czwartek, 7 listopada 2013

Pobili się dwaj górale...

Dobrych piłkarzy poznaje się nie po tym, że w meczu ze słabszą drużyną wygrywają pięć zero. Poznać ich można wtedy, gdy przyjdzie słabszy dzień, gdy nic nie wychodzi, a jednak walczą do końca i wychodzą z tej walki zwycięsko. Ostatnie mecze z rezerwami krakowskiej Wisły i BKS Bochnia dobitnie pokazały prawdziwość tej tezy.

Podobno w meczu z Wisłą byliśmy nawet słabsi. Co to ma do rzeczy, gdy nie dajemy sobie strzelić bramki, a w ostatnich sekundach Chrzanowi wychodzi strzał życia i trzy punkty są nasze. Cieszę się z dobrej formy Damiana w ofensywie, a ostatnio z coraz lepszej i w defensywie. Bo początek rundy miał taki sobie, żeby nie napisać hujowy. Nie to, że był mniej ambitny czy odstawał fizycznie. Raczej jakiś taki rozkojarzony, miał sporo strat, nieudanych dryblingów i pustych przelotów przy wślizgach. Strata trzeciej bramki z Porońcem i czwartej z Sołą to w dużej mierze zasługa tego rozkojarzenia. Nie ma o czym wspominać, kluczowa asysta z Koroną, bramka z Wisłą, kolejna asysta z Bochnią, udowadnia, że kawał z niego zawodnika, przynajmniej na poziomie II/III ligi.

Mecz z Bochnią to w ogóle inny świat. Kto był, ten widział, kto nie był, ten słyszał, a najważniejsze jest zwycięstwo i to odniesione znowu praktycznie z końcowym gwizdkiem. I jak to przeważnie bywa, dobry piłkarz przeważnie jest tam gdzie jest zagrana dobra piłka i co ważniejsze, potrafi to dobrze wykończyć. Brawo Łata!

Inna sprawa to postawa sędziego. Wg tych co byli, to był dziwny mecz. Długo biliśmy głową w mur, ale gdy wreszcie Dziubi ukłuł, to dziwnym trafem sędzia zaczął gwizdać tak, jak gdyby w tym meczu musiał paść remis. Już nawet nie o karnego chodzi, bo Miano stwierdził, że karny był ewidentny, ale o to, że identyczna sytuacja w polu karnym gości, jakoś nie spowodowała użycia gwizdka przez sędziego.

Pisałem w ostatnim felietonie o obstawianiu meczów u buka. Nie łudźcie się, odkąd można obstawiać III ligę, pewnie niejeden piłkarz, trener, działacz czy sędzia trochę na tym fakcie zarobił.

Wyobraźcie sobie sytuację:
Sędzia X będzie sędziował mecz zespołu Y z zespołem Z. Zespół Y to dobry zespół, ale zespół Z to też nie są jakieś ogórki. Zespół Y gra u siebie więc ciężko myśleć o zwycięstwie zespołu Z. Należy raczej zakładać zwycięstwo zespołu Y, z tym, że raczej niewysokie, bardzo prawdopodobne, że jednobramkowe. Sędzia X patrzy w internet, kurs na remis 3.50. Powinno się udać. Puszcza cztery kupony za czterysta złotych każdy, może nawet w czterech pobliskich miastach, każdy na remis. Czyli z każdego będzie ewentualnie około osiem stówek na czysto. Zaczyna się mecz, długo utrzymuje się remis. Ale zespół Y ciśnie i na dwadzieścia minut przed końcem strzela bramkę. Wtedy sędzia X zaczyna nie zauważać faulów zespołu Z, puszcza często grę, wyprowadza zawodników drużyny Y z równowagi, zaczynają się pyskówki, w końcu zespół Y widząc nieporadność sędziego, skupia się na dowiezieniu wyniku. W 90. minucie jest sytuacja jakich w meczu było już wiele. Czyli jakaś tam nabita ręka. Do tej pory gwiazdek sędziego X milczał, ale teraz... Teraz sędzia X bierze sprawy w swoje ręce czy może raczej płuca. Przecież te cztery kupony... Gwizdek i karny. Normalnie gol i remis. Ale kibice zespołu miejscowego są ostrzy. Mają miejsce zamieszki na trybunach i w okolicy ławek rezerwowych. Sędzia X jest zmuszony przedłużyć mecz. Już był w ogródku, ale zespół Y w doliczonym czasie strzela zwycięską bramkę. Tym razem się nie udało. Ale sędziego X trzeba uważnie obserwować w kolejnych meczach i patrzeć na wyniki tych meczów oraz, w których minutach padają bramki, czy nie ma jakichś czerwonych kartek lub mnóstwa żółtych.
Sytuacja zmyślona? Oczywiście, że tak. Ale czy nieprawdopodobna? Znając przypadki mające miejsce w polskiej piłce, pewnie niejednemu dała by do myślenia.
Wiele słyszy się, że firmy bukmacherskie chcą sponsorować czyli pomagać polskiej piłce. Skoro tak, to pierwszym krokiem powinno być wycofanie ofert z tak niskich lig, bo tego nie da rady się kontrolować. Nie przekonuje mnie fakt, że każdy mecz jest monitorowany pod kątem zawieranych zakładów. Owszem, jeśli ktoś będzie zachłanny i będzie chciał puścić sto kuponów po pięćset złotych, to pewnie go namierzą. Ale jeśli puści cztery to istnieje duża szansa, że mu się uda, a kwota powiedzmy trzech tysięcy w takiej lidze jest już spora. Małym utrudnieniem jest fakt, że podobno trzeba to robić w trzech kombinacjach. No tak, ale jeśli dołoży się dwa kursy po 1.02, że Serena Williams wygra w I rundzie z Okemachu Okechukwu z Gabonu, a Roger Federer z Leo Huang Ho z Wietnamu, to chyba nie wymaga dłuższego komentarza.

Ja tam wiele już meczów w życiu widziałem i dawno przestałem wierzyć w przypadek. Tyle, że na meczu z Bochnią akurat nie byłem.

Ale wracając do meczu czy bardziej sytuacji po podyktowaniu rzutu karnego, to klub od dłuższego czasu się o taką sytuację dopraszał.
Nie chcę oceniać chłopaka, który to zrobił. To mój dobry znajomy, wariat, kiedyś w Radomsku sam pobiegł przez pół boiska i wrócił do sektora Ceramiki z flagą gospodarzy.
Tyle, że lata 90-te dawno się skończyły, a przy dzisiejszej inwigilacji środowiska kibicowskiego, takie numery kończą się raczej nieciekawie.
Inna sprawa, że klub zatrudnia na każdy mecz kilka osób z profesjonalnej firmy ochroniarskiej, tylko nie bardzo wiem, czemu stoją one przy bramach, a nie w najbardziej zapalnych punktach trybun. No bo chyba na trybunach są w czasie meczu największe emocje. Przy bramach jest za to spokój więc nikt się nie przepracowywuje, co w Granacie jest raczej normą, ponad którą wybijają się raczej nieliczni.

Przed nami oczekiwanie na karę, mecz z Beskidem, Wierną i pucharowy z Moravią. No i to co kibice lubią najbardziej, czyli przynajmniej do soboty spoglądamy na wszystkich z góry. Oby jak najdłużej. Cała drużyna swoją ciężką pracą na to zasługuje, a i nam za tyle chudych lat, coś się od życia należy.
I oby w pucharze się udało, bo patrząc na ostatnie lata, różnie może z tym być. A i na najwyższych szczeblach okazało się, że w pucharze różnie może być. Taka Korona np. 5:1 w dupę i odjazd. Co oczywiście cieszy. Lech następny, co też mnie nie smuci.

Prawdziwe puchary, to jednak Liga Mistrzów. Oglądałem obydwa starcia Arsenalu z Borussią i jestem pod wrażeniem umiejętności gry w piłkę tych zespołów. Niemieckich zespołów nie lubię więc nietrudno odgadnąć za kim bardziej byłem, ale mecze były miodzio. Arsenal u siebie wyszedł z założenia, że pewnie więcej strzeli niż straci i się srogo zawiódł. Za to na wyjeździe zagrał w każdej formacji na 100% i nikt z Borussii za bardzo nie pograł. Nie mówię tu oczywiście o Schmelcerze, bo chłop jest ze dwie półki niżej od pozostałych, ale i inni z Lewandowskim na czele jakoś nie błysnęli. Podobno Lewego chce Real i nawet jestem za, bo oglądać Real co dwa tygodnie będzie można w jedynce, a może i TVP transmisje z Primera Division wykupi. I już słyszę Ryczela z Nsportu: Reeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaalllllllllllllllllllllllllllllll!!!

Akurat w Realu nie chcieli Ozila i wycenili go na 50 mln euro. Jak ktoś oglądał wczoraj mecz, to pewnie zauważył, że on dla zespołu w którym gra, jest bezcenny. Chłop gra w innej bajce.


A nasz bajka na pozycji lidera trwa. I jeszcze raz wszystkim zaangażowanym w Granat życzę, by trwało to jak najdłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz