Kilka razy pisałem już, że teraz na Granacie historia tworzy się na naszych oczach. Wiele meczów przeżyłem z tym klubem, wiele sezonów, raz lepszych, a raz gorszych, ale pewne rzeczy nadal zdarzają się po raz pierwszy.
Nie wiem do
końca czy Irek naprawdę jest taki świetny czy też ma dużo
szczęścia, natomiast wiem, że z pewnością on tę historię też
tworzy i jest jej częścią.
Wiele razy
Granatowi zdarzało się być w czubie tabeli, zdarzało się też
liderować. No, ale wygrać z drużyną ze ścisłej czołówki 5:1
to jest jednak wyczyn.
Kiedyś rolę
Łysicy pełniły drużyny typu Korona, Radomiak, Lublinianka czy
Górnik Łęczna i nie przypominam sobie takiego zwycięstwa. Może
takowe były, ale to przed 86 rokiem więc i pamiętać nie mam
prawa. Z takiego tęgiego lania, które sprawialiśmy silnym
drużynom, to na pewno wielkanocne zwycięstwo w Zamościu, bodajże
3:0, w Łukowie 6:0, a u siebie, to pamiętam, że raz przyjechały
rezerwy Siarki, które też były w czubie tabeli i wszyscy mówili,
że będzie ciężko, bo tak się złożyło, że grało tam wtedy z
pół pierwszego składu z Paciorkowskim w bramce na czele, a
skończyło się laniem 4:1, no, ale wtedy to dopiero byliśmy mocni.
Można w
przypływie euforii się śmiać, że przyjechały ogórki, bo i
poniekąd, patrząc na wynik, to prawda, ale tak naprawdę, to
byliśmy świadkami bardzo dobrego meczu i wypada tylko zgodzić się
z trenerem, że to nie Łysica taka słaba tylko my tacy mocni.
Słabych
punktów nie mieliśmy żadnych. Każdy na boisku wywiązywał się
ze swoich zadań znakomicie, no może poza straconą bramką, bo
jednak ktoś tam błąd popełnił.
To, że
Mateusz strzelił trzy, to nie jakiś tam wyczyn tylko po prostu
norma, bo wiele razy pisałem, że w piłkę grać potrafi, a jak
wreszcie wróci skuteczność to wyglądać to będzie tak jak
wczoraj.
Kolejny raz
wyróżnić trzeba Michała Gajosa, bo rozgrywa kapitalne zawody, a
sposób wykończenia akcji bramkowej, to były spokojnie trzy ligi
wyżej. Wyjście na pozycję, wyczekanie bramkarza i nie jakieś
jebnięcie na siłę na „może wpadnie” tylko spokojne
podniesienie piłki, w samo okienko. Klasa.
Ostatnio
pisałem o notach pomeczowych czy też raczej się z nich śmiałem.
I właśnie dlatego nie jestem ich zwolennikiem, bo przychodzą takie
mecze jak ten z Łysicą... i kurwa brakuje skali.
Dawid
Smolarczyk zagrał trzy razy lepiej niż w Muszynie, dogrywał,
strzelił bramkę, zostawił sporo zdrowia na boisku, no i, co
najważniejsze nie biegał bez sensu byle być jak najbliżej piłki.
Czyli nota 21, zgadza się?
Mateusz
dostał dychę czyli wychodzi na to, że lepiej już zagrać nie
może.
Ja tam wolę
po słabym meczu napisać, że było słabo, po dobrym pochwalić, a
czy było na cztery czy osiem, to kogo to obchodzi?
Krystian
Płusa kołyski w Skarżysku nie zrobił, ale tak przy okazji
gratulacji z okazji narodzin potomka, to jeszcze podpowiem, że z
Bodzentyna blisko do Nowej Słupi i tam można kupić taką
regionalną, drewnianą. Na pewno dla dziecka i fajniejsza i
wygodniejsza niźli ta niedoszła, skarżyska.
A tak w
ogóle, to Anduła z Kalistą to grali? Bo ja ich w ogóle nie
widziałem na boisku.
Kiero bardzo
się pilnował przy zmianach, zwłaszcza tej Piotrka Markowicza za
Dawida Smolarczyka, bo jeśli chodzi o młodzieżowców, to różnie
mogło w meczu z Łysicą być. No ale, jak sam stwierdził po meczu,
koncentracja to podstawa.
Miałem się
też spytać Tomka Domaradzkiego czy tych sędziów to oni tam w
związku w jakichś inkubatorach hodują, na jedno kopyto, bo co dwa
tygodnie, to niby przyjeżdżają inni, a każdy cieniutki jak dupa
węża. No, ale po wszystkich wywiadach okazało się, ze Tomek już
do domu pojechał.
Wywiady
zrobiłem aż trzy, czy też może raczej rozmowy, bo od wywiadów to
Sekielski z Lisem czy też nasz lokalny Piotrek, no, ale coś tam
posłuchać można.
Z trenerem
nie zrobiłem, choć chciałem, ale nie chciał powiedzieć, co wie o
naszych najbliższych przeciwnikach. Nałaziłem, się, naprosiłem,
pytam: Irek, co wiesz o Sole, czy to prawda, że wychodzą na boisko
w jedenastu? Tajemnica trenerska – więc nie nalegałem dłużej.
Damian Chrzanowski tutaj.
Dawid Smolarczyk tutaj.
Chrzanowi
się pomyliły mecze, bo miał dostać żółtą z KSZO i w Wielką
Sobotę ze święconką iść, a tak, to odpocznie w środę, a w
sobotę będzie znowu ganiał po Rejowie. Nie dał się też wciągnąć
w rozmowę o kłopotach świętokrzyskich plantatorów ogórków, ale
temu się nie dziwię, bo oprócz bycia specem od kopania piłki, to
zna się jeszcze bodajże tylko na szybkich samochodach i ładnych
dziewczynach. Ostatnio nawet szukał dwóch do pracy, ale nie pytałem
czy znalazł.
O tym, jak
ciężko jest być trenerem, nie mając szczęścia, przekonuje się
co rusz Rafał Gołofit. Nie podejrzewam go o jakiś brak
umiejętności czy nieudacznictwo, ale piłka to jednak nie tylko
skończone kursy tylko także trochę trenerskiego nosa i szczęścia.
Wczoraj był na Granacie, a Piast przecież rozgrywał swój mecz
więc raczej przygoda w Chęcinach szybciutko dobiegła końca. Nie znam do końca sprawy, podobno Piast ma spore problemy organizacyjne, ale jak dla mnie to rozstanie zdecydowanie zbyt szybkie.
Ostatnio
narzekałem na marketing (ostatnio? Zawsze narzekam :-) , a tu
okazuje się, że Granat wyprzedził ruchy unijne i jest prekursorem
akcji, o której ostatnio głośno w mediach.
Możecie o
niej przeczytać tutaj, a podobno są jakieś bonusy za uczestnictwo w
niej. Za tyle lat wspierania lokalnego zatrudnienia w kategorii 70+,
myślę, że ten bonus to będzie nie mniej niż kilkaset tysięcy
złotych. Nie wiem dokładnie, bo się nie znam, ale na trybunę
krytą powinno starczyć, a może i zostanie na nowe głośniki, bo
„meskowate” są już bliskie wyzionięcia ducha. Zagrożona jest
też posada trenera, bo nie wiem czy nie bardziej będzie opłacało
się zatrudnić Andrzeja Strejlaua.
Także kto
czekał na wiadomość o możliwych dotacjach, to chyba już wszystko
wie. Będzie dobrze.
A, żeby nie
było, że wszystko jest źle, to świetnym ruchem ze strony klubu
jest zrobienie sobotniego meczu o 13. Z rana ostatnie przygotowania
do świąt, a po południu na Granat. Jeśli nie będzie jakiegoś
super załamania pogody, to z pewnością setka ludzi więcej jest
gwarantowana.
Natomiast
jeśli chodzi o tytuł arta, to niech rządzący nie myślą, że
chodzi tu, wzorem Manchesteru United, o stadion. Teatr marzeń, to
było to, co zagrała nasza drużyna. Czapki z głów.
A jeśli chodzi o stadion, to w sam raz jest przydomek „Skansen
Naiwności”. Przyjmie się?
Do
następnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz