niedziela, 19 maja 2013

Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce. Wstydu nie było.

Po słabszym występie z Juventą, już po trzech dniach stanęliśmy do boju z kolejną drużyną z dolnych rejonów tabeli. O tym, że w takich meczach wcale nie jest łatwo przekonują chociażby wiosenne wyniki Podbeskidzia i Bełchatowa w ekstraklasie. Niemniej znalazło się kilkanaście osób, które postanowiło na żywo zobaczyć swój Granacik w akcji. Niestety przyszła porażka i trzeba powiedzieć sobie wprost - jest pozamiatane.



Po końcowym gwizdku wszyscy nasi piłkarze padli na murawę, jakby nie mogli pojąć, że to już koniec meczu, że porażka stała się faktem. 
I choć nieraz czytają tutaj cierpkie słowa, nawet po wygranych meczach, to dzisiaj napiszę:
wstydu nie przynieśliście
Nie mam żadnych pretensji do tej drużyny, do trenera. Daliście z siebie naprawdę wszystko.
Daliście z siebie nawet więcej, może i 101%, tyle, że nieraz nawet to nie wystarczy. Przykro było patrzeć na tych leżących chłopaków, na Irka krążącego od jednego zawodnika do drugiego. Każdy niemiłosiernie zmęczony i zrezygnowany. Stało się. Taka jest piłka. Ten mecz mógł się zakończyć każdym wynikiem. Zakończył się naszą porażką. Tylko dlatego, że zapierdalaliśmy i nie potrafiliśmy żadnej akcji wykończyć. Fatalnie pudłował Mateusz Dziubek, ale ten chłopak zapierdalał i w przodzie i w tyle za dwóch. Mobilizował, biegał, walczył i tylko albo aż nic nie strzelił. Pewnie jakby w takich sytuacjach strzelał to dziś by grał nawet wyżej niż w jakiejś Chojniczance. Dobry chłopak, ja go widzę u nas w przyszłym sezonie, ale musi być bardziej skuteczny, bo inaczej wszystkie pozostałe walory można o dupę potłuc.
Mógłbym tak wymienić każdego z osobna, ale jako wzór wymienię tylko Dawida Salę. Takich Dawidów chce się oglądać, milion przebiegniętych kilometrów na boisku i żadnego odpuszczania. Nie do przejścia. W końcówce grał praktycznie sam w obronie i kasował kontrataki gospodarzy takie dwóch na jednego, czy tez do spółki z Małym, czterech na dwóch.
Ta II liga i tak była patykiem po wodzie pisana. Strata do lidera była spora, zaplecze finansowe i infrastrukturalne też mocno wątpliwe. Za to drużyna może dziś spojrzeć na siebie w lustrze bez wstydu. 
Pewnie po sezonie nastąpią jakieś zmiany. Sam mam kilka pomysłów jak powinny wyglądać, ale na tę chwilę zostawiam je dla siebie. Możliwe, że kilku z Was skusi się na oferty z wyższej ligi, z kilku zrezygnuje trener. Możliwe, że na jesień staniemy do walki już jako faworyci. A wtedy już żadne Bochnie czy inne Muszyny nie staną nam na drodze.
Każdy musi kiedyś przegrać. Ważne, żeby uczynił to w dobrym stylu i z sercem zostawionym na boisku. A jeszcze ważniejsze, żeby w tych pozostałych meczach, mimo, że już o nic, wyjść i walczyć. Za Granat!
Na dzisiaj tyle. Na koniec wrócę jeszcze do meczu z Juventą, a właściwie tego, co było przed meczem. Pewnie już każdy przeczytał o inicjatywie drużyny i spełnianiu marzeń. Bardzo godna inicjatywa i bardzo godne urządzenie tej całej akcji. Nie pierwsza zresztą, bo było już włączenie się do akcji bodajże "szlachetna paczka" czy jakoś tak. Dobrze, że drużyna jest nie tylko na boisku, ale także poza nim. Szkoda mi tego chłopca. Każdy z nas chciałby być piękny i młody. Każdy chciałby być zdrowy. Niestety życie jest jakie jest i trzeba nauczyć się je przeżyć. Konrad, mimo choroby miał marzenie - obejrzeć mecz. Mecz Granatu. I tego dokonał mimo swojej choroby. Obyś chłopaku miał szansę jak najczęściej bywać na naszym stadionie, bo jak twoje serducho ma bić dla piłki to niech bije dla Granatu. Każdy kibic Granatu jest taki sam. Po prostu niebiesko - biało - czerwony.
Porównajcie to sobie nieraz z własnym postępowaniem. Niektórzy pojadą raz na rundę i dumnie śpiewają "jesteśmy zawsze tam...". Innym to nawet przez cały sezon ciężko ruszyć dupę na wyjazd za swoją drużyną i żałują, że Orlicz spadł, bo było kurwa tak blisko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz