wtorek, 23 lipca 2013

Rowerem za Granatem

Są wyjazdy autokarowe, bywa, że jeździ się pociągami, kiedyś był nawet pomysł, żeby do Suchedniowa iść na piechotę, ale ja wczoraj zdecydowałem się na wyjazd rowerowy. Nie był to żaden wyczyn, bo sparing graliśmy w Szydłowcu, a z Chlewisk to mam tam może z osiem kilometrów. Tak czy inaczej mecz obejrzałem, a i jazda rowerem na zdrowie poszła.

Z samego meczu niewiele można wyciągnąć daleko idących wniosków. Były błędy, nawet sporo błędów, ale nie czas i miejsce, żeby je konkretnym osobom wypominać. Lepiej popełniać je teraz i wyciągać wnioski już na ligę, niż wygrywać wszystko jak leci i spocząć na laurach z myślą, jacy to jesteśmy mocni.
Zagraliśmy składem, który niewiele będzie miał wspólnego z tym, którym wybiegniemy w Libiążu za trzy tygodnie. Nie zagrał Machy, Marek Basąg, Miano i Ryniu, cały czas nie możemy korzystać z Gajosa i Rabendy, nie zagrał też testowany ostatnio Kopeć, z którego pozyskania trener zrezygnował.
Za to po raz kolejny zaprezentowali się nasi nowi zawodnicy czyli Styczyński i Malinowski oraz cały czas testowani: Paweł i Piotr Markiewiczowie, Artur Kidoń oraz Dawid Stawczyk z Radomiaka i jeszcze jeden młodzieżowiec z Orląt Kielce, a właściwie to z Korony chyba.
Co do gry Bartka Styczyńskiego to mam mieszane uczucia. Mam wrażenie, że młodzieżowców powinniśmy poszukać na inne pozycje, natomiast obronę powierzyć doświadczonym i naprawdę solidnym piłkarzom. Nie to, ze Bartek to jakiś obibok czy mało solidny kopacz, po prostu mało doświadczony i taki niepewny w interwencjach. To może być melodia przyszłości, ale dzisiaj nasza obrona to: Chrzanu, Basąg, Gębura i Łata. Nie widzę tego inaczej.
Na lewej obronie zagrał Piotr Markowicz i w sumie mogę napisać to samo co o Styczyńskim – jeszcze nie teraz. Za to jego brat, który zagrał na prawej pomocy, to już inna bajka. Agresywny, szybki, zadziorny, wszędzie włoży nogę, moja rada na dzień dzisiejszy: bierzemy i dajemy pierwszy plac. Da radę. Należy dodać, że strzelił też bramkę, ale to akurat zasługa Mateusza Fryca, który wyszedł sam na sam i tak zakręcił bramkarzem gospodarzy, że ten do dzisiaj ma zawroty głowy, po czym podał do Pawła, któremu pozostało z dwóch metrów kopnąć do pustaka.
A propo Mateusza, to jest chłopak, który robi niesamowitą jakościową różnicę w przodzie, ma jednak na dzień dzisiejszy jedną wadę. Żeby strzelić bramkę potrzebuje trzech – czterech takich naprawdę dobrych okazji. A skuteczny napastnik powinien wykorzystywać przynajmniej co drugą. Tak jak wczoraj Kidoń, który miał dwie i obydwie wykorzystał. Tyle, że przy pierwszej sędzia pokazał spalonego czym się wygłupił strasznie, bo to nie była nawet stykowa sytuacja, tylko w momencie podania Artur miał ostatniego obrońcę chyba ze dwa metry przed sobą. Nawet trener się zdenerwował i mimo że to tylko sparing, to trzy słowa sędziemu zaaplikował. Przy drugiej też wyszedł sam na sam i kopnął do bramki z takim spokojem jakby grał już w piłkę ze dwadzieścia lat. Tyle tylko, że zastanawiam się czy akurat teraz jest nam taki zawodnik potrzebny. Młodzieżowcem nie jest, gra wybitnie ofensywnie, a u nas akurat w przodzie ludzi aż nadto. Dobrze wprowadził się Malinowski, jest Ryniu, za chwilę dojdzie Gajos, trzeba gdzieś znaleźć miejsce dla dwóch młodzieżowców. Decyzję podejmie trener, ale wątpię, żeby zostawił Artura w drużynie.
Pozostali dwaj testowani jakoś nie wbili mi się swoją grą w pamięć. Dawid grał na pozycji defensywnego pomocnika, ale to miejsce zarezerwowane dla Mateusza Mianowanego, chyba, że potrafi zagrać na innej pozycji. Na pewno dobre warunki fizyczne, ale czy to wystarczy? Drugi, bodajże Damian czy Patryk, to zawodnik chyba Korony, ostatnio Orląt Kielce, tyle wiem.
Bo oprócz oglądania meczu trochę trzeba było porozmawiać na temat wyjazdowych planów. Terminarz jest cały czas ruchomy. Tzn. był, do wczoraj. Ostatecznie zaczynamy jednak w Libiążu, za to Poprad mamy u siebie.
Następny sparing już w czwartek z Hapoelem Katamon Jerozolima. Nie jest to ten znany Hapoel z tego miasta, tylko klub stworzony od podstaw przez kibiców po jakichś nieporozumieniach związanych z działalnością klubu i spadkiem z najwyższej ligi przed paru laty. Zaczynali od tamtejszej piątej ligi, teraz są świeżo po awansie z trzeciej do drugiej. Czyli szału być nie powinno, co nie zmienia faktu, że musimy zaprezentować się z jak najlepszej strony. I wygrać.

A na koniec mała anegdotka. Akurat robię malowanie w dwóch pokojach i tak sobie w zeszłym tygodniu powolutku pracowałem, a to jedna ściana, a to druga, w piątek prawie skończyłem, zostawiłem jedną małą ścianę na sobotę. W sobotę tak mi się tego nie chciało robić, szukam tylko jakiejś wymówki, w końcu mówię wprost:
Nie chce mi się dzisiaj malować, odpocznę sobie w sobotę, a skończę w poniedziałek. (Zupełnie mi wypadło z pamięci, że mecz jest.)
Ta, już to widzę jak w poniedziałek skończysz, bierz się do roboty, niewiele zostało.
No mówię Ci, na pewno skończę w poniedziałek.
A ja ci mówię, że nie skończysz w poniedziałek, przecież Granat gra mecz w Szydłowcu.
Zupełnie mnie zatkało, a i o meczu sobie przypomniałem. Rad, nierad musiałem złapać za wałek i wiadro z farbą.
Ach, ta moja Żona, o wszystkim wie i wszystko wie lepiej...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz