, to większość zapamięta Go tak, jakie będzie ostatnie pół roku pracy. Ale nawet jeśli ktoś odetchnie i powie: nareszcie, to jednocześnie powinien powiedzieć: dziękuję i powodzenia.
A potem będzie coś nowego. Ktoś odejdzie, ktoś przyjdzie. Tego będziemy lubić bardziej, tamtego wygwizdamy. Raz będziemy zadowoleni, innym razem będziemy narzekać. Ale kto ma Granat w sercu, za Granatem pójdzie wszędzie. I tego się trzymajmy.
A 11:0 zdarza się tak rzadko temu Granatowi jak 3:5 z ostatnim zespołem IV ligi. Czyli spokojnie, poczekajmy na ligę. Jesteśmy kurwa mocni i jesteśmy Granat Skarżysko!
Derby Mediolanu też są raz na pół roku. Ależ mecz. Walka przez 90 minut, a jakby było trzeba to i 290. Trzeszczą kości, piłkarze czarują techniką, dwie piękne bramki i... kolejne pół roku czekania. Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz