niedziela, 13 kwietnia 2014

Teatr marzeń

Wiele scenariuszy pisali kibice przed wczorajszym meczem. Zwycięstwo po ciężkiej walce, zdecydowane 2:0, a byli nawet tacy, którzy byli gotowi zadowolić się remisem. Tego, czego świadkami jednak byliśmy, nie przewidział chyba jednak nikt.


Kilka razy pisałem już, że teraz na Granacie historia tworzy się na naszych oczach. Wiele meczów przeżyłem z tym klubem, wiele sezonów, raz lepszych, a raz gorszych, ale pewne rzeczy nadal zdarzają się po raz pierwszy.

Nie wiem do końca czy Irek naprawdę jest taki świetny czy też ma dużo szczęścia, natomiast wiem, że z pewnością on tę historię też tworzy i jest jej częścią.

Wiele razy Granatowi zdarzało się być w czubie tabeli, zdarzało się też liderować. No, ale wygrać z drużyną ze ścisłej czołówki 5:1 to jest jednak wyczyn.

Kiedyś rolę Łysicy pełniły drużyny typu Korona, Radomiak, Lublinianka czy Górnik Łęczna i nie przypominam sobie takiego zwycięstwa. Może takowe były, ale to przed 86 rokiem więc i pamiętać nie mam prawa. Z takiego tęgiego lania, które sprawialiśmy silnym drużynom, to na pewno wielkanocne zwycięstwo w Zamościu, bodajże 3:0, w Łukowie 6:0, a u siebie, to pamiętam, że raz przyjechały rezerwy Siarki, które też były w czubie tabeli i wszyscy mówili, że będzie ciężko, bo tak się złożyło, że grało tam wtedy z pół pierwszego składu z Paciorkowskim w bramce na czele, a skończyło się laniem 4:1, no, ale wtedy to dopiero byliśmy mocni.

Można w przypływie euforii się śmiać, że przyjechały ogórki, bo i poniekąd, patrząc na wynik, to prawda, ale tak naprawdę, to byliśmy świadkami bardzo dobrego meczu i wypada tylko zgodzić się z trenerem, że to nie Łysica taka słaba tylko my tacy mocni.

Słabych punktów nie mieliśmy żadnych. Każdy na boisku wywiązywał się ze swoich zadań znakomicie, no może poza straconą bramką, bo jednak ktoś tam błąd popełnił.

To, że Mateusz strzelił trzy, to nie jakiś tam wyczyn tylko po prostu norma, bo wiele razy pisałem, że w piłkę grać potrafi, a jak wreszcie wróci skuteczność to wyglądać to będzie tak jak wczoraj.

Kolejny raz wyróżnić trzeba Michała Gajosa, bo rozgrywa kapitalne zawody, a sposób wykończenia akcji bramkowej, to były spokojnie trzy ligi wyżej. Wyjście na pozycję, wyczekanie bramkarza i nie jakieś jebnięcie na siłę na „może wpadnie” tylko spokojne podniesienie piłki, w samo okienko. Klasa.

Ostatnio pisałem o notach pomeczowych czy też raczej się z nich śmiałem. I właśnie dlatego nie jestem ich zwolennikiem, bo przychodzą takie mecze jak ten z Łysicą... i kurwa brakuje skali.
Dawid Smolarczyk zagrał trzy razy lepiej niż w Muszynie, dogrywał, strzelił bramkę, zostawił sporo zdrowia na boisku, no i, co najważniejsze nie biegał bez sensu byle być jak najbliżej piłki. Czyli nota 21, zgadza się?

Mateusz dostał dychę czyli wychodzi na to, że lepiej już zagrać nie może.

Ja tam wolę po słabym meczu napisać, że było słabo, po dobrym pochwalić, a czy było na cztery czy osiem, to kogo to obchodzi?

Krystian Płusa kołyski w Skarżysku nie zrobił, ale tak przy okazji gratulacji z okazji narodzin potomka, to jeszcze podpowiem, że z Bodzentyna blisko do Nowej Słupi i tam można kupić taką regionalną, drewnianą. Na pewno dla dziecka i fajniejsza i wygodniejsza niźli ta niedoszła, skarżyska.

A tak w ogóle, to Anduła z Kalistą to grali? Bo ja ich w ogóle nie widziałem na boisku.

Kiero bardzo się pilnował przy zmianach, zwłaszcza tej Piotrka Markowicza za Dawida Smolarczyka, bo jeśli chodzi o młodzieżowców, to różnie mogło w meczu z Łysicą być. No ale, jak sam stwierdził po meczu, koncentracja to podstawa.

Miałem się też spytać Tomka Domaradzkiego czy tych sędziów to oni tam w związku w jakichś inkubatorach hodują, na jedno kopyto, bo co dwa tygodnie, to niby przyjeżdżają inni, a każdy cieniutki jak dupa węża. No, ale po wszystkich wywiadach okazało się, ze Tomek już do domu pojechał.

Wywiady zrobiłem aż trzy, czy też może raczej rozmowy, bo od wywiadów to Sekielski z Lisem czy też nasz lokalny Piotrek, no, ale coś tam posłuchać można.
Z trenerem nie zrobiłem, choć chciałem, ale nie chciał powiedzieć, co wie o naszych najbliższych przeciwnikach. Nałaziłem, się, naprosiłem, pytam: Irek, co wiesz o Sole, czy to prawda, że wychodzą na boisko w jedenastu? Tajemnica trenerska – więc nie nalegałem dłużej.

Mateusz Fryc tutaj.
Damian Chrzanowski tutaj.
Dawid Smolarczyk tutaj.



Chrzanowi się pomyliły mecze, bo miał dostać żółtą z KSZO i w Wielką Sobotę ze święconką iść, a tak, to odpocznie w środę, a w sobotę będzie znowu ganiał po Rejowie. Nie dał się też wciągnąć w rozmowę o kłopotach świętokrzyskich plantatorów ogórków, ale temu się nie dziwię, bo oprócz bycia specem od kopania piłki, to zna się jeszcze bodajże tylko na szybkich samochodach i ładnych dziewczynach. Ostatnio nawet szukał dwóch do pracy, ale nie pytałem czy znalazł.

O tym, jak ciężko jest być trenerem, nie mając szczęścia, przekonuje się co rusz Rafał Gołofit. Nie podejrzewam go o jakiś brak umiejętności czy nieudacznictwo, ale piłka to jednak nie tylko skończone kursy tylko także trochę trenerskiego nosa i szczęścia. Wczoraj był na Granacie, a Piast przecież rozgrywał swój mecz więc raczej przygoda w Chęcinach szybciutko dobiegła końca. Nie znam do końca sprawy, podobno Piast ma spore problemy organizacyjne, ale jak dla mnie to rozstanie zdecydowanie zbyt szybkie. 
Ostatnio narzekałem na marketing (ostatnio? Zawsze narzekam :-) , a tu okazuje się, że Granat wyprzedził ruchy unijne i jest prekursorem akcji, o której ostatnio głośno w mediach.


Możecie o niej przeczytać tutaj, a podobno są jakieś bonusy za uczestnictwo w niej. Za tyle lat wspierania lokalnego zatrudnienia w kategorii 70+, myślę, że ten bonus to będzie nie mniej niż kilkaset tysięcy złotych. Nie wiem dokładnie, bo się nie znam, ale na trybunę krytą powinno starczyć, a może i zostanie na nowe głośniki, bo „meskowate” są już bliskie wyzionięcia ducha. Zagrożona jest też posada trenera, bo nie wiem czy nie bardziej będzie opłacało się zatrudnić Andrzeja Strejlaua. 
Także kto czekał na wiadomość o możliwych dotacjach, to chyba już wszystko wie. Będzie dobrze.

A, żeby nie było, że wszystko jest źle, to świetnym ruchem ze strony klubu jest zrobienie sobotniego meczu o 13. Z rana ostatnie przygotowania do świąt, a po południu na Granat. Jeśli nie będzie jakiegoś super załamania pogody, to z pewnością setka ludzi więcej jest gwarantowana.

Natomiast jeśli chodzi o tytuł arta, to niech rządzący nie myślą, że chodzi tu, wzorem Manchesteru United, o stadion. Teatr marzeń, to było to, co zagrała nasza drużyna. Czapki z głów.
A jeśli chodzi o stadion, to w sam raz jest przydomek „Skansen Naiwności”. Przyjmie się?

Do następnego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz